Kostewicz: Nie ma przyszłości bez przeszłości
„Wizerunek lekarza to w ostatnim czasie duży problem. To, co kiedyś było ważne: lekarz, pielęgniarka, chory, operacja – zostało zatracone w istniejącym systemie”. Z prof. dr. hab. med. Waldemarem Kostewiczem, nowo powołanym prezesem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, rozmawiają Ryszard Golański i Marta Jakubiak.
Foto: Marta Jakubiak, archiwum prywatne
Po siedmiu kadencjach prof. Jerzy Woy-Wojciechowski oddał tekę prezesa Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Przejmuje pan insygnia właściwie po prezesie legendzie – nie boi się pan takiego wyzwania?
Z wielkim spokojem objąłem prezesurę Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, bo pracowałem pod pieczą pana prof. Woy-Wojciechowskiego przez kilka lat, jako skarbnik PTL. Zresztą nie tylko dlatego zdecydowałem się kandydować.
Również dlatego, że wiedziałem, że mogę liczyć na wsparcie mojej prezesury przez wielu przyjaznych mojej osobie wspaniałych ludzi, zgromadzonych wokół Polskiego Towarzystwa Lekarskiego i dotychczasowego prezesa. To fakt, pan profesor jest ikoną i legendą.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że należy odmłodzić zespół i czynię w tym kierunku starania, ale jednocześnie wiem, że nie ma sensownej przyszłości PTL-u bez wartościowej przeszłości. To prawda, której ja również hołduję.
Podczas sprawowania swojej prezesury liczę na pomoc i wsparcie nie tylko pana profesora, ale też osób, które przez lata z nim współpracowały. Bardzo się cieszę, że powstał Konwent Seniorów PTL, który zrzesza wszystkich doświadczonych i zasłużonych działaczy. Mają oni ogromny dorobek i przyczynili się do rozwoju tego najstarszego towarzystwa lekarskiego. Ich obecność i ich zdanie są dla mnie bardzo ważne.
Powiem szczerze, że wszyscy liczyliśmy, że będzie ósma kadencja dotychczasowego prezesa i następne, ale profesor zdecydował inaczej. Choć zrezygnował z dalszej prezesury, pozostał w strukturach PTL i obecnie piastuje bardzo zaszczytną funkcję Prezesa Honorowego.
Kandydując na stanowisko prezesa PTL, z pewnością przedstawił pan swój program. Jakie były najważniejsze jego punkty? Jakie są najważniejsze cele nowego prezesa?
Przede wszystkim patrzę w przyszłość, szukam nowoczesnych rozwiązań, ale jednocześnie chcę kontynuować dzieło mojego poprzednika. Piękna idea Towarzystwa Lekarskiego przeżywa dzisiaj trudne chwile. Wiele kół PTL podupada, traci zapał.
Pragnę zbudować sieć współpracy z osobami, które prowadzą lub chcą prowadzić oddziały i koła PTL w całej Polsce. Wiele z nich zostało rozwiązanych tam, gdzie nie było liderów. Chciałbym je reaktywować i uaktywnić. Już nawiązałem bezpośredni kontakt z wieloma lekarzami działającymi w strukturach regionalnych.
Nie jest jednak łatwo znaleźć chętnych do pracy społecznej, kiedy życie tak bardzo uległo komercjalizacji. Myślę, że to najważniejsze i zarazem najtrudniejsze wyzwanie dla nowego prezesa.
Jest pan cenionym przez pacjentów lekarzem, prezesem Polskiego Towarzystwa Angiologicznego… człowiekiem zapracowanym – co sprawiło, że zdecydował się pan kandydować na prezesa Polskiego Towarzystwa Lekarskiego?
Na początku w ogóle o tym nie myślałem. Byłem przekonany, że prof. Jerzy Woy-Wojciechowski będzie kandydował i zostanie prezesem. Kiedy wróciłem z urlopu, dowiedziałem się, że jednak tego nie zrobi. Pojawił się wtedy otwarty problem: kto będzie nowym prezesem.
Było kilka dobrych kandydatur. Nie brałem pod uwagę swojej. Jednak po licznych rozmowach z wieloma zaprzyjaźnionymi osobami postanowiłem, właściwie w ostatniej chwili, wystartować w wyborach. Ku mojemu zaskoczeniu, wygrałem znaczącą większością głosów.
Jako ciekawostkę dodam, że funkcję prezesa PTL zaczynam pełnić, mając dokładnie tyle samo lat, ile miał mój poprzednik, kiedy został prezesem po raz pierwszy. Choć jestem prezesem PTL zaledwie od dwóch miesięcy, już teraz wiem, jaki ogrom pracy jest do udźwignięcia, dlatego tym bardziej chylę czoła przed moim poprzednikiem.
