21 listopada 2024

Wynagrodzenia lekarzy. Współczynniki niezgody

Kolejny raz brak woli politycznej okazał się główną przeszkodą na drodze do znacznego podniesienia wynagrodzeń minimalnych lekarzy. Lata lecą, rządy się zmieniają, a jak jej nie było, tak nie ma – pisze Mariusz Tomczak.

Foto: Twitter.com/KancelariaSejmu

Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia dwa dni po tym, gdy większość sejmowa odrzuciła w głosowaniu m.in. poprawkę Senatu zmierzającą do ich podwyższenia.

Najniższe, czyli jakie?

Długo można by opisywać kulisy prac nad tą ustawą, ale gdyby chcieć je podsumować jednym zdaniem, można powiedzieć, że to był spór przede wszystkim o wysokość współczynników pracy służących wyliczeniu płacy minimalnej m.in. dla lekarzy i lekarzy dentystów.

Najniższe wynagrodzenie zasadnicze określa się, mnożąc zawarty w załączniku do ustawy współczynnik i kwotę przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej w poprzednim roku. Im wyższy iloczyn, tym wyższa minimalna płaca.

Ponad głowami

W połowie marca propozycje nowej siatki wynagrodzeń, zgłoszone przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, które sprowadzały się do ich „spłaszczenia”, poparły dwie (OPZZ i NSZZ „Solidarność”) z trzech reprezentatywnych organizacji związkowych dopuszczonych do Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia przy Ministerstwie Zdrowia (na rządowe propozycje nie zgodziło się Forum Związków Zawodowych).

W zespole nie było przedstawicieli samorządu lekarskiego i reprezentantów innych samorządów zawodów medycznych, bo nie przewiduje tego regulamin. Ten sprytny fortel pozwala rządzącym zapewniać o prowadzeniu dialogu społecznego przy równoczesnym wykluczaniu z niego wielu środowisk. „Taka «umowa społeczna» w ochronie zdrowia, która pomija lekarzy, podstawowego zawodu w lecznictwie, nie ma żadnego znaczenia faktycznego, a nawet jej znaczenie propagandowe jest mocno ograniczone” – ocenił Zarząd Krajowy OZZL.

Rządowy projekt ustawy

Projekt ustawy opierający się o tamtą siatkę płac wpłynął do Sejmu 19 maja. Kto śledził przebieg prac w parlamencie, wie, że ich tempo – zwłaszcza w komisjach sejmowych – było szybkie, i to nie tylko dlatego, że rządowy projekt rozpatrywano w trybie pilnym. Mimo dochodzących z wielu stron opinii, że podwyżki dla medyków są niewystarczające, 28 maja uchwalono ustawę przy 433 głosach za, 3 przeciw i 8 wstrzymujących się.

To dość rzadka sytuacja, gdy zdecydowana większość posłów podnosi rękę w tym samym momencie. Kiedy ustawa trafiła do Senatu, 10 czerwca wprowadzono do niej poprawkę zakładającą m.in. podniesienie współczynników pracy. Ich wysokość wypracowano w gronie przewodniczących związków zawodowych zrzeszonych w Branży Ochrony Zdrowia Forum Związków Zawodowych i prezesów wszystkich samorządów zawodów medycznych.

Kompromis vs oczekiwania

Senacka poprawka przewidywała, że najniższe gwarantowane wynagrodzenie lekarza albo lekarza dentysty ze specjalizacją drugiego stopnia lub tytułem specjalisty ma mieć współczynnik pracy 1,7, z kolei dla lekarza albo lekarza dentysty ze specjalizacją pierwszego stopnia – 1,4, natomiast dla lekarza albo lekarza dentysty bez specjalizacji – 1,2, a lekarza stażysty – 1. – To konsensus uzgodniony na 2021 r., który jest rokiem bardzo trudnym ze względu na pandemię i jej długofalowe skutki dla całego systemu ochrony zdrowia – wyjaśniał prof. Andrzej Matyja, prezes NRL, dodając, że w kolejnych latach te współczynniki powinny wzrastać.

Oczekiwania samorządu lekarskiego są znacznie większe i jasno sprecyzowane. Od dawna Krajowy Zjazd Lekarzy apeluje, aby minimalne wynagrodzenie dla lekarza ze specjalizacją wynosiło 3-krotność średniej krajowej, dla lekarza z pierwszym stopniem specjalizacji – 2,5-krotność średniej krajowej, dla lekarza bez specjalizacji i dla lekarza rezydenta – 2-krotność, a dla lekarza stażysty było na poziomie jednej średniej. Rzeczywistość daleko odbiega od tych oczekiwań.

