9 grudnia 2024

Wolnoć Tomku, czyli o egzaminach medycznych

Czy nam się to podoba czy nie, od roku wyroki Trybunału Konstytucyjnego dzielimy na opublikowane i nieopublikowane, zwane w kręgach zbliżonych do PiS „stanowiskami”. Wbrew świętemu oburzeniu świeżej daty obrońców demokracji, nie jest to wcale jakaś wielka nowość.

Foto: freeimages.com

Poprzednia władza co prawda drukowała w dzienniku ustaw wszystko, jak leci, ale za wykonawstwo wielu orzeczeń się nie brała. Dlatego za czasów rządów PO-PSL trudno się było od razu zorientować, które sentencje TK doczekają się realizacji.

Pod koniec ubiegłego roku, kiedy podział na wyroki wykonywane i niewykonywane został zastąpiony nowym, wspomnianym wyżej, można się było spodziewać, że przynajmniej z góry będziemy wiedzieć, co będzie wykonane, a co zostanie zamiecione pod dywan. Taki wniosek wydawał się logiczny, skoro to rządzący zaczęli decydować, co ma ujrzeć światło dzienne, a co pozostać w szufladzie prezesa Rzeplińskiego.

Przyznaję, że nie podzielałem tego założenia. Zacietrzewienie po obu stronach politycznego sporu o Trybunał zapowiadało totalny chaos. Zanurzyliśmy się w nim po brodę od czasu kwietniowego apelu pierwszej prezes Sądu Najwyższego do sędziów, by nie stosowali oni prawa sprzecznego z orzecznictwem TK, niezależnie od jego publikacji.

W ten sposób na podział na wyroki opublikowane i nieopublikowane nałożył się kolejny – na akceptowane i nieakceptowane przez sędziów. Trudno było bowiem zakładać, że wszyscy „sprawiedliwi” zechcą posłuchać prezes Gersdorf. Kwestią czasu było pojawienie się urzędników chcących recenzować działania Trybunału we własnych księstewkach.

Z zażenowaniem odnotowałem obecność w forpoczcie „naszych”. Oto dyrektor CEM, doktor habilitowany Mariusz Klencki, nie zgodził się na wykonanie opublikowanego (!) wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 7 czerwca br., zapowiadając, że pytań z egzaminów lekarskich nie ujawni.

„Pytania na egzaminach medycznych to nie pytania maturalne, które po maturze nie są już potrzebne, bo za rok wymyśla się nowe. One wielokrotnie się powtarzają. Tworzenie całkowicie nowego zestawu przy każdym egzaminie jest praktycznie niemożliwe” – argumentował dyrektor Klencki na łamach „Gazety Polskiej Codziennie”. Stojący na czele instytucji splamionej wyciekiem pytań z LEK i LDEK podczas sesji wiosennej dyrektor nie byłby pewnie tak odważny, gdyby nie świadomość poparcia z resortu zdrowia.

Wiceminister Piotr Gryza przekonywał w styczniu w „Rzeczpospolitej”, że ujawnienie pytań: „byłoby sprzeczne z szeroko pojętym interesem społecznym, a w szczególności może zagrażać bezpieczeństwu dla zdrowia i życia pacjentów”. Ten pogląd podzielił we wrześniu minister Konstanty Radziwiłł, wskazując na związek nieudostępniania pytań egzaminacyjnych z wysokim poziomem naszej kadry medycznej.

Usłyszeliśmy sporo przepełnionych troską o dobro społeczne formułek, ale zaledwie dwa argumenty na nie: powtarzalność pytań oraz dbałość o wysoki poziom wiedzy zdających, czyli tak uwielbiane przez urzędników dobro pacjentów. I jeden, i drugi powód nie wytrzymuje konfrontacji z elementarną logiką.

Gdybyśmy przyjęli, że baza pytań od dawna jest zbiorem skończonym, znaczyłoby to, że medycyna nie jest dynamicznie rozwijającą się i stale ewoluującą nauką, a wszystko, co było do ustalenia, już dawno zostało zamknięte w niezmienne formułki o mocy dogmatów. Notabene, gdyby tak było, to kierując się dobrem społecznym, tym bardziej należałoby wszystkie pytania ujawnić. No bo skoro kryje się w nich cała mądrość medycyny, a egzamin służy temu, by tę mądrość posiąść…

W jaki sposób można połączyć publiczny dostęp do pytań z zachowaniem niepowtarzalności każdego egzaminu, doskonale pokazuje przykład wspomnianych przez doktora Klenckiego matur, było nie było, konstruowanych w oparciu o dużo prymitywniejszą wiedzę w porównaniu z subtelnościami szczegółowych dyscyplin medycznych.

Przyszli maturzyści chętnie korzystają z pytań z lat ubiegłych, a jakoś nie słychać skarg CKE na „zbyt dobre wyniki”. Zasłanianie się dbałością o poziom wyszkolenia, tudzież bezpieczeństwem pacjentów, to także nic więcej jak efekciarskie strzelanie kulą w płot. W przypadku PES, który od lat budzi grozę i spędza sen z powiek lekarzom, egzamin testowy to w założeniach (tylko i aż) wstępne sito kandydatów na specjalistów.

Nie ma żadnych dowodów, że liczba punktów na teście jest wprost proporcjonalna do wykorzystywanej w praktyce wiedzy. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że gdyby utytułowanym specjalistom dać do rozwiązania test egzaminacyjny, zdałoby najwyżej 20 proc. Czy to znaczy, że tylko tylu mogłoby bezpiecznie leczyć?

Sławomir Badurek
Diabetolog, publicysta medyczny

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 11/2016


Przypominamy: od 1 września recepty na bezpłatne leki dla pacjentów 75+ wystawiają lekarze podstawowej opieki zdrowotnej udzielający świadczeń POZ u danego świadczeniodawcy, pielęgniarki POZ oraz lekarze wypisujący recepty pro auctore i pro familiae. Kliknij tutaj, żeby przeczytać komentarze ekspertów i pobrać pełną listę bezpłatnych leków dla seniorów.