Wybory 2020. Prezydent nie zadekretuje darmowych leków
Z prof. Marcinem Czechem, prezesem Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego, w latach 2017-2019 podsekretarzem stanu w Ministerstwie Zdrowia odpowiedzialnym m.in. za politykę lekową i farmację, rozmawia Mariusz Tomczak.
Od wielu lat, chyba przed każdymi wyborami, niektórzy kandydaci proponują, by wszystkie leki były za darmo. Jak traktować takie obietnice?
Od razu pojawia się pytanie, czy to rozwiązanie miałoby obowiązywać w zakresie leków w aptekach, czy też w odniesieniu do programów lekowych, a wątpliwości jest dużo więcej.
Moim zdaniem tych postulatów należy słuchać z bardzo dużą ostrożnością, bo urzeczywistnienie pomysłu, aby wszystko dla pacjentów było bezpłatne, nie wydaje się możliwe. Obecnie żaden system refundacyjny na świecie czegoś takiego nie przewiduje. Opierając się na evidence based medicine, wiemy, że sporo leków ma ograniczoną skuteczność, więc po co je refundować z publicznych pieniędzy?
Najbliżej systemu, w którym większość leków jest bezpłatna, są Niemcy, choć i tam istnieją pewne wyjątki. Tak wszechobecna refundacja pochłania bardzo dużo pieniędzy, ale Niemcy są dużo bogatszym krajem niż Polska. Nie potrafię nawet w przybliżeniu określić, ile mogłoby coś takiego kosztować u nas. Czesi, Słowacy czy Węgrzy mają listy refundacyjne szersze niż my, ale ich wydatki na refundację leków per capita są około dwukrotnie wyższe od naszych.
A gdybyśmy ograniczyli te postulaty tylko do seniorów powyżej 75. roku życia, kobiet w ciąży i osób niepełnoletnich?
Oszacowanie, ile potrzeba by było na ten cel środków, to niezwykle ciekawy, ale bardzo duży projekt analityczny. Trzeba by wykorzystać m.in. bazy danych, będące w posiadaniu Narodowego Funduszu Zdrowia dopiero od kilku miesięcy (obejmujące wszystkie leki Rx oraz OTC), a także przeanalizować raportowanie e-recept, wciąż jeszcze nie tak powszechnych.
Pewnie łatwiej byłoby obliczyć, ile takie rozwiązanie kosztowałoby w przypadku kobiet w ciąży, które zażywają ograniczoną liczbę leków, niż w odniesieniu do osób starszych. Jeśli chodzi o seniorów, potrzebna byłaby szczegółowa analiza, jakie leki zażywają, ile z nich faktycznie potrzebują, jaka jest różnica miedzy tym, za co płacą, a co musiałby ktoś dopłacić ze źródeł publicznych, żeby wszystko otrzymali bezpłatnie.
Nie potrafię tego oszacować, choć gdyby wszystkie leki dla osób w wieku 75+, niezależnie od wskazań medycznych, były nieodpłatne, to wydatki w ramach Programu 75+ co najmniej by się podwoiły. Gdyby premier powiedział mi tak: „Panie Marcinie, ma pan 2 mld zł, proszę je przeznaczyć na leki dla seniorów 75+”, to odpowiedziałbym, że muszę dokładnie obliczyć, czy te 2 mld wystarczą.
Jak pan ocenia program bezpłatnych leków dla seniorów w wieku 75+ po kilku latach jego obowiązywania?
To bardzo dobre rozwiązanie. Po analizach wykonanych z prof. Przemysławem Kardasem widzimy, że w tej grupie pacjentów zwiększyła się liczba realizowanych recept, bo zniknęło wiele barier ekonomicznych. Gdyby to zależało ode mnie, to rozszerzałbym ten program dalej, co jako wiceminister zrobiłem i co jest w dalszym ciągu planowane, bo w ustawie na ten cel są zarezerwowane z roku na rok coraz większe środki.
Program 75+ to jednak w dalszym ciągu pochodna listy refundacyjnej, a nie lista typu „open”, w której wszystko jest za darmo. Takiej listy prawdopodobnie nigdy nie będzie, my już dziś musielibyśmy na ten cel przeznaczać 2-3 razy więcej pieniędzy, niż wydajemy obecnie. Z czego mielibyśmy sfinansować taką „listę open”? Kosztem świadczeń?
Wróćmy do wyborów prezydenckich. Jeden z kandydatów ubiegających się o urząd Prezydenta RP proponuje, aby wszystkie leki na receptę kosztowały nie więcej niż 5 zł. Czy to możliwe?
Pomysł, by wszystko, co lekarz wypisze na receptę według pełnych wskazań, było w aptece po maksymalnie 5 zł, wydaje się nierealny. Myślę, że należy to traktować jako obietnicę, która w dosłownej wersji nie zostanie spełniona. Pewne ograniczenia są wszędzie.
To trzeba by uściślić. Co np. z lekami dostępnymi dla pacjentów z astmą na ryczałt, które nie są dostępne w leczeniu POChP z pełną odpłatnością? Czy one powinny być w tym wskazaniu dostępne i kosztować 5 zł? Czy grupa NOAC, dostępna w refundacji w wąskich wskazaniach, powinna być stosowana w szerokiej grupie chorych z migotaniem przedsionków za 5 zł?
Czy leki stosowane w onkologicznych programach lekowych w drugiej lub trzeciej linii leczenia, z kryteriami wejścia, powinny być dostępne dla wszystkich, również w pierwszej linii, zależnie od decyzji lekarza, kosztując płatnika publicznego nierzadko kilka tysięcy złotych za podanie? Takie pytania można by mnożyć.
Ten sam kandydat chce, żeby za wszystkie inhalatory i pompy insulinowe pacjenci również płacili maksymalnie 5 zł.
Odnośnie inhalatorów – trzeba by to mocno skonkretyzować. Co do pomp insulinowych – podobnie, nie wiem, czy miałoby dojść do rozszerzenia ich stosowania do populacji z cukrzycą typu II. Wątpię, by takie rozszerzenie nie kosztowało dużo, naprawdę bardzo dużo pieniędzy. Jako odpowiedzialny człowiek czy w przeszłości jako poważnie podchodzący do swojej pracy urzędnik, takiej obietnicy bym nie złożył. Z drugiej strony potrzeb wyższego poziomu finansowania i rozszerzania opcji terapeutycznych w zakresie farmakoterapii polskich pacjentów nigdy nie negowałem i nie neguję.