Podzieleni senatorowie lekarze

Spośród lekarzy zasiadających w „izbie refleksji” za przyjęciem senackiej poprawki opowiedziało się 5 senatorów, a przeciwko – 4 (Dorota Czudowska, Stanisław Karczewski, Waldemar Kraska, Bogusława Orzechowska). Znaczna część młodych lekarzy najlepiej z tego grona kojarzy dr. Stanisława Karczewskiego, który w czasie głodowego protestu rezydentów przekonywał, że „warto pracować dla idei, nie tylko myśleć o pieniądzach”, co zresztą w całym środowisku odbiło się szerokim echem.

Szybko mu wytknięto, że jako marszałek Senatu współdecydował o przyznaniu sobie ponad 33 tys. zł rocznej premii. Potem ogólnopolskie media obiegła również informacja, że przez 6 lat jako senator i wicemarszałek izby pełnił płatne dyżury lekarskie w szpitalu, w którym przebywał na bezpłatnym urlopie – w ten sposób zarobił ok. 400 tys. zł.

Podzieleni posłowie lekarze

15 czerwca 232 posłów (przede wszystkim związanych z Klubem Parlamentarnym PiS) zagłosowało za odrzuceniem senackiej poprawki przewidującej wzrost wynagrodzeń w stopniu większym niż wynikało to z załącznika do ustawy uchwalonej 28 maja przez Sejm. Większość bezwzględna wynosiła 230, co oznacza, że niewiele brakowało do jej przyjęcia.

W tej sprawie posłowie lekarze byli mocno podzieleni. 9 opowiedziało się de facto za wyższymi podwyżkami, a 7 przeciwko nim. Za przyjęciem senackich poprawek byli m.in. prof. Wojciech Maksymowicz (minister zdrowia i opieki społecznej w rządzie Jana Buzka) i dr Andrzej Sośnierz (były prezes NFZ), którzy przez ostatnie lata wspierali obóz rządzący, ale w kwietniu odeszli z Klubu Parlamentarnego PiS i teraz nie mieli oporów przed oddaniem głosu, który mógł się okazać dobry dla kieszeni wielu medyków.

Inwestycja czy koszt?

Za odrzuceniem senackich poprawek opowiedzieli się m.in. prof. Łukasz Szumowski (jeszcze niecały rok temu kierował resortem zdrowia), dr Bolesław Piecha (wiceminister zdrowia w czasie pierwszych rządów PiS) i dr Tomasz Latos (przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia). – Niestety posłowie głosujący za odrzuceniem poprawek nie zrozumieli, że jest to inwestycja w przyszłość i w rozwój ochrony zdrowia w Polsce – gorzko podsumował prezes NRL. Szef resortu zdrowia określił wyższe współczynniki pracy „obietnicami bez pokrycia”.

– Współczynniki rosną, nie kończymy rozmów o płacach – zapewniał minister Adam Niedzielski tuż przed głosowaniem. Przekonywał, że kosztowałyby 12 mld zł w skali roku. Z kolei poseł Bolesław Piecha przywołał słowa jednego z opozycyjnych senatorów, który możliwość sfinansowania wyższych wynagrodzeń minimalnych dla medyków upatrywał we wstrzymaniu lub zawieszeniu Programu 500+. – Jest moja głęboka niezgoda jako lekarza, jako posła i jako zwykłego obywatela, żeby za uchwały Senatu płaciły polskie dzieci – podkreślił.

W środowisku zawrzało

W Polsce, tak jak w większości państw demokratycznych, obowiązuje zasada mandatu wolnego. Posłów nie wiążą instrukcje wyborców i choć muszą liczyć się z ich głosami, bo suweren decyduje o składzie Sejmu przy urnach wyborczych, to wolno im głosować tak, jak chcą. Mimo to w środowisku lekarskim zawrzało. Pojawiły się głosy, że posłowie lekarze, przyczyniając się do odrzucenia poprawki gwarantującej wyższe współczynniki pracy, czyli wyższe wynagrodzenia minimalne, działali na szkodę koleżanek i kolegów (to tylko jedna z bardziej umiarkowanych opinii), dlatego powinni zostać ukarani, a przed pociągnięciem do odpowiedzialności zawodowej nie powinien ich ochronić nawet immunitet poselski.

