4 grudnia 2024

Daleki kosmos i sieci (felieton prezesa NRL)

Pomysł utworzenia sieci szpitali już był, miały go w swoim zamiarze różne ekipy rządowe, i znowu wrócił. Obecnie pomysłodawcy reform podają, że szpitale sieciowe otrzymają odpowiednie finansowanie, a chorzy będą mieli właściwe warunki leczenia.

Foto: pixabay.com

Problem w tym, że przedstawiony do dyskusji projekt odbiega od tych założeń w daleki kosmos. To pomysł wyeliminowania 40 proc. szpitali i błędna wiara, że poprawi się dostępność w tych, które pozostaną, i skróci w nich kolejki.

Również w błędzie jest ten, który sądzi, że poprzedzono dogłębnymi analizami utworzenie takiej sieci. Projekt nie został oparty o plany potrzeb zdrowotnych i nawet nikt specjalnie się nie zastanawia, jak wyeliminowanie tego czy innego podmiotu leczniczego utrudni możliwości pomocy pacjentowi.

Oczywiście dyrektorzy zaczęli się zastanawiać, jak to zrobić, by dostać się do sieci. Zapadają decyzje o łączeniu szpitali. Zaczął też zastanawiać się sam minister i projekt ewoluuje, wciągając oddziały NFZ, czyli te, które w zamierzeniach miały znikać. Sieć i łączenia to dla naszego środowiska dodatkowe kłopoty, bo zapewne nowo utworzone podmioty będą na nowo zawierać umowy o pracę czy umowy cywilnoprawne.

Dyrektorzy, zanim ustalą finanse szpitala w sieci, będą chcieli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy finanse z tych szpitali, które nie znajdą się w sieci, przepłyną do tych sieciowych.

Na razie nic na to nie wskazuje. Tak więc nie dość, że budżet tych szpitali będzie historyczny, to koszty ich funkcjonowania dramatycznie wzrosną poprzez fakt podniesienia od nowego roku stawek minimalnego wynagrodzenia na 2 tys. zł lub 13 zł na godzinę dla pracowników zajmujących się ochroną budynków, żywieniem, sprzątaniem itd. To poważny cios w finansowanie szpitali, szczególnie tych mniejszych.

Cios kolejny, bo nadal najpoważniejszym jest aktualność wezwania: „Pani Premier, Panie Ministrze, środki na ochronę zdrowia w Polsce są dramatycznie niewystarczające i nie osiągnęliśmy jeszcze publicznych środków 6% PKB na zdrowie”. Czekam na moment, kiedy w opiece nad pacjentem zostanie zauważona rola lekarzy chorób wewnętrznych i specjalistów pediatrii. Póki co, coraz mniej z nich chce pracować na oddziałach, doceniani za wiedzę i doświadczenie bez trudu zdobywają prace poza granicami naszego kraju.

Wykluczenie możliwości wykorzystania tych dwóch grup zawodowych w systemie POZ tę sytuację jeszcze pogarsza. Już dzisiaj dyrektorzy szpitali z braku personelu zmuszani są redukować łóżka, ograniczać liczbę dyżurnych, a niekiedy wręcz zawieszać całkowicie prace tych oddziałów. Zaczynają konkurować między sobą o specjalistów i zamiast ucywilizować wynagrodzenia w kraju, dostosowując minimalne wynagrodzenie do zasad, które ustalił samorząd lekarski, zaczyna się telefoniczna giełda, kto ma ochotę zapłacić więcej za dyżur, by utrzymać tych lekarzy w swojej placówce i pacjent nie musiał zostać odesłany.

Pewnym wyjściem dla błąkających się chorych kierowanych przez lekarzy rodzinnych do AOS lub szpitali byłoby utworzenie sieci poradni internistycznych i pediatrycznych jako miejsca konsultacji przed podjęciem decyzji, do której wąskospecjalistycznej poradni bądź na który oddział szpitala pacjenta należy odesłać.

Ze wzruszeniem słuchałem twórców Kodeksu Etyki Lekarskiej, których zaprosiliśmy na uroczyste posiedzenie Naczelnej Rady Lekarskiej w 25 lat po uchwaleniu tego dokumentu, wyznaczającego postępowanie każdego lekarza. Chciałbym podziękować damie polskiej ochrony zdrowia – Wandzie Terleckiej, pani doktor, która wróciła do Polski – Annie Łastowskiej, bliskiemu mi miłośnikowi etyki – Staszkowi Wencelisowi oraz profesorowi Zbigniewowi Chłapowi, który nie tylko podzielił się z nami wspomnieniami z tamtego czasu, ale również dokumentami, które przekazał na potrzebę krzewienia przez samorząd historii Kodeksu. Bardzo żałowałem, że nie mógł do nas dojechać Jerzy Umiastowski.

W stomatologii źle się dzieje – można pomyśleć, przysłuchując się wypowiedzi p.o. Prezesa NFZ, który na styczniowym posiedzeniu mówił o planach na jej finansowanie. A kiedy przyjrzymy się stanowiskom NRL dotyczącym kształcenia przed- i podyplomowego, podjętym na tymże posiedzeniu, widzimy, jak wiele w stomatologii trzeba poprawić.

Ale w stomatologii też dobrze się dzieje, jeśli zajrzymy na niektóre uczelnie, gdzie zajęcia dla lekarzy z propedeutyki stomatologii przesuwa się na wcześniejsze lata edukacji.  To przecież wiedza niezbędna każdemu lekarzowi – zarówno rodzinnemu, jak i pozostałym. Przecież tak wiele chorób ogólnoustrojowych zaczyna się w jamie ustnej.

Jeśli student zapamięta, że choroba Leśniowskiego-Crohna widoczna w jamie ustnej niekiedy wyprzedza jej postać brzuszną lub jest jej jedyną postacią, to pracując w POZ, wyprzedzi diagnozujących ją gastroenterologów, którzy dla tego samego rozpoznania przygotują cały arsenał wyrafinowanych badań. A wiedza z zakresu chirurgii szczękowej – ileż to razy, dyżurując w pogotowiu ratunkowym, korzystałem z mądrości uzyskanej na zajęciach w ramach tych ćwiczeń! Przygotowujemy się do konferencji naukowej związanej ze zdrowiem jamy ustnej. Już dzisiaj na nią zapraszam.

Maciej Hamankiewicz
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 2/2017