Jest pan opiekunem Studenckiego Koło Naukowego przy Oddziale Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej – co takiego jest w pracy społecznej, że poświęca jej pan swój czas?
Myślę, że człowiek rodzi się z pewnymi predyspozycjami. Od kiedy pamiętam, zawsze uczestniczyłem w strukturach społecznych. Najpierw byłem sekretarzem Rady Konsultantów Krajowych przy Ministrze Zdrowia, potem sekretarzem Rady Fundacji Polski Przegląd Chirurgiczny.
Przez dwie kadencje byłem sekretarzem, a następnie wiceprezesem Oddziału Warszawskiego Towarzystwa Chirurgów Polskich. Przewodniczyłem Komisji Bioetycznej w Centralnym Szpitalu Kolejowym w Warszawie-Międzylesiu. Byłem skarbnikiem Sekcji Wideochirurgii TChP i skarbnikiem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego.
Od kilku lat uczestniczę w Państwowej Komisji Egzaminacyjnej w dziedzinie chirurgia naczyniowa, jestem również sędzią Naczelnego Sądu Lekarskiego VII kadencji. Aktualnie pełnię funkcję prezesa Polskiego Towarzystwa Angiologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Praca społeczna i naukowa były wplecione w moje życie od zawsze.
I to, co jest moją perełką: od ośmiu lat jestem opiekunem prężnie działającego Studenckiego Koła Chirurgicznego, a także cyklicznych studenckich konferencji naukowo-szkoleniowych pod nazwą „Czwartki Chirurgiczne”, które cieszą się coraz większą popularnością w środowisku studenckim.
Przez nasze spotkania przewinęło się już ponad 3,5 tys. studentów. Na każde z nich przychodzi 200-250 osób. Spotykamy się cztery razy w roku. W czasie październikowej konferencji Polskiego Towarzystwa Angiologicznego z udziałem ekspertów międzynarodowych odbywała się sesja dla lekarzy i równolegle sesja studentów zatytułowana „Współczesne sposoby leczenia żylaków”.
Była niezwykle interesująca i na tyle wartościowa, że wielu lekarzy przychodziło na sesję studencką, aby wziąć udział w dyskusji i przedstawić swoje doświadczenie. Jak później oceniali sami lekarze, to była jedna z ciekawszych sesji. Jestem dumny z moich studentów.
Chcę przy okazji zwrócić uwagę na obserwowaną już od kilku lat prawidłowość, że na sali wykładowej podczas studenckich „Czwartków Chirurgicznych” prawie 60 proc. wszystkich studentów to kobiety. Pokazuje to, jak świat się zmienia. Dawniej chirurgiem mógł być tylko mężczyzna.
Prof. Ludwik Rydygier, profesor UJ, profesor i rektor Uniwersytetu Lwowskiego, pierwszy prezes Polskiego Towarzystwa Chirurgicznego, zdecydowanie sprzeciwiał się dopuszczaniu kobiet do studiów medycznych. Był przeciwnikiem ich równouprawnienia również w dostępie do zawodu lekarskiego.
Nie tolerował kobiet chirurgów i nie zatrudniał ich w swojej klinice. Nie tak dawno jeszcze wielu ordynatorów i kierowników klinik chirurgicznych miało podobne zdanie. Na szczęście obecnie jest inaczej, tamten czas minął bezpowrotnie.
W moim zespole pracują panie, które są wyśmienitymi chirurgami. One zmieniają obyczaje, ułatwiają komunikację, zespół jest bardziej przyjazny i zrozumiały. Same korzyści.
Czym jest dla pana Polskie Towarzystwo Lekarskie?
Jestem w nim od niedawna, bo zaledwie od sześciu lat. I jak to zwykle bywa, czasami o pewnych zdarzeniach w naszym życiu decyduje przypadek. Kiedyś dr Krystyna Podgórska, z którą pracowałem w szpitalu w Międzylesiu, przedstawiła mnie prof. Jerzemu Woy-Wojciechowskiemu. Tak się poznaliśmy. Po jakimś czasie profesor zaproponował mi bliższą współpracę, zgodziłem się.
Obecna pozycja Polskiego Towarzystwa Lekarskiego nie jest ugruntowana. Lekarze mają ogromny wybór, istnieje wiele innych towarzystw. Dosyć duże znaczenie ma też czynnik finansowy w postaci wnoszonych składek członkowskich, które często wcale nie są małe. Poza tym wiele osób oczekuje korzyści z przynależności do danej organizacji, pyta, co dane towarzystwo może im dać.
Jeśli nie wyjdziemy naprzeciw współczesnym oczekiwaniom, może być poważny problem z utrzymaniem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Niestety, jest realna groźba zaistnienia takiej sytuacji. Potrzebuję roku, dwóch lat, żeby wzmocnić nasze Towarzystwo. Wierzę, że pozytywne efekty przyjdą z czasem.
