19 kwietnia 2024

Mukowiscydoza Fryderyka Chopina

Nasz geniusz pianistyczny był młodzieńcem wątłym i chorowitym. Mądrze i troskliwie planowane przez rodziców wakacje (Szafarnia, Antonin, Sanniki, Duszniki, Reinertz) skutecznie poprawiały nadwątlone zdrowie.

Pomnik Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli
Foto: freeimages.com

Ale już w Paryżu, będąc rozchwytywanym wirtuozem, wybitnym pedagogiem fortepianu, wreszcie genialnym kompozytorem, dbałości o zdrowie poświęcał coraz mniej uwagi. W 26. roku życia zaczął poważnie chorować, sądzono wtedy, że na gruźlicę.

Jego burzliwy związek z George Sand i ich zimowy pobyt w Valldemosie na Majorce wzmógł tylko chorobę, która rozwijała się nadal podczas corocznych pobytów w nizinnym i podmokłym Nohant. Po rozstaniu z George Sand popadł Chopin w głębokie przygnębienie.

Szczerze i ofiarnie starała się wyciągnąć go z tego stanu nowa uczennica, przyjaciółka i sponsorka Jane Stirling, bogata, chodź nie najbardziej urodziwa Szkotka, planująca nawet małżeństwo z artystą. Rok przed śmiercią Chopina pojechali razem do Wielkiej Brytanii i Irlandii, gdzie odbyły się ostatnie jego publiczne koncerty. Wilgoć tamtejszych sal koncertowych, chłód średniowiecznych zamków i pałaców, wreszcie przysłowiowa angielska pogoda, po raz kolejny spowodowały pogorszenie się stanu zdrowia.

Po powrocie do Paryża nie ruszał się już z domu. Długie wieczory wypełniały wizyty licznych francuskich przyjaciół, z malarzem Eugene Delacroix na czele, oraz najwierniejszych uczennic, na szczęście szczodrze płacących za lekcje fortepianu: Catheriny Soutzo, Marii Kalergis, Delfiny Potockiej, Charlotty de Rothschild i Marceliny Czartoryskiej.

W ostatnich miesiącach życia przeżył liczne wahania zdrowia i samopoczucia. Napady duszącego kaszlu, krwotoki, opuchlizna nóg, omdlenia. Na dodatek niedawno zmarł zaprzyjaźniony homeopata Jean-Jacques Moulin „posiadający sekret stawiania mnie na nogi” – jak mawiał. Księżna Sapieżyna zaniepokojona tym wszystkim wezwała znanego lekarza Jeana Cruveilhiera, który rozpoznał ostatnie stadium choroby. Nie zdiagnozował natomiast tego, o czym – ale dopiero w naszych czasach – mówią wybitni specjaliści.

Fryderyk Chopin mógł przez wiele lat chorować nie na gruźlicę, a na mukowiscydozę. Jest to choroba genetyczna, w konsekwencji decydująca o niesprawności trzustki. Objawia się niewydolnością oskrzelowo-płucną, uciążliwym kaszlem, dusznością, nawracającym zapaleniem oskrzeli, płuc i zatok, polipami nosa i krwiopluciem. Jest chorobą dziedziczną, której w czasach Chopina chyba po prostu nie znano.

Równie tajemnicze są okoliczności wędrówki serca Fryderyka z Paryża do Warszawy. Po uroczystościach pogrzebowych w paryskiej Madeleine i na cmentarzu Père-Lachaise, przewoziła je już nie w dyliżansie, a koleją żelazną Ludwika Jędrzejewiczowa, starsza siostra kompozytora. Zrobiła to na życzenie brata, który – broń Boże – nie przewidywał przyszłego kultu tej części jego ciała w kościele Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu.

Serce zatopione w słoju z koniakiem przechowywano najpierw w mieszkaniu państwa Jędrzejewiczów na Starym Mieście i dopiero po 30 latach zostało umieszczone w filarze nawy głównej naszej narodowej świątyni. W czasie powstania warszawskiego ten chopinowski skarb przechowano w Milanówku, aby po wojnie mógł triumfalnie powrócić na swoje dawne miejsce.

Prawdopodobnie nasz muzyczny geniusz prosił o wyjęcie mu serca po śmierci w obawie – bardzo częstej w jego czasach – przed letargiem, o którym zarówno we Francji, jak i w Polsce krążyły makabryczne opowieści. W ten sposób zostawił nam instrument uważany od romantyków aż do naszych czasów za symboliczny przyrząd do kochania.

Przede wszystkim jednak pozostawił nam najpiękniejszą, rozbrzmiewającą do dziś po całym świecie muzykę fortepianową, a oprócz tego ostrzeżenie przed mukowiscydozą. Ostrzeżenie to dedykuję moim medycznym czytelnikom z prośbą, aby tej choroby nie dopuścili już nigdy do żadnego organizmu, a zwłaszcza ciała jakiegokolwiek artysty.

Sławomir Pietras
Dyrektor polskich teatrów operowych

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 5/2016