11 grudnia 2024

Prof. Zbigniew Gaciong: Tyjemy na potęgę!

W ostatnich latach zwiększyła się kaloryczność posiłków w restauracjach. Średnia wieku zachorowania na cukrzycę obniża się właśnie dlatego, że jemy za dużo i nie to, co służy zdrowiu. Wywiad z prof. dr. hab. n. med. Zbigniewem Gaciongiem, kierownikiem Kliniki Chorób Wewnętrznych, Nadciśnienia Tętniczego i Angiologii WUM w Warszawie.

Panie Profesorze, ustawa o zdrowiu publicznym jest przez polityków uznawana za szansę na poprawę zdrowia Polaków. Jak Pan Profesor postrzega problemy zdrowotne Polaków od strony chorób serca i zburzeń metabolicznych?

Większość schorzeń, które w tej chwili są powodem przewlekłych terapii i zgonów jest związana ze stylem życia. Ogromny wpływ na nasze zdrowie ma to, co jemy. Spożywamy głównie żywność przetworzoną. Popełniamy wiele błędów żywieniowych.

Patrząc na to, ile jedliśmy jeszcze kilka lat temu, można zauważyć, że zwiększyła się kaloryczność posiłków w restauracjach. Jemy więcej również w domach, a na przestrzeni lat zwiększył się średni wymiar talerza. Nasze społeczeństwo tyje na potęgę.

Zagraża nam nie tylko ilość, ale także to, co w posiłkach się znajduje. Pamiętam, że w latach 80. prowadzona była akcja walki z cholesterolem, przez którą zaczęto promować produkty bez cholesterolu. Okazało się, że miały one dużo kalorii z cukru, który zastąpił tłuszcz.

Dużą popularność zyskał syrop glukozowo-fruktozowy, który nie daje szybko uczucia sytości, co w rezultacie przekłada się na zjedzone większe ilości pokarmów. W tej chwili ten syrop jest prawie wszędzie, dlatego tak ważna jest edukacja, o tym co jemy i jakie to niesie za sobą konsekwencje.

W jaki sposób poprawić styl życia?

Edukacja powinna iść do wszystkich – do dzieci, rodziców, nauczycieli etc. Wystarczy, że w tym łańcuchu jedno ogniwo pęknie, a cały trud będzie zniweczony. Jeśli się rozmawia z pacjentem na temat odżywiania, to często nie mówi się do tej osoby, co trzeba, bo na przykład, kto inny w domu robi zakupy, kto inny przyrządza posiłki.

Dużą rolę odgrywają także nasze przyzwyczajenia żywieniowe, które oczywiście można zmienić, ale ludzie tego nie chcą. To trudny problem, na który nie ma jednej metody i jednego rozwiązania. Gdyby był złoty środek to na pewno wszyscy by po niego sięgnęli.

Dobre przykłady, jak osiągnąć korzystne zmiany pochodzą z Zachodu. Dzięki prowadzonym kampaniom edukacyjnym zmniejszyła się średnia waga Amerykanina. W Anglii np. wprowadzono zakaz podawania pewnych posiłków w stołówkach. W Polsce też widać już pierwsze pozytywne zmiany – zakaz sprzedawania śmieciowego jedzenia w sklepikach szkolnych.

Tutaj przykład idzie od nauczycieli i od szkoły, ale powinien też iść od rodziców, którzy z reguły zamiast zrobić dziecku zdrową kanapkę dają mu pieniądze. Zazwyczaj dziecko kupuje batonik, chipsy albo słodką bułkę. Średnia wieku zachorowania na cukrzycę obniża się właśnie dlatego, że jemy za dużo i nie to, co służy zdrowiu.

Ale cukrzyca to nie jedyny problem, z którym boryka się polskie społeczeństwo. Dlaczego tak się dzieje, że jeśli chodzi o choroby układu krążenia Polska jest modelowym przykładem w obszarze ratowania życia, ale z profilaktyką wtórną jest już znacznie gorzej?

Bo to jest względnie najprostsze. Trzeba otworzyć odpowiednią liczbę pracowni, wykształcić fachowców i wdrożyć procedurę interwencyjną. Problemem jest natomiast brak systemu opieki na pacjentem przewlekle chorym.

Pacjent po zawale jest odsyłany do domu i tyle. Teoretycznie problem spada na lekarza rodzinnego, którego możliwości są ograniczone. Ale ten system pozostawia wiele do życzenia.

A dlaczego choroby układu krążenia są zabójcą numer 1 wśród Polaków?

Winne są przede wszystkim nasze nawyki i sposób życia. Pierwsze miejsca na liście przyczyn przedwczesnych zgonów zajmują: nadciśnienie tętnicze, palenie tytoniu, podwyższony cholesterol, cukrzyca, nieaktywny styl życia. Są to wszystko czynniki modyfikowalne, pochodne otyłości.

Zwykle wszystko zwala się na stres. Bez wątpienia stres nam nie poprawia jakości życia i jest czynnikiem, który źle wpływa na jakość życia, ale bardziej szkodzi sposób, w jaki walczymy ze stresem niż sam stres. Uciekamy w używki, niezdrowe jedzenie, palenie papierosów etc.

Czy jest prawdą, że obniżyła się granica wieku pojawiania się pierwszych epizodów sercowo-naczyniowych?

Tak, to prawda, ale sami na to pracujemy. Coraz młodsze osoby chorują na cukrzycę, co jest zazwyczaj wynikiem otyłości. Robiliśmy badanie wśród warszawskich licealistów – spośród 3 tys. maturzystów aż 9% miało potwierdzone nadciśnienie tętnicze – w większości wypadków związane właśnie z otyłością.

