19 marca 2024

Lekarze i pielęgniarki grają w jednej drużynie

Sytuację w ochronie zdrowia wszyscy doskonale znamy. Z każdym miesiącem kryzys się pogłębia. Z coraz większym niedoborem środków boryka się coraz więcej szpitali.

Foto: imageworld.pl

W niektórych placówkach wprowadzane oszczędności stanowią zagrożenie dla pacjentów – przykładem jest np. nieużywanie rękawiczek przez pielęgniarki podyktowane oszczędnościami i nieformalnymi odgórnymi nakazami. Niebezpieczna dla pacjentów jest również zbyt mała obsada dyżurów, co naraża chorych na bezpośrednie zagrożenie życia.

Dodatkowo, w zastraszającym tempie rozrastająca się biurokracja, dotycząca nie tylko lekarzy, ale także pielęgniarek, bezlitośnie okrada pacjentów z czasu, który powinien być im poświęcany. Niedobór personelu, przy narzucanych dodatkowych obowiązkach, bez jednoczesnego wzrostu wynagrodzeń, za to z każdym rokiem rosnącymi kosztami życia, powodują, że pracownicy sektora ochrony zdrowia stają się coraz bardziej nerwowi i sfrustrowani.

Widzimy to na co dzień w pracy, a na internetowych forach medycznych często dochodzi do bratobójczej walki. Pielęgniarki dyskutujące z lekarzami i odwrotnie – lekarze polemizujący z pielęgniarkami. Dyskusje często charakteryzujące się językiem na poziomie brukowych czasopism, komentarze pełne frustracji i jadu, wzajemne oskarżenia i złość, zupełnie niepotrzebna, ubierana często w niewybredne słowa.

Czy jest sens, abyśmy toczyli wewnętrzne spory, które niczego nie wniosą? A może „ktoś na górze” chce, aby środowisko medyczne było skłócone, bo zmniejszy to szansę wspólnej, a tym samym bardziej skutecznej walki o godne płace i bezpieczne wykonywanie naszych zawodów?

Czas na poważnie zastanowić się, po co walczymy między sobą, zamiast solidarnie walczyć z patologicznym systemem i ludźmi, którzy go tworzą. O ile łatwiej pracowałoby nam się w atmosferze wzajemnej życzliwości i zrozumienia. Zwłaszcza że w pracy spędzamy znaczną część naszego życia.

O ile skuteczniejsza byłaby wspólna walka o respektowanie naszych praw i prawo do godnego wynagrodzenia, gdybyśmy wzajemnie się szanowali i stanęli wspólnie, w jednym szeregu, gotowi do walki o lepszy system ochrony zdrowia. Przecież wszyscy gramy w jednej drużynie!

Mroczna rzeczywistość

Problem nienajlepszych relacji dotyczy nie tylko pielęgniarek i lekarzy. Złe są również relacje między medykami. Przykładów jest wiele. Na przykład pracujący w pogotowiu lekarze, często „z góry” traktowani przez klinicystów, czują się jak lekarze drugiej kategorii. Transportując do szpitala pacjentów, którym właśnie uratowali życie, często już na progu placówek witani są słowami: „A dlaczego do nas?!”.

Sfrustrowany i przeciążony pracą personel SOR zbyt często stara się zniechęcić załogi karetek do kolejnych przyjazdów, mając nadzieję, że następnym razem wybiorą one inny szpital. Złośliwość? Niekoniecznie. Raczej zbyt duże przeciążenie pracą i będące reakcją obronną działania mające na celu zyskanie tych „5 bezcennych minut”, które można choćby poświecić na zjedzenie kanapki lub spokojne pójście do toalety, bo od wielu godzin nie było na to czasu.

Medyczne science fiction? Nie, taka jest właśnie rzeczywistość polskiego systemu ochrony zdrowia, gdzie pod wielką presją pracuje zbyt mała liczba pracowników, do tego zbyt słabo wynagradzanych w stosunku do włożonego trudu i ogromnej odpowiedzialności za ludzkie zdrowie i życie. Rodzi to postawę buntu.

Często prowadzi do skrajnego wyczerpania, spadku odporności psychicznej, które powodują, że stajemy się coraz bardziej skłóceni. Pracując w stresie, pod coraz większą presją, zastraszani karami, jakie może i coraz częściej nakłada na nas NFZ, stajemy się drażliwi i coraz trudniej jest nam utrzymać nerwy na wodzy.

Kolejnym problemem są często złe relacje lekarzy dyżurujących w szpitalnych oddziałach ratunkowych z dyżurnymi oddziałów czy klinik, do których często w trybie nagłym kierowani są z SOR-ów pacjenci. Położenie chorego na niektóre z oddziałów często jest trudne i wiążę się z walką na różne, często nie do końca logiczne i merytorycznie uzasadnione argumenty.

