21 listopada 2024

1,5 tony gipsu, czyli jak leczą w Zakopanem

Gdy sezon zimowy w pełni, do Zakopanego ściągają ludzie z całej Polski. Jest tu także wielu obcokrajowców. Największe oblężenie zaczyna się w święta Bożego Narodzenia i trwa aż do kwietnia. Jedziemy zobaczyć, jak wygląda praca w Szpitalu Powiatowym im. dra Tytusa Chałubińskiego.

Małgorzata Czaplińska lekarz szpital zakopane

pogotowie ratunkowe zakopane sor Szpital im. dr Tytusa Chałubińskiego

Foto: Marta Jakubiak, Lidia Sulikowska

Zimowa stolica Polski tętni życiem, wypełniona jest turystami niemal po brzegi. Wszędzie mnóstwo ludzi. Nic dziwnego, atrakcji nie brakuje.

W dzień wypad na narty, snowboard, piesze wycieczki na łatwe szlaki albo w dolinki, a wieczorem niezapomniane chwile w przytulnych góralskich knajpkach, niestety zbyt często przy grzańcu albo herbacie z prądem. O wypadki jest więcej niż łatwo.

Jeszcze nie weszłyśmy na szpitalny oddział ratunkowy, a już widać, że zakopiańscy lekarze nie mogą się nudzić. Przed budynkiem szpitala mija nas pani z nogą w gipsie, za nią podąża pan z usztywnionym barkiem. Młody lekarz szybkim krokiem mknie z jednego budynku do drugiego, nawet nie zakładając kurtki. – Nie za zimno? – pytamy. – Złego diabli nie biorą – odpowiada z uśmiechem i biegnie dalej.

Górskie klimaty

Szpitalny oddział ratunkowy. Jest tu znacznie cieplej niż na zewnątrz, i to nie tylko z powodu ogrzewania. W poczekalni spory tłum, choć dziś i tak jest podobno w miarę spokojnie. – Czasem w korytarzu jest tak ciasno, że trudno się przecisnąć – mówi Włodzimierz Rebeś, który jako lekarz ortopeda pracuje tu już 37 lat. Liczba zgłaszających się na SOR nie dziwi, jesteśmy przecież w specyficznej placówce.

Tutaj nigdy nie jest spokojnie. W sezonie zimowym, w czasie świąt i sylwestra do Zakopanego i okolic przyjeżdża nawet kilkaset tysięcy turystów. I większość pacjentów tej placówki to w tym okresie właśnie przyjezdni, którzy doznają urazów typowych dla sportów zimowych i turystyki górskiej. Zimą odnotowuje się nawet trzy tysiące wypadków spowodowanych tymi aktywnościami.

Szpital Powiatowy im. dra Tytusa Chałubińskiego Włodzimierz Rebeś

wypadki narciarskie zakopane

– Dlatego nasz SOR jest podzielony na część internistyczną i chirurgiczno-ortopedyczną, w której pracują nawet trzej lekarze jednocześnie. Na miejscu mamy pracownię RTG, tomograf i gipsownię. Urazy kończyn, tułowia i głowy, aż po wielonarządowe obrażenia to nasza codzienność. Jest też grupa pacjentów zgłaszających się tu tylko po to, by sprawdzić, czy nic im nie dolega. Dziennie w tym okresie w samym tylko ambulatorium chirurgicznym przyjmujemy nawet 120 osób – informuje doktor Rebeś.

Zresztą nie tylko zimą jest tutaj jak w ulu. Latem też jest mnóstwo pacjentów. Zgłaszają się z urazami związanymi z turystyką górską, ukąszeniami, czasem ktoś spotka niedźwiedzia na szlaku, choć to incydentalne przypadki, czy zostaje porażony piorunem. Mimo to, jak się dowiadujemy, sprawność w obsłudze poszkodowanych jest wysoka. SOR jest mały, ale działa bardzo sprawnie. Na pierwszy kontakt z lekarzem czeka się tu do dwóch godzin, ale i tak niektórzy pacjenci się awanturują.

