Mateusz Szulca: Izby lekarskie mają duże osiągnięcia
Trzeba pokazywać, co izby mogą zrobić dla lekarzy i co zrobiły do tej pory – mówi Mateusz Szulca, wiceprezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej, członek NRL, przewodniczący Porozumienia Rezydentów, lekarz w trakcie specjalizacji z ortopedii.
– Dla najmłodszych stażem lekarzy najważniejsze są, co zrozumiałe, sprawy bezpośrednio ich dotyczące, czyli choćby kwestie związane z egzaminami czy liczbą miejsc rezydenckich, ale od samego początku kariery spoglądamy również na to, co nas czeka po ukończeniu specjalizacji.
W związku z tym, że oprócz specjalizowania się pracujemy równolegle w POZ czy NPL, szybko mamy styczność z ogólną problematyką ochrony zdrowia. Na pierwszy plan wysuwa się konieczność wprowadzenia systemu no-fault, który, jeśli wejdzie w życie we właściwej formie, zaoferuje lekarzom poczucie pełni bezpieczeństwa w pracy.
Przed nowymi władzami samorządu lekarskiego, zarówno na szczeblu okręgowym, jak i w NIL, stoi zadanie wzmocnienia przekonania o potrzebie i znaczeniu istnienia izb. Są one cenną wartością dla naszego środowiska, z pięknymi, stuletnimi tradycjami. Należy podjąć działania, aby nasza korporacja nie kojarzyła się jedynie z polityką i hierarchicznością, a stała się żywą tkanką, w ramach której można otrzymać wsparcie, doskonalić się oraz dzielić pasją.
Wielu lekarzy nie bierze czynnego udziału w życiu izb okręgowych, a przecież to my, lekarze, je tworzymy. To dlatego tak ważne jest pokazywanie, co izby mogą zrobić dla lekarzy i co zrobiły do tej pory. Osiągnięcia są bardzo duże, ale wiele osób, zwłaszcza tych tuż po studiach, w ogóle o nich nie wie. Czasami się dziwią, gdy opowiadam im, czym naprawdę zajmuje się samorząd na co dzień i jacy ludzie w nim pracują.
W ostatnim czasie zmieniła się struktura wieku władz izb lekarskich, a wśród oczekiwań stawianych przez wiele osób przed samorządem IX kadencji, włączając mnie, jest takie zaaranżowanie jego prac, by dało się uzyskać jak najwięcej korzyści ze współpracy kilku pokoleń lekarzy i lekarzy dentystów. Trzeba dobrze wykorzystać oraz połączyć mądrość i doświadczenie tkwiące w wieloletnich działaczach samorządu z wigorem i potencjałem tych, którzy dopiero rozpoczynają pracę w jego strukturach.
Zarówno od młodszych, jak i starszych działaczy, słychać pytanie – czy to się uda? Ja uważam, że tak. Znam sporo przykładów fantastycznej współpracy między starszymi i młodszymi lekarzami. Oczywiście są przypadki, najczęściej na podłożu politycznym czy wynikającym z konkretnych cech charakteru, gdzie decydenci, używając swoich wpływów, dla swoich korzyści napędzają negatywną narrację, coraz bardziej polaryzując środowisko. Niestety, poczucie przynależności do określonej grupy i myślenie na skróty kusi wielu, ale – jak każda droga na skróty – okaże się w końcu zgubne.
Moim zdaniem konflikt pokoleniowy jest zbyt mocno „rozdmuchany”. W rzeczywistości nie ma przecież podziału na dwa obozy. Wprawdzie obecny prezes NRL wywodzi się ze środowiska Porozumienia Rezydentów i jest zaliczany do grona młodych, ale wśród członków Naczelnej Rady są osoby w różnym wieku. Każde pokolenie lekarzy ma w niej przedstawicieli, co łatwo zweryfikować – wystarczy spojrzeć na wiek jej członków, by się przekonać, że złowrogie hasło „młodzi przejęli izby” jest nieprawdziwe.
Notował: Mariusz Tomczak