Czasami w nerwowej dyskusji między lekarzami padają zbyt dosadne słowa. Największym problemem dyżurującego w SOR lekarza jest np. położenie chorego do oddziału niezgodnego z profilem choroby pacjenta, bo na oddziale docelowym nie ma już wolnych łóżek. I właśnie wtedy zaczynają się przysłowiowe „schody” i pełne pretensji oraz żalu pytania – „dlaczego ten chory trafia akurat do nas?!”.

NFZ za chorych hospitalizowanych niezgodnie z profilem choroby płaci przysłowiowe grosze, zupełnie nie biorąc pod uwagę realnych kosztów ich hospitalizacji. Do tego lekarz, który pozwoli sobie strzelić przysłowiowego „gola”, często na porannym raporcie dostaje reprymendę od swojego ordynatora.

Wspólny kierunek? Wzajemne zrozumienie i szacunek

Koleżanki i koledzy, dla dobra wspólnego spróbujmy się lepiej rozumieć, darzmy się szacunkiem, a przy okazji szanujmy pielęgniarki, które – jak doskonale wiemy – wykonują również kawał dobrej roboty. W naszej pracy nie ma lepszych i gorszych.

Każdy z nas pełni odpowiedzialną rolę, jaką jest niesienie pomocy chorym. Lekarz powinien leczyć, pielęgniarka pielęgnować i sprawować opiekę nad pacjentem, a ratownik ratować ludzkie życie w stanach jego zagrożenia. Stanowimy jeden zespół, który tylko właściwie współpracując, może nieść skuteczną pomoc chorym.

Przy tym wszystkim nie zapominajmy, że pełniąc przypisaną nam misję, mamy prawo do godnego wynagrodzenia, adekwatnego do naszego wykształcenia i odpowiedzialności za ludzkie zdrowie i życie. Odpowiedzialna i ciężka praca, którą wykonujemy na co dzień, często pełna jest wyrzeczeń i odbywa się kosztem naszych najbliższych.

Coraz częściej z powodu niedoborów kadrowych, przeciążając nas pracą, obciąża się nasze zdrowie, coraz częściej również zbyt ciężka, długa i wyczerpująca praca rujnuje nam nasze życie osobiste. Już czas, abyśmy zaczęli się wzajemnie szanować.

Zróbmy to na przekór władzy, która za wszelką cenę próbuje nas skłócać, zakładając przysłowiowe chomąto i zmuszając do ciężkiej pracy, często przy tym nie szanując podstawowych zasad prawa pracy, które jasno mówią, że każdy pracownik ma prawo do godnego wynagrodzenia.

Czas upomnieć się o wyższe wynagrodzenia

Według Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń, prowadzonego przez firmę Sedlak & Sedlak, jeszcze w 2013 r. mediana wynagrodzenia brutto pracowników telekomunikacji w Warszawie wynosiła 8 000 zł brutto, pracowników sektora IT 7500 zł, a bankowości 7100 zł miesięcznie.

Tysiące lekarzy w Polsce, pracując na pełnym etacie w publicznych szpitalach, zarabia miesięcznie średnio około 4000 zł brutto. Nadchodzi czas, abyśmy w końcu zaczęli szanować swój czas i swoje życie. Z każdym miesiącem przybywa zwolenników wypowiadania opt-otów, bo wynagrodzenia za dyżury od lat stoją w miejscu.

Takie działanie z pewnością mogą doprowadzić do wyższej wyceny naszej pracy, dzięki czemu pojawi się szansa, że w końcu znajdziemy czas dla rodziny i najbliższych, a tym samym nie zmarnujemy własnego życia, biegając z pracy do pracy i z dyżuru na dyżur.

Dalszy marazm środowiska spowoduje, że media na zamówienie decydentów nadal będą podawały nasze dochody wraz z dyżurami i pracą na kilku etatach, a my pracując ponad siły, przepracujemy większość własnego życia, tracąc często to, co w życiu jest rzeczywiście najcenniejsze.

W walce o godne wykonywanie zawodu wspierajmy również pielęgniarki, które – jak doskonale wiemy – ciężko pracują, nie otrzymując wynagrodzenia adekwatnego do ich wysiłku i pracy. Już czas, abyśmy wspólnie stanęli w szeregu, bo skłócone i rozbite środowisko nigdy nie wywalczy godnych warunków wykonywania zawodu. Już czas zjednoczyć siły, bo grając w jednej drużynie, możemy osiągnąć wiele.

Nie zapominajmy przy tym, że coraz bardziej przemęczeni pracą i zarwanymi nocami dla naszych pacjentów stanowimy podobne zagrożenie, jakie stanowi pijany kierowca dla przechodzącego przez jezdnię dziecka. Ale to, jak doskonale wiemy, nie obchodzi przepełnionych demagogią i hipokryzją decydentów. Koleżanki i Koledzy, najwyższy czas na przebudzenie!

Marek Derkacz
Doktor nauk medycznych, MBA

Artykuł ukazał się w „Gazecie Lekarskiej” nr 11/2014