Tego nie leczymy

– Im zdrowszy, tym ma większe pretensje, ale nie zwracamy uwagi na humory pacjentów. Robimy swoje. Kocham swój zawód. Każdego trzeba traktować tak, jakbyśmy sami chcieli być potraktowani – mówi Dorota Stoch, pielęgniarka. Pracuje tu od 25 lat. Turyści dają się we znaki bardziej niż miejscowi? – Nie narzekam ani na jednych, ani na drugich. Wszystko zależy od człowieka – odpowiada doktor Rebeś. No może nie zawsze.

Zdarza się, że ktoś wpada do gabinetu poza kolejką i pierwsze co mówi to… że jest z Warszawy. Lekarze grzecznie odpowiadają wówczas, że na to nie leczą. – Jak okazuje się po chwili rozmowy, wcale nie jest z Warszawy, tylko gdzieś z okolic albo w Warszawie jedynie pracuje. To najbardziej roszczeniowi pacjenci – dodaje doktor Marian Papież, ortopeda z 23-letnim stażem w zakopiańskim szpitalu, z którym spotykamy się na oddziale ortopedii.

Pod wpływem

Zwykle punktem obowiązkowym jest gipsownia. – Zużywamy tu około 1,5 tony gipsu w ciągu roku – mówi Jan Marusarz, sanitariusz, który na zmianę ze swoim kolegą zaopatruje poszkodowanych. – Pacjenci lubią opowiadać, jak doszło do wypadku. Z ich relacji jakoś zawsze wynika, że doznali urazu nie ze swojej winy. Zawsze ktoś zajeżdża im drogę – śmieje się Jan Marusarz. Niestety, często nie są trzeźwi.

Szpital Powiatowy im dr Tytusa Chałubińskiego Szpital Powiatowy im. dr Tytusa Chałubińskiego

wypadki narciarskie topr zakupane szpital sor

– Zarzekają się, że nie było alkoholu, a ewidentnie czuć, że są po spożyciu. Zdarza się, że przy gipsowaniu chwieją się tak mocno, że ledwo utrzymują się na nogach. To przykre. Są zagrożeniem dla siebie i innych. Prawda jest taka, że gdyby nie było alkoholu, to mielibyśmy o 30 proc. mniej pacjentów – zauważa. Jego słowa potwierdzają inni.

– Narciarze od rana jeżdżą, robią sobie przerwę na posiłek i piwo, a potem znowu idą na narty. Powinni płacić za nieodpowiedzialność – uważa doktor Rebeś. – System ubezpieczeń powinien być zorganizowany tak, by osoby świadomie narażające się na urazy i zachowujące nieodpowiedzialnie partycypowały w kosztach swojego leczenia – podkreśla doktor Andrzej Kalandyk, chirurg, który zszedł właśnie na SOR poproszony o skonsultowanie jednego z pacjentów.

Każdy, kto tu trochę popracuje, wie, kiedy będzie gorszy dyżur. – Gdy jest ładna pogoda w górach, u nas będzie dużo pracy. Najwięcej pacjentów jest też przed halnym. Od razu trzeba się przygotować na zawały serca, porody, udary, próby samobójcze, szczególnie powieszenia – wyjaśnia Dorota Stoch. – Nawet pogryzienia przez psy zdarzają się wtedy częściej – dodaje doktor Kalandyk.

W zakopiańskim oddziale ratunkowym mają nie tylko pracowite, ale też naprawdę trudne dni. Jak na przykład ten, gdy w środku nocy w grudniu zeszłego roku TOPR-owcy helikopterem przetransportowali pacjenta w głębokiej hipotermii (17 st. C). Miał wypadek w wysokich Tatrach i odnaleziono go dopiero po kilku godzinach poszukiwań.

Krążenie pozaustrojowe udało się wdrożyć w ciągu godziny od wylądowania śmigłowca. Pomagali specjaliści z ośrodka hipotermii w Krakowie, którzy w takich przypadkach przyjeżdżają do Zakopanego, by wesprzeć miejscowy zespół lekarzy. Niestety, mężczyzna zmarł z powodu urazu wielonarządowego.

Szpital im. Tytusa Chałubińskiego Zakpopane szpital sor zakopane

Włodzimierz-Rebeś wypadki narciarskie tatry

– Personel wkłada maksimum wysiłku, by pomóc każdemu pacjentowi, ale przy tego typu wypadkach walka jest szczególna. Pamiętam, jak poważny był stan tego młodego człowieka i jak bardzo wszyscy chcieliśmy mu pomóc. Pojawiło się światełko w tunelu, które jednak zgasło… – wspomina jedna z pielęgniarek, która była wtedy na dyżurze.