Kolejny raz powróciły pytania o to, gdzie są granice między byciem politykiem i lekarzem, jak się ma pełnienie funkcji publicznych do przestrzegania norm z zakresu etyki zawodowej, a także, czy lekarz jako „przedstawiciel narodu” (tak posła definiuje konstytucja) może postąpić wbrew tej etyce i czy grożą za to jakieś sankcje. Podobne zarzuty dało się usłyszeć pod adresem senatorów, którzy odrzucili senacką poprawkę.

Przypadek ministra

Wbrew pozorom jednoznaczne udzielenie odpowiedzi na te pytania nie jest takie proste z uwagi na to, że są one z pogranicza prawa, medycyny, politologii i filozofii. Nie rozstrzygając tych interdyscyplinarnych dylematów oraz pomijając powszechnie znany fakt istnienia dyscypliny klubowej w trakcie niektórych parlamentarnych głosowań, jak i znajomość konsekwencji, gdy dochodzi do jej złamania, niektórzy lekarze nie mogą się nadziwić, że za odrzuceniem poprawek Senatu zagłosował m.in. prof. Łukasz Szumowski. Aby zrozumieć tę gorycz, trzeba spojrzeć na szerszy kontekst.

Na mocy ustawy z 5 lipca 2018 r., często określanej mianem „ustawy 6 procent”, która weszła w życie w wyniku porozumienia zawartego z rezydentami, gdy szefem resortu zdrowia został Łukasz Szumowski, ok. 17 tys. lekarzy specjalistów skorzystało finansowo na wzroście wynagrodzenia zasadniczego do 6750 zł brutto, o ile zobowiązali się do nieudzielania tożsamych świadczeń w innej placówce finansowanej ze środków publicznych. Stanowiło to wówczas ok. 1,6 średniej krajowej. Po tegorocznej nowelizacji ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia współczynnik pracy dla specjalisty jest równy 1,31 średniej krajowej, a były minister zagłosował przeciwko temu, by od lipca br. wzrósł do 1,7.

Liczby nie kłamią

Po nowelizacji ustawy o minimalnych płacach w ochronie zdrowia ich wysokość od lipca zmienia się. Dla lekarzy ze specjalizacją drugiego stopnia współczynnik pracy wzrasta z 1,27 do 1,31, co oznacza, że ich minimalne wynagrodzenie nie może być niższe niż 6769 zł (ta i kolejne kwoty brutto). Dla specjalistów, którzy po podpisaniu „lojalek” otrzymywali 6750 zł, podwyżka wynosi tylko 19 zł. Jedni odbierają to jako żart, inni za policzek.

Dla lekarzy z pierwszym stopniem specjalizacji współczynnik pracy wzrośnie z 1,17 do 1,2, a ich najniższe wynagrodzenie wyniesie 6201 zł (zamiast 6046 zł), tj. wzrośnie o 155 zł. W wyniku zmiany współczynnika z 1,05 na 1,06 najniższe wynagrodzenie lekarzy bez specjalizacji wzrośnie o 52 zł (5478 zł zamiast 5426 zł). Z kolei najniższe wynagrodzenie stażysty wzrośnie o 414 zł do kwoty 4186 zł (dotychczas wynosiło 3772 zł), bo współczynnik wzrósł z 0,73 do 0,81.

Tyle samo, choć mniej

Kiedy się weźmie pod uwagę wzrost cen towarów i usług w ostatnich latach, to te podwyżki, choć w ujęciu nominalnym są faktem, w rzeczywistości wydają się iluzoryczne. GUS podaje, że w maju inflacja w Polsce wyniosła 4,7 proc. (CPI) w porównaniu z majem ubiegłego roku, a dane Eurostatu wskazują, że w kwietniu br. osiągnęła 5,1 proc. (HICP) w stosunku do kwietnia 2020 r., czyli najwięcej od prawie dwóch dekad. Przy 5-proc. inflacji kwota 10 tys. zł po roku jest warta mniej więcej 9,5 tys. zł. To pokazuje, jak bardzo siła nabywcza zarobków wielu osób zmniejszyła się w ostatnim czasie i czy lipcowe podwyżki dla lekarzy są naprawdę podwyżkami.

