25 listopada 2024

Współpraca, nie rywalizacja. Przyszłość chirurgii naczyniowej

Z prof. Zbigniewem Gałązką, kierownikiem Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Chorób Naczyń Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, rozmawia Lidia Sulikowska.

Foto: Dział Fotomedyczny UCK WUM

Jak zmieniało się znaczenie chirurgii naczyniowej we współczesnej medycynie?

Choroby sercowo-naczyniowe są na niechlubnym, pierwszym miejscu wśród przyczyn zgonów w Europie, w tym w Polsce. Główną przyczyną poważnych patologii związanych z układem krążenia, takich jak zawał mięśnia sercowego, udar mózgu czy niedokrwienie kończyn dolnych prowadzące do amputacji, jest miażdżyca.

To powszechny problem zdrowotny, a liczba chorych systematycznie wzrasta, więc i chirurgia naczyniowa odgrywa coraz większą rolę. Jesteśmy w stanie zaoferować coraz lepsze techniki operacyjne, dzięki którym możemy zadziałać wcześniej i pomóc pacjentom nawet w bardzo podeszłym wieku. Mam na myśli chirurgię małoinwazyjną, która coraz bardziej wypiera tę klasyczną, otwartą.

Czy w przyszłości wszystkie operacje z zakresu patologii naczyń będą wykonywane wewnątrznaczyniowo?

To przyszłość całej chirurgii, a tym bardziej chirurgii naczyniowej. Wydaje się, że nie ma innej drogi. Już teraz są one powszechnie wykorzystywane, a dalszy ich rozwój będzie uzależniony od dwóch czynników – po pierwsze, od dostępności coraz bardziej zaawansowanego technologicznie sprzętu do przeprowadzania zabiegów małoinwazyjnych, w tym rzeczywistości rozszerzonej, czyli stosowania specjalnych okularów, które pozwalają widzieć w trójwymiarze, a po drugie – od pomysłowości chirurgów naczyniowych, jak te nowości techniczne optymalnie wykorzystywać.

Absolutnie zmierzamy też w kierunku wejść przezskórnych i stosowaniu stentów coraz to nowszych generacji. Ogromnym problemem pozostaje leczenie tętniaków okołonerkowych i piersiowo-brzusznych. Tutaj nadzieją dla chorych jest implantacja protez wewnątrznaczyniowych, które są „szyte na miarę”, czyli przygotowywane pod konkretnego pacjenta.

To niestety drogie rozwiązanie…

To prawda, ponadto na taki stentgraft trzeba czekać około 4-6 tygodni, a dla części chorych to zbyt długo. Wydaje się, że dla nich można z powodzeniem zaproponować inne rozwiązanie. Mam na myśli metodę polegającą na implantacji seryjnie produkowanych protez wewnątrznaczyniowych, a więc sporo tańszych, dodatkowo dostępnych od ręki, które adaptuje się do anatomii konkretnego pacjenta już po implantacji.

Wówczas, za pomocą specjalnego lasera ekstrimowego, wypala się otwory w protezie – po to, aby je idealnie dopasować do wyjścia docelowej tętnicy. Taką operację udało nam się wykonać w klinice, którą kieruję, pod koniec lutego br. Chory miał objawowego tętniaka okołonerkowego, po czterech dniach od zabiegu opuścił szpital, czuje się dobrze. To był pionierski zabieg w Polsce, a na świecie wykonano zaledwie kilkadziesiąt takich operacji.

Wraz z rozwojem technik małoinwazyjnych zaciera się obszar działania chirurgów naczyniowych ze specjalistami innych dziedzin. Mam na myśli kardiologów i, przede wszystkim, radiologów interwencyjnych. Jak wygląda między nimi współpraca?

