23 listopada 2024

Michał Bulsa: To będzie przejście

„Jeśli czegoś nie zrobimy, będziemy brnąć dalej w bezsens sytuacji, w jakiej znalazła się służba zdrowia”. Z Michałem Bulsą, przewodniczącym Komisji ds. Młodych Lekarzy NRL, rozmawia Lucyna Krysiak.

Foto: Marta Jakubiak

Po raz pierwszy w historii samorządu lekarskiego przewodniczący Komisji ds. Młodych Lekarzy zostaje członkiem Prezydium NRL. Jak pan to przyjął?

Nie ukrywam, że to dla mnie nobilitacja, ale przede wszystkim wyzwanie, szczególnie w kontekście ostatnich działań podejmowanych przez młodych lekarzy. Mam na myśli działania Porozumienia Rezydentów OZZL, które wpuściło do naszego środowiska dużo świeżego powierza, spowodowało, że wielu młodych lekarzy odebrało je łącznie z protestem jako zachętę, by zmieniać rzeczywistość.

Zorganizowaliśmy się wokół tej idei i jestem dumny, że jestem jej częścią. Idea ta jasno określa, że jeśli czegoś nie zrobimy, będziemy brnąć dalej w bezsens sytuacji, w jakiej znalazła się służba zdrowia. A więc na swoją pozycję w samorządzie ciężko pracowaliśmy przez ostatnie 3-4 lata zarówno na szczeblu izb okręgowych, jak i szczeblu centralnym. To dlatego dostrzeżono w nas potencjał i możliwa stała się tak ścisła współpraca.

To rewolucja czy ewolucja?

Rewolucja oznacza burzenie starego i od podstaw budowanie nowego, a nam chodzi o ewolucję. Ponieważ samorząd miał swoje dobre i złe strony, tego, co funkcjonuje sprawnie, nie należy ruszać, a tam, gdzie panuje zastój, trzeba dokonać zmian. Postrzegam to jako przejście z jednej rzeczywistości w drugą. Zawsze byliśmy we władzach samorządu nielicznie reprezentowani, dopiero w tej kadencji zmiana jest zauważalna. W Naczelnej Radzie Lekarskiej aktualnie zasiada 11 młodych lekarzy, w składzie Prezydium NRL oprócz mnie jest jeszcze doktor Artur Drobniak, który piastuje funkcję zastępcy sekretarza. Jesteśmy świadomi odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa, chcemy też sprostać zaufaniu, jakim nas obdarzono.

Od członków Prezydium NRL wymaga się nie tylko zaangażowania, ale dogłębnego rozeznania, ponieważ tam zapadają kluczowe decyzje. Nie czuje pan presji?

Oczywiście, że czuję, ale przez te ostatnie lata poznałem kompetentnych ludzi, oddanych pracy w samorządzie, takich, którzy bardzo wiele zrobili dla polskiej medycyny, a także zniechęconych, napotykających na mur, kiedy chcieli coś zmienić. Te kontakty pozwolą mi czerpać z ich doświadczeń. Sam także zebrałem spore doświadczenie w pracy na szczeblu okręgowym i krajowym samorządu oraz pracy w ramach Porozumienia Rezydentów OZZL, gdzie miałem zaszczyt pełnić funkcję przewodniczącego. Samorząd lekarski jest naszym dziedzictwem i myślę, że to dziedzictwo można dobrze wykorzystać.

Moją wizją na te cztery lata kadencji jest, by młodzi lekarze stali się partnerami dla władz i współdecydowali o przyszłości ochrony zdrowia oraz losach naszej grupy zawodowej. Pragnę też zacieśnić więzy z młodymi lekarzami z okręgowych izb lekarskich. Powinniśmy wiedzieć, co dzieje się w okręgach i natychmiast reagować, jeśli tam dzieje się źle, np. w sprawie jakości szkoleń specjalizacyjnych. Są izby, np. Wielkopolska Izba Lekarska, w której młodzi lekarze są bardzo aktywni, realizują ambitne projekty, a są takie, które wymagają wsparcia. Z jednej strony potrzebujemy doświadczenia starszych kolegów, z drugiej powinniśmy wytyczać nowe kierunki.

Czyli więcej reakcji?

Mówi się, że izba powinna być dla lekarza, a nie lekarz dla izby i chcemy zrobić wszystko, aby to założenie stało się prawdziwe, bo z tym bywało różnie. Poruszamy się w skomplikowanej prawnie rzeczywistości i nie uciekniemy od rozbudowanej administracji, ale w sprawach pilnych, jeśli jest problem, musi być reakcja. To styl działania, który pokazało nam Porozumienie Rezydentów OZZL i chcielibyśmy pójść tym tropem. Jest wielu ludzi, którzy pragną pracować w samorządzie, mają wiedzę i chęci, ale trzeba ich w tej liczącej 170 tys. lekarzy grupie zauważyć i wyłuskać. Sam jestem rezydentem, w trakcie specjalizacji z ginekologii i położnictwa, z autopsji wiem, co boli młodych lekarzy, jakie są ich oczekiwania, zarówno jeśli chodzi o system kształcenia, jak i wynagrodzenia czy warunki pracy. Problemów wymagających naszej reakcji jest więcej – dyżury medyczne, jakość kursów – wszędzie jest duże pole do działania, ale trzeba chcieć się nimi zająć.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: