6 października 2024

Gdy nie chce się żyć

W Polsce liczba samobójstw jest większa zarówno od średniej w Unii Europejskiej, jak i całego świata. Dlaczego? Czy jest szansa na zmianę?

Foto: pixabay.com

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) rocznie na świecie ponad 800 tysięcy ludzi odbiera sobie życie (11,4/100 tys. mieszkańców). Średnia dla UE to 11,67 (dane: Eurostat). Gorsze statystyki notują m.in. Francja czy Belgia (15,4-17/100 tys.), źle się dzieje na Litwie (ponad 30/100 tys.).

Na to, że w jednym państwie jest lepiej, a w innym gorzej, składa się wiele czynników, specyficznych dla danego kraju. – Nie tylko ekonomia się liczy. W Hiszpanii, na Cyprze czy Grecji notuje się mniej samobójstw, bo to społeczeństwa o rozbudowanych relacjach międzyludzkich, inaczej niż np. w chłodnej pod tym względem Finlandii – zauważa prof. Brunon Hołyst, prezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego.

Jak jest w Polsce? Główny Urząd Statystyczny notuje rocznie około 6 tysięcy zgonów z powodu samobójstwa (15-16/100 tys. mieszkańców). To jednak dane niepełne, bo urząd rejestruje tylko informacje z kart zgonów, na których samobójstwo było bezpośrednią przyczyną śmierci. Mamy też dane Komendy Głównej Policji (zbliżone do tych zbieranych przez GUS), ale i one nie pokazują pełnego obrazu sytuacji.

Sprawozdawczość prób samobójczych jest jeszcze skromniejsza. GUS w ogóle ich nie rejestruje, a KGP notuje tylko te przypadki, gdzie wszczęto postępowanie (około czterech tysięcy rocznie), co jest kroplą w „morzu” zdarzeń. WHO szacuje, że próby samobójcze występują 10, a nawet 100 i więcej razy częściej (w zależności od grupy wiekowej) niż samobójstwa dokonane, więc ostrożnie licząc, w naszym kraju jest ich grubo ponad 60 tys. rocznie.

– Prawie codziennie przyjmujemy na oddział nastolatków po próbie odebrania sobie życia. Zachowania samobójcze to ogromny problem, który od lat utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie – mówi prof. Agnieszka Gmitrowicz, kierownik Kliniki Psychiatrii Młodzieżowej UM w Łodzi, przewodnicząca Sekcji Naukowej Suicydologii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Dokładnie policzone i szczegółowo scharakteryzowane zachowania samobójcze to podstawa, by wdrożyć odpowiednie programy profilaktyczne. Bez tego działamy na oślep.

– Trudno obwiniać GUS czy policję, że mają niepełne dane, bo mają ograniczone możliwości. Jest jednak potwierdzona wola współpracy. Od tego roku policja zmienia system gromadzenia danych na bardziej skorelowany z GUS-em. Potrzebna jest jeszcze lepsza sprawozdawczość do NFZ. Apeluję do lekarzy o rejestrację każdej śmierci i próby samobójczej, na co pozwalają obecnie stosowane kody ICD10 (X60-84). Docelowo powinniśmy jednak dążyć do stworzenia Krajowego Rejestru Zachowań Samobójczych – wyjaśnia prof. Gmitrowicz, która koordynuje działania grupy ds. rejestracji zachowań samobójczych w Zespole Roboczym ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego.

Profil ofiary

Co już wiemy o polskich ofiarach samobójstw? Zdecydowana większość to mężczyźni w średnim wieku. Inaczej niż na świecie, gdzie statystyczna ofiara to osoba w podeszłym wieku. Dlaczego ludzie odbierają sobie życie? Z powodu zaburzeń psychicznych (najczęściej depresyjnych oraz lękowych, stresowych pourazowych, w przebiegu używania substancji psychoaktywnych), konfliktów rodzinnych, biedy, przewlekłej choroby somatycznej, kalectwa, uzależnień (w tym behawioralnych), ale także samotności, zawodu miłosnego, niepożądanej ciąży czy innych traumatycznych sytuacji, np. utraty kogoś bliskiego, doświadczania mobbingu, przemocy, nagłej utraty pracy.

