22 listopada 2024

Efekt kuli śniegowej i kozioł ofiarny. Psychologia a pandemia COVID-19

Wydaje się, że uczestniczymy w wielkim eksperymencie społecznym. Sytuacji innej niż wszystkie, których udało nam się doświadczać. Nie wiadomo tylko, jak bardzo i czy trwale ona wpłynie na nasze zachowania – pisze Marta Jakubiak.

Foto: pixabay.com

Jak radzimy sobie z epidemią COVID-19? Czy jesteśmy gotowi do zmiany trybu życia? Czy ufamy władzy i sobie? Wspieramy się i pomagamy? Postawy wobec epidemii koronawirusa sprawdzili psychologowie z Uniwersytetu SWPS – dr Konrad Maj i prof. Krystyna Skarżyńska.

Między 24 i 26 marca przeprowadzili badanie „Społeczeństwo wobec epidemii” na ogólnopolskiej losowo-kwotowej próbie 1080 osób dorosłych. Po przeanalizowaniu wyników okazało się, że w dobie epidemii koronawirusa Polacy wykazują nastawienie prospołeczne (deklarują to zwłaszcza ci o niższym poziomie nieufności).

Prawie połowa badanych (47,6 proc.) deklarowała, że w związku z epidemią pomaga innym – tym, którzy są w trudniejszej sytuacji niż oni sami. Nie pomaga 15,4 proc. badanych, a 20 proc. nie ma na ten temat zdania. Aż 72 proc. uczestników badania deklaruje, że bardziej obawia się o zdrowie swoich bliskich niż o własne (przeciwną deklarację złożyło 5 proc. badanych, a 23 proc. odpowiedziało: „ani tak, ani nie”).

Autorzy raportu twierdzą optymistycznie,  że „pozostaniemy społeczeństwem, a nie luźnymi, samotnymi elektronami w zadżumionej, groźnej przestrzeni”, choć podkreślają także, że „społeczeństwo doświadcza poważnej traumy, a jej konsekwencje prawdopodobnie będą widoczne nie tylko w sferze osobistego życia, ale też w obszarze życia społecznego”.

Nowa rzeczywistość

Myślenie o przyszłości to stawianie pytań, na które często brakuje jednoznacznych odpowiedzi lub wręcz nie ma ich wcale. Autorzy „Ogólnoświatowego badania COH-FIT”, realizowanego wśród populacji ogólnej i pracowników służby zdrowia, postanowili sprawdzić, w jaki sposób epidemia COVID-19 wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne.

 W projekcie uczestniczy ponad 200 naukowców z całego świata, w tym zespół z Polski: prof. Jerzy Samochowiec, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (PTP), dr hab. Karolina Skonieczna-Żydecka (PTP) oraz naukowcy z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, przy wsparciu grupy ds. Zapobiegania Zaburzeniom Psychicznym i Promocji Zdrowia Psychicznego przy Europejskim Towarzystwie Neuropsychofarmakologii.

– Lockdown, którego jesteśmy świadkami i w którym sami uczestniczymy, pokazał, że wolności, o których myśleliśmy, że są dane na zawsze, mogą zostać nam odebrane, i to właściwie z dnia na dzień. Ludzie zostali pozbawieni kontaktu ze znajomymi, czasem z członkami własnych rodzin. Podstawowe interakcje społeczne stały się niemożliwe. To okoliczności, w których często dochodzi do manifestacji zaburzeń o podłożu emocjonalnym. Dodatkowo zamknięto placówki medyczne, odwoływano planowe zabiegi, diagnostykę. W najbliższej przyszłości możemy więc spodziewać się wybuchu chorób – zauważa dr hab. Karolina Skonieczna-Żydecka, współprowadząca badanie.

