Praca w POZ. Doskonalenie zawodowe
Szkolenia organizowane przez Ośrodek Kształcenia Naczelnej Izby Lekarskiej mają uniwersalny charakter. Z Jackiem Bujko, specjalistą medycyny rodzinnej i wiceprezesem Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie, rozmawia Lucyna Krysiak.
Skąd wziął się pomysł, by zorganizować cały cykl szkoleń na temat medycyny rodzinnej przez Ośrodek Kształcenia Naczelnej Izby Lekarskiej?
Jako specjalista medycyny rodzinnej od dawna pasjonuję się nauczaniem tej dyscypliny medycznej. Głównie skupiam się na nauczaniu początkowym obejmującym pierwsze kilka miesięcy, kiedy lekarze kończą wydział lekarski, zaczynają staż podyplomowy i muszą skonfrontować wiedzę zdobytą na studiach z realiami przychodni czy szpitala.
Okazuje się wówczas, że są zagubieni, niepewni, ponieważ czują się nieprzygotowani do pracy w zawodzie, przede wszystkim w podstawowej opiece zdrowotnej. Liczba godzin z medycyny rodzinnej na studiach lekarskich jest bardzo skąpa i mało wnosząca do praktyki lekarskiej. Świeżo upieczeni lekarze poszukują więc szkoleń o treściach wprowadzających, podstawowych, przygotowawczych. Jest na nie duże zapotrzebowanie.
Czego lekarze, nie tylko ci rozpoczynający swoją karierę zawodową, nie wiedzą o medycynie rodzinnej, a powinni?
Przede wszystkim nie uświadamiają sobie, że medycyna rodzinna to jest zupełnie inny świat niż medycyna szpitalna czy wysokospecjalistyczna. Lekarze mają do czynienia z innymi przypadkami tych samych chorób, mają one różne historie i objawy, przez co wymagają innych sposobów leczenia.
To, co nam lekarzom bardzo często umyka, to fakt, że nauczanie studentów jest oparte na medycynie szpitalnej. Wychodzimy z uczelni z bagażem wiedzy, która nie jest kompatybilna z wiedzą potrzebną w podstawowej opiece zdrowotnej. I na to zderzenie lekarze nie są przygotowani.
Czyli lekarz rodzinny to taki medyczny omnibus?
Jest takie powiedzenie, że w medycynie szpitalnej czy wysokospecjalistycznej pacjenci się zmieniają, a choroby są te same, a w medycynie rodzinnej to choroby się zmieniają, a pacjenci są ci sami. Pod opieką lekarza POZ pacjent pozostaje przez wiele lat, często od dziecka, przez dorastanie, starzenie się i wiek późny. W szpitalu opieka nad pacjentem trwa kilka dni. Lekarz rodzinny ma więc kompleksowy i stały nadzór nad pacjentem. Określenie „lekarz pierwszego kontaktu” ma swoje głębsze znaczenie.
Pacjent zwraca się do niego z każdą dolegliwością i oczekuje pomocy. Ta różnorodność przypadków wymaga od niego rozległej wiedzy, głównie na poziomie podstawowym, ale często wykraczającej poza ten poziom. Ta różnorodność stanowi dla młodych lekarzy, rozpoczynających pracę w zawodzie, największą trudność. W pracy lekarza rodzinnego charakterystyczna jest powtarzalność przypadków, a jednocześnie pojawiają się przypadki rzadkie, z nietypowym przebiegiem i też musi on sobie w takich sytuacjach poradzić, zanim pojawią się typowe objawy.
W każdej z tych sytuacji, oprócz wiedzy i praktyki, potrzebna jest czujność. Wyjątkowym narzędziem w rękach lekarza rodzinnego jest to, że zna pacjenta i dzięki temu może właściwie i w odpowiednim momencie reagować na jego dolegliwości. Tego podejścia chcemy uczyć lekarzy także na naszych szkoleniach.
Jak, pana zdaniem, lokalne spojrzenie przekłada się na sprawy szkoleń lekarzy i lekarzy dentystów oraz ich zakres tematyczny na szczeblu Naczelnej Izby Lekarskiej?
W izbie okręgowej szkolenia dla lekarzy i lekarzy dentystów są organizowane w mniejszych grupach, wymagają bezpośredniego uczestnictwa w zajęciach i bardziej skupiają się na praktycznej stronie zagadnienia. Szkolenia organizowane przez Ośrodek Kształcenia NIL, działający obecnie w nowo utworzonej strukturze COBiK, mają zdecydowanie szerszy zasięg i bardziej uniwersalny charakter. Widzę tu ogromne pole do współpracy pomiędzy izbami okręgowymi i NIL.