19 marca 2024

Prof. Andrzej Matyja: Strategią jest brak strategii

W trakcie rozpędzającej się piątej fali pandemii Ministerstwo Zdrowia ogłosiło pomysły na walkę z nią. Nazwano to „strategią”, co jest określeniem mocno na wyrost i przypomina zaklinanie rzeczywistości – pisze prof. Andrzej Matyja w felietonie dla „Gazety Lekarskiej”.

Foto: arch. NIL

O pilne przygotowanie strategii na jesień i zimę apelowaliśmy już wtedy, gdy wygasała trzecia fala. W Polsce, w Unii Europejskiej i na całym świecie zebrano wiele doświadczeń. Rada Medyczna była cały czas gotowa do pomocy. Radziła, rekomendowała. W różnych gremiach toczyły się debaty nad możliwymi rozwiązaniami.

Sam uczestniczyłem w dyskusjach eksperckich w ramach unijnych projektów poświęconych tworzeniu ochrony zdrowia elastycznej i odpornej na kryzysy, w tym te wywołane przez pandemie. Wiele postulatów można było wprowadzić w życie stosunkowo szybko. Eksperci od modelowania matematycznego przedstawiali prognozy ostrzegawcze. Decydenci w tym czasie swoją polityką doprowadzali do protestów medyków; zamiast eliminować pola konfliktów, otwierali nowe.

Pół roku temu oczekiwaliśmy strategii, czyli koncepcji działania długofalowego i wariantowego popartego konkretnymi przygotowaniami na podstawie rekomendacji eksperckich. Czas został zmarnowany, a teraz – w styczniu – gaszenie pożaru nazywa się „strategią”. Być może mniej zorientowani odniosą wrażenie, że sytuacja jest pod kontrolą. Dla nas, lekarzy, którzy jesteśmy blisko codziennej praktyki, to tylko zaklinanie rzeczywistości.

To, co zaproponowano w „strategii”, jest mocno spóźnione i nie uwzględnia twardych realiów. Ma być zwiększona baza łóżkowa dla chorych na COVID-19. Pytanie tylko, skąd wziąć personel (który też może być zdziesiątkowany z powodu kwarantanny)? A co z chorymi niecovidowymi i konsekwencjami długu zdrowotnego? Kolejna nowość to zwiększenie liczby zespołów ratownictwa medycznego. Pytanie: skąd wziąć obsadę?

Padła zapowiedź, że każda osoba powyżej 60. r.ż. przetestowana pozytywnie w ciągu 48h będzie mogła być zbadana (także w domu) przez lekarza pierwszego kontaktu. Pytanie: dlaczego odbiera się lekarzowi prawo do postępowania zgodnie z jego wiedzą i kompetencjami, by w odniesieniu do każdego indywidualnego przypadku mógł podejmować samodzielnie decyzję? Dlaczego wiążą mu ręce nie medycy?

Dlaczego składa się obietnice bez pokrycia i prowokuje kolejne konflikty na linii medycy – pacjenci i ich rodziny? Czy znów lekarze będą płacić frustracją, wypaleniem zawodowym za ustawienie ich przez rządzących w roli „chłopców do bicia”, a więc tych, którzy – rzekomo – nie chcą lub nie potrafią wywiązać się z nałożonych przez rząd obowiązków? To cyniczne i niegodziwe wobec lekarzy, którzy od ponad dwóch lat pracują pod gigantyczną presją i w ekstremalnych warunkach.

„Strategia” na piątą falę przewiduje też „wzmacnianie i promowanie znaczenia szczepień ochronnych”, tyle tylko, że realność tej deklaracji budzi poważne zastrzeżenia w kontekście swoistych tańców godowych, jakie rządzący odbywają wokół przeciwników szczepień i paszportów covidowych, wokół wszelkich koronasceptyków. Przegląd ich poglądów przyniosło wysłuchanie publiczne, jakie odbyło się 5 stycznia br. w sprawie poselskiego projektu ustawy o szczególnych rozwiązaniach zapewniających możliwość prowadzenia działalności gospodarczej w czasie epidemii COVID-19.

To wysłuchanie publiczne przeistoczyło się w swoisty antyszczepionkowy Hyde Park, gdzie wiele mówiono o szczepieniach jako eksperymencie medycznym, przyrównywano je nawet do zbrodniczych praktyk obozów koncentracyjnych, grożono, że wprowadzenie paszportów covidowych doprowadzić może do masowych demonstracji, a nawet wojny domowej. Cytowano dane zmanipulowane i wyrwane z kontekstu, często też wybrzmiewały teorie spiskowe. Takie poglądy mają wątpliwą wartość merytoryczną i trudno jest w jakikolwiek sposób z nimi polemizować. Wyjątkowo bulwersujące były wypowiedzi pełne obraźliwych sformułowań pod adresem autorów projektu ustawy i medyków.

Środowisko przeciwników szczepień jest bardzo hałaśliwe, ma również swoją reprezentację w Sejmie, a efektem jego aktywności jest zablokowanie prac sejmowych nad projektem wspomnianej ustawy, zwanej też ustawą Czesława Hoca, która – trzeba podkreślić – przyjęła bardzo złagodzoną postać, za co z kolei spotkała się z ostrą krytyką zwolenników szerokiego wykorzystania paszportów covidowych.

Jazgot antyszczepionkowego lobby i jego relacje polityczne sprawiły, że do zamrażarki trafił projekt przybliżający nas choć o pół kroku do rozwiązań sprawdzonych w krajach, które lepiej niż my radzą sobie z pandemią. W takiej atmosferze zapis „strategii” o promocji szczepień to raczej pusta deklaracja. Na tym tle realnie rysuje się scenariusz lockdownu nie zadekretowanego, lecz wymuszonego sytuacją pandemiczną i absencją pracowników. Trudno oprzeć się wrażeniu, że strategią jest brak strategii, co w praktyce oznacza: „Ratuj się, kto może!”.

Dotyczy to pacjentów (covidowych i niecovidowych), całego społeczeństwa, gospodarki, nie wyłączając placówek ochrony zdrowia, które stają przed wyzwaniami pandemii, a równocześnie zderzają się z szokującym wzrostem cen energii, skutkami Polskiego Ładu, galopującymi kosztami prowadzenia działalności leczniczej, nierealnymi wycenami świadczeń, zadłużeniem szpitali, a także zapowiadanymi zmianami w szpitalnictwie – a te stanowią tylko część toczących się reformatorskich planów Ministerstwa Zdrowia. Gros z nich nadzorował wiceminister Sławomir Gadomski – odpowiedzialny za budżet i finanse, nadzór i kontrolę oraz ocenę inwestycji, który właśnie podał się do dymisji.

Ciekawe, jak efekty walki z pandemią i działania Ministerstwa Zdrowia oceniają organizacje pacjenckie? Nie biją na alarm, co jest zastanawiające i zadziwiające – wszak chodzi o żywotne interesy pacjentów.

Andrzej Matyja, prezes NRL