– Chcemy oszacować, na kogo najbardziej wpłynie zaistniała sytuacja i jak mogą manifestować się wynikające z tego faktu zaburzenia, zarówno psychiczne, ale także fizyczne – podkreśla dr hab. Skonieczna-Żydecka. Ankieta daje możliwość odfiltrowania wyników i dokładnego przeanalizowania, jak epidemia COVID-19 wpłynęła na zdrowie lekarzy i pracowników medycznych. Dlatego prowadzący zachęcają do wzięcia udziału w badaniu (https://www.coh-fit.com/take-survey). Badanie ma charakter prospektywny.

Obecnie prowadzony jest pierwszy etap, który potrwa do momentu ogłoszenia przez WHO zakończenia pandemii. Druga tura rozpocznie się po upływie pół roku od tego dnia i następnie w rok po zakończeniu pandemii. – Będziemy obserwować, co się dzieje z zaburzeniami, które wcześniej zostały zamanifestowane. Otrzymywane wyniki ważne są oczywiście już teraz, ale mają także ogromne znaczenie na przyszłość – wyjaśnia dr hab. Wojciech Marlicz z Kliniki Gastroenterologii PUM, współprowadzący badanie.

O jakich problemach wiadomo

Według Izabeli Kielczyk, psychoterapeuty i psychologa biznesu, Polacy z reguły bardzo starannie skrywają problemy natury psychologicznej. To kolejny temat tabu w naszym społeczeństwie. Te umiejętnie chowane wcześniej stany depresyjne i lęki teraz mogą wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Czy lekarze chcą mówić o swoich problemach? Jest bardzo różnie.

– Do naszej poradni dzwonili lekarze różnych specjalizacji. Pytali o swoich pacjentów, ale też chcieli rozmowy o sobie. Także o tym, jak rozmawiać z pacjentami, kiedy sami mają poczucie zagrożenia – opowiada doktor Michał Feldman, lekarz psychiatra z NZOZ Centrum Terapii DIALOG. Lekarze chcą jakoś odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Muszą mierzyć się z wyzwaniami, z którymi nie mieli wcześniej do czynienia w takiej skali.

W przypadku bardzo wielu pacjentów chodzi np. o lęk przed utratą pracy, radzenie sobie z izolacją i przeżywaniem emocji, o których nie za bardzo jest z kim porozmawiać. Pojawiło się też poczucie beznadziei, np. z powodu braku perspektyw. To zainspirowało zespół specjalistów tej placówki do opracowania poradnika „Jak zadbać o zdrowie psychiczne pacjentów w czasie pandemii?”. Dostępny jest on na stronie internetowej gazetalekarska.pl Obecnie przeprowadzanych jest też wiele badań, które mają pokazać, co dzieje się z lekarzami w kontekście pandemii COVID-19.

– Dla nas wszystkich to jest zupełnie nowa sytuacja. Rewolucja, którą osobiście przeżywamy. Na co dzień nie myśleliśmy przecież o tym, że jesteśmy istotami śmiertelnymi i że życie może być przerwane bardzo łatwo. Także nasze, lekarskie. Jednak gdy z dnia na dzień zaczęliśmy obserwować rosnące liczby zgonów, śledzić relacje o ciężko chorych i umierających pacjentach, zdaliśmy sobie sprawę, że znalezienie się w sytuacji choroby i śmierci może dotyczyć każdego z nas i członków naszych rodzin. Poczucie zagrożenia sprawiło, że nasze myślenie się przewartościowało – uważa doktor Feldman.

Z kolei dr hab. Karolina Skonieczna-Żydecka zauważa, że już wcześniej dużym problemem wśród lekarzy było wypalenie zawodowe. – Teraz działamy na adrenalinie, bo musimy sprostać wyzwaniom. W dłuższej perspektywie tak się nie da funkcjonować. Taka sytuacja jest bardzo niebezpieczna, bo wówczas problem wypalenia może się jeszcze bardziej nasilać – ostrzega.

