Książeczka Zdrowia Dziecka nie sprawdzi się?
Książeczka Zdrowia Dziecka od przyszłego roku ma być obowiązkowo prowadzoną dokumentacją medyczną przebiegu działań profilaktycznych i leczniczych u dziecka. Rozporządzenie w tej sprawie podpisał były już minister zdrowia prof. Marian Zembala.
Na zdjęciu od prawej: krajowy konsultant w dziedzinie pediatrii
Teresa Jackowska, były minister zdrowia Marian Zembala,
Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak,
Zastępca Rzecznika Praw Pacjenta Grzegorz Błażewicz,
Foto: Marta Jakubiak
Gorącym orędownikiem powrotu Książeczki Zdrowia Dziecka byli m.in. Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak i konsultant krajowy w dziedzinie pediatrii Teresa Jackowska. Jednak lekarze rodzinni skupieni wokół Porozumienia Zielonogórskiego mają duże obawy, czy to rozwiązanie sprawdzi się w praktyce.
„Dokument istotny”
Dotychczas Książeczka Zdrowia Dziecka była tylko elementem dobrej praktyki oddziałów noworodkowych, a jej uzupełnianie nie było obligatoryjne. Od stycznia 2016 roku ma się to zmienić. Stanie się ona ważnym elementem zewnętrznej dokumentacji medycznej każdego dziecka.
– Prawidłowo prowadzona daje możliwość wglądu rodzicowi lub opiekunowi w zakres niezbędnych informacji dotyczących stanu zdrowia dziecka, a także możliwość przekazania tych informacji pomiędzy placówkami medycznymi. Książeczka Zdrowia Dziecka powinna być dokumentem wymaganym przy każdej wizycie w placówce medycznej, w której będzie odnotowywało się działania zarówno profilaktyczne (bilanse zdrowia, szczepienia, wizyty stomatologiczne), jak i lecznicze (w poradniach specjalistycznych, szpitalach) – argumentuje prof. Teresa Jackowska.
„Dokument niepotrzebny”
– To przejaw klasycznego myślenia życzeniowego. Przecież żaden lekarz nie wyprosi rodziców z gabinetu, jeśli nie będą mieli ze sobą książeczki, co na pewno będzie się zdarzać. Z doświadczenia wiemy, że pacjenci nagminnie zapominają dokumentów, gubią je lub niszczą – uważa Wojciech Perekitko, lekarz Porozumienia Zielonogórskiego z wieloletnim doświadczeniem w pracy podstawowej opiece zdrowotnej. Jego zdaniem system obiegu dokumentacji medycznej powinien funkcjonować poza pacjentami. W przeciwnym razie nietrudno o pomyłki i błędy, które w przypadku opieki zdrowotnej mogą być tragiczne w skutkach. A w takich sytuacjach cała odpowiedzialność spadnie na lekarza.
– Lekarz nie powinien się tylko na nich opierać. Pierwszy z brzegu przykład: przychodzi matka z dzieckiem na szczepienie, w książeczce rzeczywiście nie ma wpisu o podaniu szczepionki. Ale czy to oznacza, że dziecko nie zostało wcześniej zaszczepione? Według mnie tak nie jest, bo zdarza się, że podczas wcześniejszego szczepienia matka właśnie zapomniała książeczki. Nie zaszczepię w takiej sytuacji dziecka, dopóki nie sprawdzę tego w karcie szczepień, która jest dokumentem prowadzonym przez uprawniony personel medyczny. Ustalam to tylko w ten sposób, nawet gdy pacjent należy do innej przychodni i wymaga to ode mnie prowadzenia korespondencji – mówi lekarz.
– Książeczka Zdrowia Dziecka nigdy nie będzie źródłem stuprocentowo wiarygodnych informacji. Dlatego zupełnie niezrozumiałym jest fakt, że wprowadza się kolejne „papierowe” rozwiązania zamiast umożliwiać wymianę danych w formie elektronicznej pomiędzy przychodniami i szpitalami na cyfrowej e-platformie – tłumaczy Wojciech Perekitko.