Radziwiłł: premier musi być pełnomocnikiem
Sekretarz Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł komentuje rządowy projekt ustawy o zdrowiu publicznym. Przypomnijmy, że celem ustawy jest stworzenie mechanizmów pozwalających na osiągnięcie poprawy sytuacji zdrowotnej społeczeństwa, a projekt wpłynął do Sejmu niespełna miesiąc temu.
Foto: Marta Jakubiak
Trudno oczywiście negować ogólnie słuszną ideę, aby państwo, zobowiązane do tego Konstytucją, nie zaczęło poważnie traktować konieczności przyjęcia na siebie odpowiedzialności za zdrowie obywateli.
Zgodnie z powszechnie obowiązującą definicją Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), zdrowie publiczne to „zorganizowany wysiłek społeczny, realizowany głównie przez wspólne działania instytucji publicznych, mający na celu polepszenie, promocję, ochronę i przywracanie zdrowia ludności. Obejmuje, między innymi, analizę sytuacji zdrowotnej, nadzór zdrowotny, promocję zdrowia, zapobieganie, zwalczanie chorób zakaźnych, ochronę środowiska, działania przygotowawcze na wypadek katastrof i nagłych sytuacji zdrowotnych oraz medycynę pracy”.
Z nieznanych powodów twórcy projektu ustawy o zdrowiu publicznym przyjęli w praktyce inną, zawężoną definicję zdrowia publicznego, wyłączając z niej przede wszystkim szeroko rozumiany system ochrony zdrowia.
Tymczasem klasyczny podział na tzw. pola zdrowia, dokonany w 1974 r. (!) przez kanadyjskiego ministra zdrowia Marca Lalonde’a, jest już z całą pewnością nieaktualny w zakresie, w jakim biologia człowieka, środowisko, styl życia i system ochrony zdrowia wpływają na stan zdrowia populacji.
Dzięki nieprawdopodobnemu rozwojowi możliwości wczesnego wykrywania chorób, nowych aktywnych metod zapobiegania im i ich skutecznego leczenia (można tu przytoczyć choćby przykłady leczenia cukrzycy, nadciśnienia tętniczego i zaburzeń lipidowych, kardiologii interwencyjnej, badań przesiewowych w kierunku raka szyjki macicy, postępu w leczeniu chorób onkologicznych czy wielu nowych szczepień) z całą pewnością udział systemu ochrony zdrowia w zapewnianiu zdrowia ludziom i przedłużaniu ich życia (także życia w zdrowiu) wzrósł z 10% do, jak twierdzą niektórzy, nawet 30%.
Z powyższych powodów ustawa o zdrowiu publicznym nie może zajmować się tylko fragmentem zdrowia publicznego bez powiązania w szczególności z tymi jego fragmentami, które należą bezpośrednio do systemu opieki zdrowotnej.
Odpowiedzialność państwa za zdrowie obywateli musi być równie silnie wyrażona także w tym zakresie – to państwo, a nie wolny rynek usług zdrowotnych, ma w tym zakresie konstytucyjnie narzuconą rolę.
Jeśli państwo traktuje tę rolę poważnie, to pełnomocnikiem do spraw zdrowia publicznego, zgodnie z przyjętą przez Polskę unijną zasadą z 2006 r. „zdrowie we wszystkich resortach”, powinien być premier lub przynajmniej jeden z wicepremierów, a nie zarządzający departamentem zdrowia publicznego wiceminister zdrowia.
A Rada ds. Zdrowia Publicznego, która w projekcie ustawy opisana jest jako ciało doradcze pełnomocnika, powinna być ciałem o dużej niezależności w zakresie przygotowywania własnych propozycji.
Nie można zgodzić się z pojawiającą się w dyskusji nad projektem ustawy krytyczną oceną „ogólnikowości” dotychczasowych narodowych programów zdrowia (NPZ) i zapowiedziami mającej w tym zakresie nastąpić (pod rządami nowej ustawy) radykalnej poprawy.
Według ocen wielu ekspertów dotychczasowe NPZ były przygotowane niemal perfekcyjnie – zabrakło jednak ze strony rządu odpowiedzialności i wsparcia oraz konsekwencji w ich realizacji.
W tym kontekście, gdy czyta się projekt ustawy, to brakuje w nim konkretów: jest zapowiedź apelowania do samorządów o aktywność na polu programów zdrowotnych (wiele samorządów już dziś jest w tym zakresie bardziej aktywnych niż państwo), ale brakuje planu budowy administracji odpowiedzialnej za realizację zdrowia publicznego na szczeblu państwa (ma się tym zająć jeden departament w Ministerstwie Zdrowia) i w regionach oraz konkretnych zapowiedzi wpływania na edukację zdrowotną w szkołach, wykorzystania mediów publicznych, propagowania zdrowego stylu życia, wdrażania planów szczepień dla dzieci i dorosłych, aktywnej polityki antytytoniowej zgodnej z ratyfikowaną przez Polskę Ramową Konwencją Antytytoniową WHO itd.
Brakuje wreszcie pomysłu na budowę nowoczesnego i sprawiedliwego systemu ochrony zdrowia, oferującego obywatelom rzeczywisty dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej dobrej jakości, który działa bezpiecznie na co dzień i jest przygotowany także na wypadek sytuacji nadzwyczajnych.
Czy autorzy projektu z Miodowej będą skłonni do dokonania zmian w konsultowanym projekcie – czas pokaże. Lepiej jednak, aby prace nad nim potrwały nieco dłużej, niżby miał on stać się kolejnym legislacyjnym bublem, podobnym do wielu pospiesznie przyjętych ustaw i rozporządzeń, z którymi polski system ochrony zdrowia zmaga się w ostatnich latach.
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 6-7/2015
Więcej na temat zdrowia publicznego piszemy tutaj.