Jaki jest udział PTL-u w kształceniu lekarzy?
Temat organizacji szkoleń poruszany był w naszym Towarzystwie, jeszcze zanim zostałem prezesem. Próbowaliśmy znaleźć wspólną płaszczyznę dla lekarzy różnych specjalizacji, wyszukać ciekawe tematy interdyscyplinarne. Nie jest to łatwe.
Dwa lata temu zorganizowaliśmy Kongres Naukowo-Szkoleniowy Polskiego Towarzystwa Lekarskiego „Zdrowie Polaków dziś i jutro” w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Opracowaliśmy ciekawy program.
Sesje poświęcone były zagadnieniom klinicznym, w tym zagrożeniom życia chorych, polityce zdrowotnej i stanowi socjoekonomicznemu pacjentów trzeciego wieku oraz sytuacji prawnej lekarzy w Polsce z udziałem wybitnych prawników, lekarzy oraz przedstawicieli organizacji pacjenckich.
Co prawda spodziewaliśmy się większej frekwencji, ale i tak Kongres można zaliczyć do udanych. Planujemy realizować tego typu przedsięwzięcia, by rozmawiać o danym problemie medycznym i o tym, jak go rozwiązać.
W jaki sposób izby lekarskie mogłyby współdziałać z PTL-em dla dobra lekarzy?
Między innymi właśnie na polu szkoleń. Będąc doświadczonym lekarzem, z prawie 35-letnim stażem, mam wrażenie, że obecnie jest za dużo różnego rodzaju zjazdów i konferencji – odbywają się w kilku miejscach w tym samym czasie.
Należałoby stworzyć wspólną platformę dla ich organizacji. Jeżeli połączylibyśmy nasze siły i możliwości, byłoby to z korzyścią dla wszystkich. Polskie Towarzystwo Lekarskie ma 210 lat historii i ogromy zasób doświadczeń. Jest bardzo dobrym partnerem do współpracy.
A jeżeli chodzi o wspólne kreowanie pozytywnego wizerunku lekarza?
Wizerunek lekarza to w ostatnim czasie duży problem. Czasami działania urzędników, jak na przykład Narodowego Funduszu Zdrowia, zmieniają realia naszego funkcjonowania w zły sposób. To przedziwna metoda kreowania polityki medycznej i zaburzanie dobrego myślenia lekarskiego.
Przeszkadzają procedury. Już w ogóle nie mamy pacjenta, a świadczeniobiorcę. Gubią się podstawowe pojęcia bliskie wykonywaniu zawodu lekarza. Mamy objawy totalnej dehumanizacji. To, co kiedyś było ważne: lekarz, pielęgniarka, chory, operacja – zostało zatracone w istniejącym systemie.
Jest świadczeniobiorca, świadczeniodawca, procedura. Patrzymy na punkty, a nie na człowieka i jego dobro. Wykonujemy procedury tak, aby dyrektor był zadowolony i zrealizowany kontrakt. Nie rozumiem tego. Etos lekarza został zniszczony. Należy odbudować go jak najszybciej. Myślę, że teraz będzie na to dobry czas.
Życzę doktorowi Radziwiłłowi, nowemu ministrowi zdrowia, a dodam, że jesteśmy z tego samego roku studiów, aby udało mu się zrealizować jego zapowiedzi. Jako prezes Polskiego Towarzystwa Lekarskiego deklarują swoją pomoc we wprowadzaniu dobrych zmian.
Co jest istotą bycia dobrym lekarzem?
To coś, co jest wewnątrz każdego człowieka. Każdy jest jednak inny, ma inną motywację do wykonywania zawodu. Choć w zderzeniu z przepisami ludzie różnie reagują, wewnątrz zawsze pozostajemy lekarzami i nie możemy ulec zmianom, które narzuca urzędnik.
Dlatego przeprowadzamy operacje, a nie wykonujemy procedury. Pacjenci pozostają pacjentami, przychodzą do konkretnego lekarza i wędrują za nim, kiedy zmienia miejsce pracy, bo widzą w lekarzu człowieka, a nie świadczeniodawcę szpitala.
Pacjenci czują więź nie z procedurą, ale z człowiekiem, który im pomógł i w razie potrzeby zrobi to po raz kolejny. Myślę, że lekarz powinien być przede wszystkim dobrym człowiekiem, który chce pomóc drugiemu człowiekowi, chce przynieść mu ulgę w chorobie.
Poszedłem na medycynę, żeby być chirurgiem, a nie lekarzem. Wiedziałem, co chcę robić, w jaki sposób pomagać. Obserwuję młodych – od razu widać, kto będzie dobrym lekarzem, a kto jedynie poprawnym. Trzeba mieć tę poezję i pasję. To się czuje.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 12/2015-1/2016