Nowe technologie

Wcześniej wielu osobom bardzo dokuczała konieczność pełnienia obowiązków terapeuty w formie zdalnej, przemieszanie miejsca pracy z życiem prywatnym. Po dwóch miesiącach okazało się jednak, że część z nich jest wprost stworzonych do takiej pracy i chce, by tak pozostało.

– Przekonaliśmy się do nowych technologii. Jako psychiatrzy i psychoterapeuci mieliśmy duży opór przed zdalną pracą z pacjentami, uważając, że ona jest w pewien sposób wybrakowana. Po miesiącach izolacji widzimy, że w niektórych sytuacjach nie jest ona nie tylko gorsza, ale ma też różne przewagi: np. ci, którzy zajmują się zdrowiem psychicznym kobiet w ciąży i połogu, są w stanie pomagać znacznie większej liczbie osób – mówi doktor Feldman.

Jednak spotkanie z lekarzem, nie tylko psychiatrą, ma dla pacjenta też nieco inny wymiar niż tylko odbycie konsultacji. Daje poczucie zadbania o siebie. Jeżeli odbywa się online albo telefonicznie, ma nieco mniejsze oddziaływanie terapeutyczne. Daje się to zauważyć zwłaszcza w przypadku osób starszych, które po wizycie u lekarza mają zwiększone poczucie bezpieczeństwa i bycia otoczonym opieką.

 – Kontakt przez internet jest bardziej techniczny. Jest tam dużo mniej miejsca na relację – tłumaczy doktor Feldman. Pogląd ten podziela także dr hab. Karolina Skonieczna-Żydecka. – Kontakt bezpośredni z pacjentem wciąż jest najbardziej preferowany, ale w czasie pandemii przetestowano także inne możliwości interakcji. To jest wartość dodana czasu pandemii. Wiemy to także jako nauczyciele akademiccy, którzy zdalnie prowadziliśmy zajęcia ze studentami. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek przyjdzie nam zmierzyć się z taką sytuacją – podkreśla.

Co przyniesie przyszłość

Wielu ekspertów twierdzi, że po doświadczeniu COVID-19 opieka psychiatryczna i psychoterapeutyczna będzie dużo bardziej potrzebna. – Jestem bardzo daleki od tego, żeby mówić, że tak się stanie na pewno. Wszystko zależy od indywidualnych zdolności adaptacyjnych, ale też doświadczeń. Są osoby, które przetrwały te trudne momenty i czują się wzmocnione – zauważa doktor Feldman. Choć nie potrafi jeszcze teraz prognozować, jak doświadczenie pandemii wpłynie na kondycję psychiczną jednostek i społeczeństwa, jest przekonany o dwóch rzeczach.

– Czekają nas dwie fale. Jedna to fala rozwodów, a druga – urodzeń. Na pewno nie zaobserwujemy tego od razu, ale jestem przekonany, że w dłuższej perspektywie czasu w statystykach to odnotujemy. To było trudne przeżycie dla związków. Czas intensywnego bycia razem, wzmożonego doświadczania, z kim w domu jesteśmy. Niektórzy doznali czegoś dobrego, jednak byli też tacy, którym rozsypało się życie – ocenia.

Najpierw brawa, potem hejt

Na początku była pomoc i oklaski, a następnie na pracowników medycznych zaczęła wylewać się fala hejtu. Jak tłumaczyć taką zmianę zachowań społecznych? – Myślę, że to wynik lęku i niewiedzy. W takich okolicznościach budzi się pierwotny instynkt przetrwania – wyjaśnia dr hab. Marlicz. – Przy braku edukacji i tolerancji pierwotne instynkty biorą górę nad racjonalnym myśleniem. Za naszego życia nie doświadczyliśmy czegoś takiego jak pandemia, to zupełnie nowa sytuacja – stwierdza z kolei dr hab. Skonieczna-Żydecka. Jak zauważa doktor Michał Feldman, zmiana nastawienia do personelu medycznego nie dotyczy tych samych ludzi. Nie wszyscy bili brawo. I nie wszyscy chcieli pozbyć się z sąsiedztwa medyków.