Co możemy zrobić, aby ten trend odwrócić, przecież ta młodzież musi mieć siły i zdrowie, aby pracować do 67. roku życia i nie przejść na rentę?

W Polsce brakuje pewnej jednolitej i powszechnie uprawianej polityki zdrowotnej. W dodatku brak pewnej konsekwencji w działaniach rządu jeśli chodzi np. o używki, np. mocne alkohole nie są reklamowane, ale piwo już tak, więc młodzi ludzie myślą, że piwo to nie alkohol i piją na potęgę. W tej chwili jesteśmy narodem, który pije głównie piwo i wino.

Mamy też problem z uzależnieniem od nikotyny. Jest ustawa antynikotynowa, która ograniczyła palenie w miejscach publicznych, a z drugiej strony przykład idzie góry – prof. Zembala jest pierwszym ministrem zdrowia od 10 lat, który nie pali papierosów.

A co z cholesterolem? Najnowsze wyniki badań wskazują, że ryzyko zawałów serca i udarów mózgu jest tym niższe, im niższy jest poziom cholesterolu LDL.

Tak to prawda. Ostatnio opublikowano wyniki badania Improve-IT, w którym badano związek pomiędzy poziomem cholesterolu LDL, potocznie nazywanego „złym cholesterolem”, a ryzykiem wystąpienia zdarzeń sercowo-naczyniowych. Badanie potwierdza, że im mniejszy jest poziom stężenia we krwi cholesterolu LDL, tym mniejsze jest ryzyko wystąpienia takich zdarzeń.

W Polsce to duży problem, bo 60% społeczeństwa ma podwyższone stężenie cholesterolu, który jest przyczyną wielu chorób. Podwyższone stężenie cholesterolu jest drugim, po nadciśnieniu tętniczym, czynnikiem zwiększającym ryzyko zawału serca, który jest przyczyną prawie połowy zgonów w naszym kraju.

Niestety zdecydowana większość z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, że ma podwyższony cholesterol, bo nie daje on objawów. Panuje też mit, że podwyższony cholesterol dotyka tyko ludzi z nadwagą i otyłych, co nie jest prawdą.

Jak zatem kontrolować cholesterol?

Zasada jest prosta – każdy po 20. roku życia powinien oznaczyć sobie poziom cholesterolu we krwi. Jeśli jest osobą zdrową, która nie ma w rodzinie przedwczesnych zgonów w wyniku chorób układu krążenia, to wystarczy, że takie badanie powtórzy co 5 lat.

Podstawą walki o obniżenie cholesterolu LDL we krwi jest odpowiednia dieta i wysiłek fizyczny. Jednak w sytuacji, kiedy te środki są niewystarczające do osiągnięcia prawidłowego poziomu, należy sięgnąć po dostępne leki.

Na szczęście mamy obecnie preparaty, które są bardzo skuteczne i są w stanie obniżyć poziom cholesterolu do dowolnego poziomu. Szczególnie istotne jest utrzymywanie cholesterolu LDL w granicach normy, kiedy pacjent choruje na cukrzycę, chorobę wieńcową lub przebył zawał serca czy udar mózgu. W takich przypadkach poziom cholesterolu LDL nie powinien przekraczać 70 mg/dl.

Czy jest jakaś grupa wiekowa, która szczególnie powinna na siebie uważać?

Im starszy pacjent, tym zagrożenie jest większe, ale problem tkwi również gdzie indziej. Ważny jest nie tylko sam poziom LDL, ale także czas. Im dłużej ktoś żyje z podwyższonym cholesterolem, tym większe szanse, że zachoruje wcześniej.

Coraz więcej się teraz mówi na temat rodzinnej hipercholesterolemii, która ma podłoże genetyczne. Wywołuje ją najczęściej mutacja genu LDLR, czyli genu odpowiadającego za przemianę „złego” cholesterolu LDL. Rodzinna hipercholesterolemia, czyli dziedzicznie wysoki poziom cholesterolu we krwi, prowadzi do wcześniejszego rozwoju miażdżycy, a tym samym zagrożenie zawałem serca i udarem mózgu jest większe.

W zależności od tego jaką mamy formę hipercholesterolemii, to objawy mogą wystąpić wcześniej lub później. Jeśli dzieci odziedziczą tę skłonność po obojgu rodzicach, mogą mieć miażdżycę już w dzieciństwie. Spotykane są nawet przypadki zawałów u dzieci.

Skąd wiadomo, kto może mieć wadliwy gen? Jak się to sprawdza?

Do wstępnego rozpoznawania dziedzicznej hipercholesterolemii służy zaakceptowany przez WHO test punktowy. To rodzaj kwestionariusza, który wypełnia się wspólnie z lekarzem. Powinny go wykonać zwłaszcza osoby młode, w rodzinach których były przypadki zawału serca, udaru mózgu lub innych chorób układu krążenia.

Podobnie, ryzyko rodzinnej hipercholesterolemii dotyczy osób, u których w rodzinie objawy choroby wieńcowej wystąpiły przed 55. rokiem życia u mężczyzn i 60. dla kobiet. Na podstawie testu można określić prawdopodobieństwo wady genetycznej, warunkującej podwyższony poziom cholesterolu, a co za tym idzie – zagrożenie szybkim rozwojem miażdżycy.


Więcej o kardiologii i kardiochirurgii, a także chorobach serca piszemy tutaj.