11 grudnia 2024

Siła postępu czy postęp na siłę? O medycznej e-rewolucji inaczej

Gdy w pierwszej połowie lat 90. rozpoczynałem pracę w szpitalnych gabinetach lekarskich królowały mechaniczne maszyny do pisania. Cóż to był za klekot rozmaitych „Łuczników”, „Predomów”, „Herkulesów”, „Robotronów”, tudzież dostojnych „Olympii”, gdy kilka par rąk, z reguły wyłącznie przy pomocy palców wskazujących, pracowicie wystukiwało wypisy.

Foto: pixabay.com

Obowiązkowo przez brudzącą dłonie kalkę, wszak ślad tej żmudnej pracy musiał pozostać w historii choroby. Potem przyszedł czas maszyn elektrycznych. Te najnowocześniejsze pozwalały na prostą edycję tekstu.

Tego typu urządzenia, choć na pewno wygodniejsze od mechanicznych, były w użyciu ledwie parę lat. Bo przyszedł czas komputerów, które na początku, do czasu zainstalowania w nich oprogramowania do obsługi placówek medycznych, też były tylko doskonalszymi maszynami do pisania.

Ta rewolucja technologiczna z przełomu XX i XXI w. dokonała się nie bez oporów starszych lekarzy. Finalnie wszyscy byli jednak zadowoleni, bo z czasem nawet najwięksi oponenci przekonali się, że jeśli pisało się na maszynie, to cóż za problem przestawić się na wystukiwanie literek na klawiaturze. Zwłaszcza że niejako w gratisie dostawało się możliwość korygowania tekstów do woli, tworzenia wzorców i szablonów. No i można było zapomnieć o kalkach. To była prawdziwa siła postępu.

Dziś stoimy w obliczu kolejnej rewolucji technicznej. Z naszych biurek ma zniknąć papier.

No może nie do końca, ale przynajmniej ten, na którym piszemy historie choroby, skierowania, zwolnienia i recepty. Już teraz w wielu szpitalach i przychodniach jest prowadzona wyłącznie dokumentacja elektroniczna. Ale to dopiero początek zmian. Od początku grudnia zwolnienia lekarskie mają być tylko w formie elektronicznej. Miesiąc później, tj. z nadejściem 2019 r., podobna zmiana obejmie historie choroby tworzone przez udzielających świadczeń ze środków publicznych. Informatyzacja ochrony zdrowia obejmie także wprowadzenie e-recepty i elektronicznych skierowań.

Zmiany będą również dotyczyć pacjentów, którzy, by korzystać z publicznej ochrony zdrowia, będą musieli posłużyć się Kartą Ubezpieczenia Zdrowotnego, a od 1 stycznia 2023 r. alternatywnie e-dowodem. Skoro o pacjentach mowa, to jak zawsze wszystko to dla ich dobra, a przy tym i nam ma być lepiej. Dobrych zmian wymienia się całe mnóstwo, nic zatem dziwnego, że pilotujący ich wprowadzenie urzędnicy aż cmokają z zachwytu, w jakiej to awangardzie technologicznej już niedługo się znajdziemy.

I przez skromność nie wspominają, że sami na tej operacji zarobią, podobnie jak producenci rozmaitego soft- i hardware oraz właściciele systemów przechowywania e-danych.

Dla informatycznego biznesu medyczna e-rewolucja będzie niekończącą się żyłą złota, bo przecież trzeba będzie serwisować oprogramowanie, wdrażać jego nowe wersje, gromadzić i przetwarzać powstające dzięki naszej pracy informacje. Warto odrobinę wytężyć wzrok i dostrzec, że za stertą marchewek dla pacjentów i lekarzy ukryte są niebezpieczne kije. Opierać się wyłącznie na komputerach i dostępie do internetu to ogromne ryzyko groźnego dla zdrowia i życia paraliżu naszej pracy z wielu tzw. przyczyn technicznych.

Nawet w czasach pokoju, nie mówiąc już o innych, znacznie gorszych czasach, których obyśmy nie musieli doświadczać. Zachowanie papierowo-długopisowej alternatywy jest więc konieczne, choćby w postaci uruchamianej jedną dyspozycją awaryjnej alternatywy. W przypadku zwolnień lekarskich i recept jestem za pozostawieniem lekarzom (i pacjentom!) wyboru, z jakiego rozwiązania chcieliby korzystać. Nie tylko w imię poszanowania wieloletnich przyzwyczajeń.

Proszę zauważyć, że obowiązkowe e-recepty, nie wspominając już o innych e-drukach, staną się potencjalnym narzędziem inwigilacji, dając osobom niezwiązanym tajemnicą lekarską możliwość wglądu w te obszary naszego życia, które powinny należeć do najpilniej chronionych. Mało kto zwrócił uwagę, że pliki JPK, czyli potężny bank danych na temat naszej gospodarki, są gromadzone w chmurze należącej do prywatnej firmy obcego państwa.

Nie znam szczegółów tej decyzji i być może było to najlepsze rozwiązanie z możliwych, ale jeśli tak, to jest to dowód, że nasza gotowość do zastąpienia tradycyjnej dokumentacji tą w formie bitów i bajtów to element propagandy sukcesu.

Sławomir Badurek
Diabetolog, publicysta medyczny