– Jesteśmy bardzo różni. Jako lekarze cały czas doświadczamy wdzięczności naszych pacjentów. Wciąż bezinteresownie niosą nam pomoc, dziękują, zwracają się do nas z szacunkiem. Mam swoją prywatną teorię na ten temat, nie jest ona oparta na dowodach naukowych. Myślę, że wraz z wprowadzeniem zakazów, bardzo ograniczających wolność, w wielu osobach zaczęła narastać złość. Ta złość związana była np. z tym, że wielu rzeczy nie można. Ludzie tracili pracę albo możliwość uczestniczenia w aktywnościach, które były dla nich ważne. A złość ma to do siebie, że się kumuluje. W takiej sytuacji szuka się jej przyczyny. Pojawia się potrzeba znalezienia kozła ofiarnego. Dla jednych to będzie rząd, minister zdrowia, dla innych Bill Gates i spiski światowe, a dla jeszcze innych lekarze, którzy są nieudolni, roznoszą zarazę i zlecają za mało testów – wyjaśnia.

Złość związana jest też z lękiem, który w formie przewlekłej może objawiać się pogorszeniem nastroju i dolegliwościami somatycznymi, jak bóle głowy, bóle brzucha i biegunki. Ludzie stają się bardzo drażliwi, zaczynają być agresywni. To widać na ulicach, w sklepach, w relacjach sąsiedzkich. – Mechanizmy w mózgu człowieka, które pozwalają żyć w stanie przewlekłego lęku, są bardzo słabe. Nie jesteśmy stworzeni do takiego funkcjonowania przez dłuższy czas – tłumaczy doktor Feldman.

Co pozostanie

Według dr Karoliny Skoniecznej-Żydeckiej, zwiększy się częstość występowania zachowań depresyjnych i lękowych, ponieważ pandemia i izolacja to duży stres, a to sprawia, że w organizmie zwiększa się synteza kortyzolu, co z kolei wiąże się z incydencją chorób przewlekłych i – jak podkreśla specjalistka – będzie to chyba główne następstwo zwiększonej ekspozycji na stres. – Mam poczucie, że uczestniczymy w wielkim eksperymencie społecznym. Czy i jak wpłynie on trwale na nasze zachowania? Trudno powiedzieć. Według mnie ta sytuacja była inna niż wszystkie wcześniej – ocenia doktor Feldman.

Czy doświadczenie tej pandemii będzie trwałe i coś zmieni? – Po różnych przeżyciach zbiorowych, jak katastrofa smoleńska czy śmierć Jana Pawła II, spodziewaliśmy się, że coś w nas zostanie, że będzie inaczej. Chyba jednak to się nie zdarzyło. Jak będzie tym razem, trudno jednak przewidzieć – zauważa. – Z pewnością w medycynie coraz mocniej będzie się manifestować psychosomatyka. Jest coraz więcej dowodów, że stres ma bezpośredni wpływ na dolegliwości fizyczne. Już 20 lat temu mówiono, że przyczynia się np. do powstawania wrzodów.

Konsekwencją zaburzeń emocjonalnych będzie więc wzrost zaburzeń somatycznych, włącznie z otyłością, bo takie zaburzenia zmieniają nawyki: ludzie więcej jedzą, są bardziej apatyczni i mniej się ruszają. Utrudniony dostęp do lekarzy i badań diagnostycznych dodatkowo wywoła efekt kuli śniegowej, i to na lata. Samo przywrócenie dostępu do opieki zdrowotnej nie rozwiąże problemu. Można się spodziewać, że wszystko to przyczyni się do pogorszenia stanu zdrowia psychicznego i fizycznego całych społeczeństw – uważa dr hab. Marlicz. –Trzeba będzie zachować szczególną czujność, diagnozując pacjentów, i uwzględniać fakt, że mają za sobą doświadczenie pandemii – przestrzega.

Marta Jakubiak