Uważam, że najważniejsze jest działanie zespołowe. Pracy wystarczy dla wszystkich. Szczególnie istotne jest współdziałanie chirurgów naczyniowych z radiologami zabiegowymi. Są obszary, w których działamy wspólnie, są takie sytuacje, gdy np. pojawi się powikłanie i trzeba przejść z techniki małoinwazyjnej na klasyczną, gdzie tylko chirurg naczyniowy pomoże, są i takie, gdzie najlepiej radzą sobie radiolodzy – myślę tutaj o leczeniu zmian w naczyniach obwodowych. Ich umiejętności w tym zakresie są nie do przecenienia. Tylko wspólnym działaniem osiągniemy optymalny wynik leczenia. Myślę, że na świecie czas rywalizacji minął. Ludzie doskonale rozumieją, że bez kooperacji niczego się nie osiągnie.

A jak jest w Polsce?

W większości wiodących ośrodków chirurgii naczyniowej rozumie się konieczność tej współpracy, choć zapewne są takie miejsca, gdzie trudno o schowanie do kieszeni własnych ambicji.

Jak, pana zdaniem, powinna wyglądać wzorcowo zorganizowana klinika chirurgii naczyniowej?

Zazwyczaj w szpitalach funkcjonują obok siebie kliniki chirurgii naczyniowej i radiologii interwencyjnej, które blisko ze sobą współpracują. Są też i takie kliniki chirurgii naczyniowej, które mają u siebie doświadczonego radiologa zabiegowego. Kluczową kwestią jest możliwość wykonywania zabiegów na sali hybrydowej, czyli posiadającej, poza standardowym wyposażeniem, także wszelkie sprzęty służące chirurgii małoinwazyjnej. To bardzo ważne, bo pamiętajmy że każdy zabieg małoinwazyjny może zakończyć się konwersją do metody otwartej.

Jaka jest kondycja chirurgii naczyniowej w naszym kraju?

Jesteśmy coraz lepiej postrzegani na świecie. Warto podkreślić, że w przyszłym roku w Krakowie odbędzie się zjazd Europejskiego Towarzystwa Chirurgów Naczyniowych. Największym problemem pozostają jednak finanse. Każdy postęp wymaga określonych środków. Brakuje też narodowego programu leczenia chorób naczyń. Jest on niezbędny, jeśli chcemy zmniejszyć ogromną śmiertelność związaną z patologiami układu krążenia. Trzeba działać kompleksowo.

Połączyć działania angiologów, chirurgów naczyniowych, kardiologów i radiologów interwencyjnych. Dobrym prognostykiem jest, ruszający właśnie, pilotaż programu przesiewowego Ministerstwa Zdrowia do wykrywania tętniaków aorty u mężczyzn w wielu 65+. Mężczyzna w tym wieku ma mieć możliwość wykonania usg. jamy brzusznej, aby na tej podstawie ocenić kondycję jego naczyń.

Jakie są obecnie największe wyzwania dla leczenia chorób naczyń?

Podstawowym problemem jest miażdżyca tętnic, która jest przyczyną groźnych dla życia powikłań. Cały czas czekamy na pojawienie się substancji czynnej, dzięki której można by zatrzymać rozwój tej choroby. Marzymy o opracowaniu terapii genowej czy z wykorzystaniem komórek macierzystych.

Oczywiście niezwykle ważna jest profilaktyka. Trzeba edukować pacjentów, aby prowadzili higieniczny tryb życia, ale nawet to może nie uchronić przed pojawieniem się choroby. Nie znamy mechanizmu jej powstawania, przez co umiemy leczyć tylko objawy. Niestety nasze działania polegają na gaszeniu pożaru w jednym miejscu, który za chwilę wybuchnie gdzie indziej. W wielu chorobach w dalszym ciągu zatrzymaliśmy się na poziomie leczenia objawów, np. 95 proc. przypadków nadciśnienia tętniczego pojawia się samoistnie, co znaczy tyle, że nie wiemy, skąd się bierze. Wciąż jesteśmy daleko od sedna sprawy.