25 kwietnia 2024

Bilans dwulatka

Zgodnie z definicją WHO celem testów przesiewowych jest wstępna identyfikacja nierozpoznanych dotychczas chorób, zaburzeń lub wad na podstawie standaryzowanych metod.

Foto: pixabay.com

4 marca 2020 r. narodziła się polska wersja pandemii koronawirusa. Losy „pacjenta zero” narodowa widownia śledziła z zaciekawieniem, a personel medyczny z narastającym lękiem. 16 dni później Ministerstwo Zdrowia ogłosiło stan epidemii. Wkrótce ograniczono przemieszczanie się poza miejsce zamieszkania.

Przywrócono kontrole graniczne, odwołano loty i przejazdy pociągów. W przychodniach ruszyły teleporady. Tysiące prywatnych gabinetów lekarskich i stomatologicznych zamknęło się nie tylko ze strachu przed nieznanym bliżej zakażeniem, ale przede wszystkim z powodu braku podstawowych środków ochrony osobistej.

Ceny maseczek, rękawiczek, fartuchów i przyłbic wystrzeliły w górę. Reorganizacja szpitali była rewolucją politycznych ignorantów. Lockdown, czyli chwilowy stan niepewności, zastąpiono trójkolorową grą w strefy, pracą zdalną i nauką online oraz wymyślaniem sposobów, jak zaczarować statystyki. Kolejne miesiące zlewają się ze sobą.

Gdyby analizować kwartalny rozwój wydarzeń, niemal każdy pandemiczny wpis, na wzór dokumentacji pediatrycznej, zawierałby informację o „braku oczekiwanego rozwoju fizjologicznego”. Trudności komunikacyjne z opiekunami narodu przeradzały się w masowe niestosowanie zaleceń. Mycie rąk znudziło się obywatelom najszybciej. Noszenie maseczek na brodzie stało się znakiem rozpoznawczym Polaka.

Dystans traktowano z dystansem. Testowanie to najsłabsze ogniwo organizacji. Krótkotrwałą nadzieję przyniosła szczepionka, ale już akcja szczepień uplasowała polskie społeczeństwo na dalekim miejscu w Europie. Jako jedni z nielicznych nie potrzebowaliśmy paszportów covidowych. Nic nie znaczyły słowa ekspertów z Rady Medycznej. Nadmiarowa liczba zgonów zobojętniła obserwatorów. Na siatce centylowej polska dwulatka wypada poniżej średniej europejskiej. Taki „Polski Ład”.

Przed przystąpieniem do bilansu trzeba obejrzeć rozebranego pacjenta i przeprowadzić ogólne badanie pediatryczne, a następnie przejść do wykonania testu przesiewowego w zakresie: małej i dużej motoryki, mowy, funkcji poznawczych i społeczno-emocjonalnych. Oczywiście ocena rozwojowych kamieni milowych dziecka przełożona w tym wypadku na społeczeństwo po dwóch latach pandemii jest tylko zabawą literacką. Jednak wnioski z niej płynące nie napawają optymizmem, zwłaszcza jeśli dotyczą stanu zdrowia służb medycznych i osób z powikłaniami pochorobowymi.

Apatia zamiast biegu, skoku i rzutu piłką znad głowy. Nieudane próby budowy stabilnej wieży z „hocków-klocków” przesłanych od decydentów. Komunikacja oparta na szyfrogramach korporacyjnej nowomowy. Nic nieznaczące gesty. Łączenie w zdaniu dwóch słów przez lekarzy czytających nowe wytyczne: „nie wierzę!”. Zabawa tematyczna: „kto to wszystko posprząta?” przy naturalnym w tym wieku braku empatii. Nadużywanie wyrazu „nie”. Ustawa, paszport, szczepienie, test? Nie. Pampersowanie miast higienicznych nawyków.

A jaki jest osobisty bilans każdego z nas po dwóch latach zmian funkcjonowania i społecznej krytyki świata medycyny? Czy potrafimy się zmierzyć z błędami i zważyć decyzje, podejmowane pod wpływem prawdziwych lub zafałszowanych informacji? Czego się nauczyliśmy, a co straciliśmy bezpowrotnie? Czy umiemy określić zagrożenia, których cienie odsiewamy w badaniu pandemicznych zysków i strat? I czy uda się, mimo zaniedbań, wrócić na ścieżkę harmonijnego rozwoju fizycznego i psychicznego postcovidowej generacji naszych podopiecznych i nas samych?

Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista