3 grudnia 2024

Różne strony migracji kadr

W niemieckim sektorze zdrowia zatrudnionych jest ponad 5 proc. cudzoziemców, w Belgii i Szwecji 11–18 proc., a w Irlandii i Wielkiej Brytanii jeden na trzech lekarzy został wykształcony za granicą; te dwa ostatnie kraje wraz z USA, Nową Zelandią, Kanadą i Australią należą do najważniejszych celów światowych migracji.

Foto: imageworld.pl

Po 2004 r. najwięcej przyjazdów notowały Hiszpania, Wielka Brytania, Włochy i Austria – przybywali lekarze i pielęgniarki z Polski, Rumunii, Węgier i Słowacji. Jednak wbrew przewidywaniom rozszerzenie nie spowodowało „wyssania” przez kraje dawnej UE pracowników medycznych z nowej UE, nie nastąpił drenaż mózgów.

W Estonii, Polsce i Litwie obserwuje się powroty. Zmienia się też charakter wyjazdów. Obecnie coraz częstsza jest praca krótkoterminowa – w weekendy, na kontraktach tygodniowych lub miesięcznych. W Estonii charakterystyczne są wyjazdy do Szwecji, Finlandii i Norwegii w ciągu tygodnia i powrót do domu na weekend.

Wiadomo, że np. Serbię i Czarnogórę wykształcenie specjalistów, którzy wyemigrowali, kosztowało 9–12 mld dolarów.

Niektóre kraje pozyskują pracowników także spoza UE, np. Niemcy z Turcji, Finlandia z Rosji. W Wielkiej Brytanii 27 proc. lekarzy pochodzi z krajów Commonwealthu, ale to się zmienia: o ile w 2004 r. ponad 5 tys. przybyło z Azji, to w 2008 r. już tylko 1700, zaś odsetek lekarzy z UE wzrósł w tym czasie z 6 proc. do 9 proc. W Hiszpanii w 2008 r. 80 proc. nowo zarejestrowanych lekarzy pochodziło spoza Europy, głównie z Ameryki Łacińskiej.

Kraje docelowe czerpią z migracji ewidentne korzyści. We Francji lekarze spoza Europy zajmują wakaty w publicznych szpitalach, w „trudnym” terenie, obsługują deficytowe specjalności: psychiatrię, pediatrię, anestezjologię. Zagraniczni lekarze uzupełniają brak kadr w słabiej zaludnionych wschodnich landach niemieckich, w Estonii Rosjanie pracują na terenach zamieszkanych przez ludność rosyjskojęzyczną.

Problemem jest to, że Polska traci specjalistów na rzecz innych krajów, chociaż liczba personelu w proporcji do mieszkańców należy do najniższych w UE.

Straty spowodowane odpływem kadr trudno oszacować. Słowacja wprowadziła obowiązek pracy w kraju po studiach lub zwrot kosztów nauki w razie wyjazdu. W Belgii studiują Francuzi i Holendrzy, którzy potem wracają do siebie – zabierają zatem miejsca Belgom. Niemieccy lekarze zajmują staże specjalizacyjne austriackim, a 36 proc. słuchaczy studiów podyplomowych w Hiszpanii to głównie obywatele Ameryki Południowej, z których wielu wraca do siebie.

W Polsce po przyjęciu do UE wyjazdy lekarzy i pielęgniarek nasiliły się. Jednak migracja, choć widoczna, nie jest tak duża, by poważnie zaszkodzić systemowi. Dokładna skala nie jest znana, opiera się na liczbie wydanych zaświadczeń o kwalifikacjach zawodowych niezbędnych do podjęcia pracy w innych krajach UE (wg raportu Ministerstwa Zdrowia z 2009 r. wystąpiło o nie 3 proc. lekarzy, 3,6 proc. dentystów i 1,2 proc. pielęgniarek i położnych). Braki kadrowe dotyczą głównie tych specjalistów, których wyjechało najwięcej: anestezjologii, intensywnej terapii, medycyny ratunkowej.

Cały artykuł Marii Domagały w najnowszym wydaniu „Gazety Lekarskiej Premium”