– W tamtym roku w grudniu było łącznie 14 wypadków śmiertelnych po obu stronach Tatr – mówi doktor Małgorzata Czaplińska, zastępca dyrektora ds. lecznictwa, specjalista chorób wewnętrznych. I dodaje, że kiedy schodzi lawina, wszyscy poszkodowani trafiają do tego szpitala. Dzięki dobrej organizacji pracy i sprawnemu działaniu kadry medycznej udaje się sprostać takim wyzwaniom.

Nie dadzą się odesłać

Około 10 proc. pacjentów ze szpitalnego oddziału ratunkowego trafia na oddział ortopedii. Jest tu 25 łóżek. W ciągu roku hospitalizowanych jest około 1,5 tys. pacjentów, w tym niemal tysiąc jest operowanych. – Poza sezonem trafiają do nas głównie okoliczni mieszkańcy, a to z urazem rolniczym, a to po upadku z dachu albo po wypadku w lesie. To raczej spokojny czas.

Wszyscy jesteśmy w strachu, gdy zbliżają się święta Bożego Narodzenia. To początek trudnego sezonu. Potem są święta prawosławne, a następnie ferie. W tym okresie nawet 70 proc. naszego oddziału zajmują turyści. Pracujemy bardzo intensywnie i ciężko – opowiada doktor Papież. Korzystamy z okazji, że ma wolną chwilę i drążymy temat. Jakich urazów amatorzy białego szaleństwa doznają najczęściej?

– Kiedyś łamali sobie podudzia, teraz łamią stawy skokowe i szyjki kości udowej. Sprzęt narciarski pozwala na dużo szybszą jazdę, więc i urazy są poważniejsze. Wiele wypadków to efekt zderzeń na stokach, które z roku na rok są coraz bardziej oblegane – odpowiada. – Operujecie każdego, kto tego potrzebuje, czy bywa też tak, że nie jesteście w stanie wszystkim pomóc?

góry tatry szpital Małgorzata_Czaplińska

ortopedia zakopane sor zakopane szpital

– Staramy się wykonywać operacje na bieżąco. Wiadomo, w sezonie robi się korek, wówczas po wcześniejszym zaopatrzeniu pacjentów z lżejszymi urazami staramy się odsyłać na dalsze leczenie w miejscu ich zamieszkania, ale często protestują. Nasz oddział cieszy się dobrą opinią i wiele osób chce tu pozostać na leczenie.

Szczególnie widać to po chorych rosyjskojęzycznych. Za nic nie daliby się odesłać – śmieje się doktor Papież. A jest ich niemało, bo Zakopane zrobiło się bardzo popularne wśród Rosjan. W czasie świąt prawosławnych osiem łóżek na oddziale ortopedycznym zajmują właśnie pacjenci mówiący po rosyjsku.

I tak jest fajnie

Pomimo dużego obciążenia pracą nietrudno znaleźć lekarzy chętnych do pracy w tym szpitalu. – Rzeczywiście, muszę przyznać, że region ten przyciąga jak magnes. Czasami lekarze sami zgłaszają się do nas, pytając o możliwość podjęcia tu pracy wyjaśnia dyrektor Czaplińska.

– Pracują tu lekarze z całej Polski, m.in. z Warszawy, Poznania, Katowic. W najbliższym czasie planujemy zatrudnić psychiatrę, anestezjologa, chirurga i neonatologa. Mam nadzieję, że nie będziemy długo czekać na zainteresowanych. Dysponujemy mieszkaniami do wynajęcia tuż przy szpitalu, co ułatwia decyzję o podjęciu pracy w Zakopanem – dodaje.

Choć sama 18 lat mieszkała, studiowała i praktykowała w Niemczech, wróciła do Zakopanego, skąd pochodzi. – Mamy bardzo dobry zespół, który pracuje z pełnym zaangażowaniem i w dobrej atmosferze. To ludzie, którzy wykonują swój zawód z pasją i kochają góry. Wielu jeździ na nartach, a latem chodzi po górskich szlakach. To doskonały sposób na wyciszenie się i odstresowanie po intensywnej pracy – dodaje.

Marta Jakubiak, Lidia Sulikowska

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 2/2017