Traktat o podróży (fragmenty)

Fragmenty opowiadania pt. „Traktat o podróży” autorstwa Renaty Paligi – laureatki X edycji Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Profesora Andrzeja Szczeklika „Przychodzi wena do lekarza” (III miejsce w kategorii Proza).

Foto: pixabay.com

Renata Paliga – absolwentka Akademii Medycznej w Poznaniu. Doktor nauk medycznych, chirurg dziecięcy, pediatra, specjalista medycyny rodzinnej. Zajmuje się głównie etyką lekarską. W latach 2007-2014 publikowała wiersze na łamach m.in. „Pegaza Lubuskiego” oraz kwartalnika „Migotania”.

W konkursie „Puls Słowa” zdobyła I miejsce (kat. Poezja) oraz wyróżnienie (kat. Proza). Laureatka Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego Fundacji Gargano (kat. Proza). Jej Tomik „Osłuchiwania” był nominowany do Wawrzynu Lubuskiego 2016 r. Należy do UPPL. W 2016 r. zdobyła I miejsce w konkursie „Przychodzi wena do lekarza” w kategorii „Opowieść lekarza – opowieść pacjenta, a w 2017 r. w kategorii „Proza non fiction”.


Czasami ludzie szukają guza. Chcą poznać prawdę o sobie i świecie – jak zwierzęta. W akcie poznawania kierują się zapachami, które nieobecne są w ich ciałach. Przyjmują za pewnik to, co widzą, a obrazom przypisują znaczenie według swoich uprzedzeń, marzeń i wszelkiego rodzaju irracjonalności.

Podróżują, by czymś nowym się obrzydzić i zgorszyć. Zdziwić i zachwycić. Najchętniej widziane są doznania zawarte w gratisie. Całkiem niespodziewane – jak śmierć czy nieznana choroba, której nie przeżył nikt, kogo znają. Potrzebują doświadczyć obcości, aby zrozumieć, kim są. Koszt wiarygodnej oceny zawarty jest w cenie biletu na koniec świata.

Ludzie uciekali przede mną od zawsze. W szaleńczym tańcu bawiłam się z nimi w chowanego. Najbardziej panoszyłam się na statkach. Stłoczeni ludzie padali przede mną na kolana. Byli jak zasikane, śliniące się, płaczące dzieci. Szalałam wtedy. Kosiłam, tańczyłam flamenco, unosiłam spódnicę, zagryzałam. Zmieniałam ciała w rozpadające się guzy, wrzody, dymienice. Kolejną moją rozrywkę stanowiły wojny. Byłam ich nieodłączną częścią. Tam z kolei upodobałam sobie inne objawy.

Wysypki, krwawe stolce, gorączki, majaki, nazywane durem plamistym, tyfusem. Mężczyźni, którym wmówiono, że trzeba ginąć w imię idiotycznych sporów o paliki graniczne, złote korony, rodzaje kolonii i zależności, kończyli żywot w rowach, polach, brocząc krwią lub po prostu defekując bez końca. Tarzałam się w rzygowinach, krwi i pocie. Kąsałam, śniadałam i obiadowałam. Najbardziej zachwycałam się człowiekiem w postaci martwej. Wyssane, białe dłonie, jak z marmurowych głazów, przypominały ptaki. Szpony. Rozłożone lub skulone. Skrzydła.

Czasami wpływam na politykę, na bieg historii. Jestem mała, lecz „rządzę”. Tak się teraz pisze na murach. Więc potwierdzam – rządziłam armiami, zmuszam je do odwrotu. Nawet Napoleon musiał wycofać armię (nieskromnie powiem, że przeze mnie) z Afryki i Azji. Ba! Spod Moskwy! Pamiętam też Lenina, który wrzeszczał: „albo wesz zwycięży socjalizm, albo socjalizm zwycięży wesz!”.

Ja i moje siostry chłeptałyśmy różne rodzaje krwi. Nie, nie powiem publicznie, która z nich była najlepsza. Muszę dbać o dobre stosunki dyplomatyczne, zamierzam przecież podróżować i odwiedzać ulubione miejsca. Każdy chce mieć wakacje, chyba to rozumiesz.

Mam ulubione miejsca. Bywam tam regularnie i odmładzam krew. Opisują później moje wojaże. „Bergamo zarazą słynie” – napisał dawno temu pewien pisarz o miejscu, które odwiedzam dość często. Mają tam dla mnie katedrę, lecz najcenniejsze są opowieści przekazywane wraz z genami z pokolenia na pokolenie. Z pewną zazdrością stwierdziłam ostatnio, że znowu Bergamo jest na pierwszych stronach gazet i naukowych opracowań, chociaż tym razem nie mam z tą sławą nic wspólnego.

Gdyby nie ja, my, śmierć, nie byłoby tyle piękna na świecie. Nie byłoby Romea i Julii ani literatury, kościołów wotywnych, kopuł, budowli, sztuki ani dzisiejszej medycyny. Może byłoby coś innego, lepszego, piękniejszego, a może i nie… Kto wie…

Ludzie uciekają przed nami, chowają się, zwalczają. A przecież jesteśmy ich częścią! Każdy mój ruch wynika z ich wyboru, mój genom kolaboruje z ich genomem. Mieszkamy w ich jelitach, we krwi. Natura obwąchuje nas i maca. Świat jest lustrem. Oddaje im to, jak traktują zwierzęta, rośliny, siebie nawzajem, planetę ziemię.

Ludzie modlą się do Boga, ale zanoszą modły do siebie. Do swojej kruchości, którą instynktownie ubierają w złote szaty, przysłaniają obrazami i zbroją w relikwiarze. Modlą się do swojej podróży.

Nazywam się Xenopsylla cheopis (pchła szczurza), moja siostra to Yersinia pestis (pałeczka dżumy). Przynosimy wam czarną śmierć. (…)

Powiązane aktualności

Skomentuj

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.