Nie ma uniwersalnej skali rangi problemów, które popychają do samobójstwa. Dla jednej osoby może to być śmierć członka rodziny, dla innej – psa, który mógł być jedynym towarzyszem tego człowieka. Znacząco wzrasta też fala samobójstw wśród nastolatków. W przypadku tak młodych ludzi powodem może być wszystko, choćby poniżający sms. – Jeden z moich pacjentów najadł się trujących grzybów, bo go usunęli ze szkoły za wypalenie jointa. Nie wolno lekceważyć nawet najbłahszych powodów, bo dla nich to sprawa życia i śmierci. W grupie ryzyka są też konkretne zawody, w tym lekarze.

Działamy w obszarze pomagania, często sami doświadczamy frustracji, co w zderzeniu z nadmiarem obowiązków, przewlekłym stresem, niepowodzeniami z powodu ograniczeń medycyny prowadzi do wypalenia zawodowego, a w konsekwencji może skutkować samobójstwem – wyjaśnia prof. Gmitrowicz. W raporcie z 2012 r. autorstwa Ośrodka Studiów, Analiz i informacji NIL i IFiS PAN wyraźnie czytamy, że najbardziej powszechnymi problemami w pracy lekarzy są warunki rozwoju zawodowego, agresja w miejscu pracy i właśnie wypalenie zawodowe. – Nie wiadomo, jak wielu lekarzy w naszym raju dotyczy problem samobójstw, bo dotychczas nikt nie badał tego zjawiska, ale problem istnieje – potwierdza prof. Hołyst.

Zdążyć na czas

By zapobiec tragedii, potrzeba uwagi i empatii ze strony rodziny, przyjaciół, ale też lekarzy. – Znamienne, że ok. 40 proc. ofiar samobójstw w ciągu miesiąca poprzedzającego zamach na własne życie odwiedziło swojego lekarza. Niestety wizyta nie zapobiegła tragedii. Lekarze mają wpływ na zmniejszenie skali samobójstw. Musimy być uważni. Umieć rozpoznać problem i wiedzieć, jak mu zapobiec – apeluje prof. Gmitrowicz. Jeśli ktoś skarży się na ciężkie warunki życia czy inne problemy, pozornie dalekie od zdrowotnych, to nie można tego zlekceważyć.

On w ten sposób komunikuje, ze jest mu źle i oczekuje wsparcia psychicznego. Co jeszcze powinno wzbudzić uwagę? – Gdy ktoś mówi, że mu smutno, nie ma energii, nic go nie cieszy, nie wykazuje chęci podjęcia leczenia, to jest to sygnał ostrzegawczy. Jeśli podejrzewamy kryzys samobójczy, nie wahajmy się zadawać pytań bezpośrednich o myśli samobójcze – radzi prof. Gmitrowicz. WHO opublikowała poradnik dla lekarzy, opisujący jak rozmawiać z pacjentem. Polskie Towarzystwo Suicydologiczne przetłumaczyło go na język polski. Jest dostępny na stronie internetowej tej organizacji.

Czy lekarz rodzinny może sam leczyć z zachowań samobójczych? – Musi ocenić, czy jest do tego odpowiednio przygotowany. Wiele zależy od stanu pacjenta. Czasem można go skierować bezpośrednio do PZP lub ośrodka interwencji kryzysowej. Natomiast w sytuacji kryzysu samobójczego, czyli gdy pacjent potwierdza, że chce się zabić, trzeba po prostu wezwać pogotowie. Najgorsze, co możemy zrobić, to trywializować problem i powiedzieć, żeby ktoś wziął się w garść – odpowiada suicydolog prof. Gmitrowicz.

W Polsce nadal nie mamy Narodowego Programu Zapobiegania Samobójstwom. – Być może rozpisane teraz przez MZ konkursy wprowadzą ważne strategie w zakresie profilaktyki samobójstw. Choć przeznaczono na ten cel niewielkie środki, to przynajmniej zauważono problem – mówi prezes PTS. Niezbędna jest też właściwa realizacja Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego, którego poprzednia edycja została ostro skrytykowana przez Najwyższą Izbę Kontroli, a kolejna – jest nadal w opracowaniu, choć już dawno powinna obowiązywać.

Potrzeba też dużej, ogólnopolskiej kampanii medialnej, informującej, że istnieją telefony zaufania, ośrodki interwencji kryzysowej czy pomoc online (np. www.samobójstwo.pl), gdzie można się zwrócić po pomoc, oraz wyczulenie społeczeństwa na problem zjawiska samobójstw. Żeby żaden człowiek nie był sam ze swoimi depresyjnymi, popychającym do śmierci myślami.

Lidia Sulikowska


Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych wprowadzającą tzw. sieć szpitali. O tym, co zmieni się z punktu widzenia lekarzy i pacjentów, piszemy tutaj.