Gorycz tej grupy zawodowej jest tym większa, gdy wchodzące w życie podwyżki ich minimalnych wynagrodzeń porówna się z systematycznie rosnącymi płacami minimalnymi w gospodarce (niedawno rząd zadeklarował, że od nowego roku wzrosną o kolejne 200 zł do 3 tys. zł), wzrostem świadczeń emerytalnych wynikającym z waloryzacji, jak również wypłatą „trzynastek” i „czternastek”, nowymi lub podwyższanymi daninami i podatkami (od 2015 r. można naliczyć kilkadziesiąt takich przypadków), które są przecież przerzucane na konsumentów. Dodajmy do tego jeszcze wyłaniające się na horyzoncie uderzenie fiskalne, które zaboli część lekarzy po wejściu w życie pomysłów zawartych w programie „Polski Ład”.

Oczekiwanie na przełom

Środowisko medyczne, a zwłaszcza duża część lekarzy zatrudnionych w publicznych placówkach ochrony zdrowia, czeka na przełom w zakresie polityki płacowej. Potrzeba wzrostu wynagrodzeń jest silnie artykułowana także w czasie pandemii. Doraźną próbą gaszenia pożaru stanowiło wprowadzenie dodatków covidowych. Do połowy czerwca br. NFZ wypłacił kilkuset szpitalom ponad 5,7 mld zł na dodatkowe wynagrodzenie dla personelu medycznego za pracę w związku ze zwalczaniem epidemii COVID-19.

Niby kwota robi wrażenie, ale wielu lekarzom w ogóle one nie przysługiwały. Wciąż trwają spory, komu dodatki covidowe się należą, a komu nie. Coraz częściej można usłyszeć, że ich wprowadzenie przyniosło więcej szkód, niż pożytku. Mówią to nawet niektórzy lekarze, zaznaczając, że absolutnie nie negują idei wspierania osób walczących na pierwszej linii z pandemią, ale krytykują sposób, w jaki to zrobiono.

Istota problemu

Spoglądając z pewnego dystansu na ostatnie kilkanaście lat, da się zauważyć, że choć zmieniają się kolejne rządy, a tworzące je ugrupowania podobno więcej dzieli niż łączy – co nawiasem mówiąc wydaje się dyskusyjne – to lekarze pracujący w placówkach publicznej ochrony zdrowia nie znajdują wśród nich posłuchu, kiedy proszą lub żądają podwyżek wynagrodzeń. Od dawna wygląda to tak, że w opozycji składa się medykom obietnice i wspiera ich postulaty, a po dojściu do władzy zapomina się o nich albo realizuje w ograniczonym stopniu.

To nie pustki w państwowej kasie stanowią problem, lecz brak woli politycznej. Są możliwości, by istotnie wzrosły wynagrodzenia lekarzy w publicznej ochronie zdrowia za obecnej władzy, tak jak było to realne również za poprzednich rządów. Nie trzeba nawet w ogóle zwiększać zadłużenia. Paradoksalnie podwyżki dla medyków mogłyby się okazać nawet pretekstem do jego obniżenia, gdyby poza wolą polityczną umiejętnie zaprzęgnięto propagandowy rydwan.

Podatki a wydatki

O tym, gdzie trafi strumień pieniędzy ściąganych od podatników, decydują politycy. Czasami indywidualnie, a czasami zbiorowo. Mogą go skierować na ochronę zdrowia, ale równie dobrze gdzieś indziej. Jak wylicza założone przez prof. Leszka Balcerowicza Forum Obywatelskiego Rozwoju, w 2020 r. wydatki publiczne w przeliczeniu na przeciętnego obywatela niezależnie od wieku wyniosły prawie 30 tys. zł, z czego na ochronę zdrowia zrzuciliśmy się po ponad 3 tys. zł.

Władza nie musi ingerować w niemal każdą dziedzinę życia, a państwo nie musi zajmować się wszystkim. Część wydatków można ograniczyć, a z niektórych da się całkowicie zrezygnować bez szkody dla dobra publicznego. W swoim najbliższym otoczeniu każdy znajdzie przykłady marnotrawstwa, niegospodarności i kompletnie pozbawionych sensu działań podejmowanych lub inicjowanych przez polityków i urzędników na szczeblach centralnym, wojewódzkim i lokalnym. O wybranych informują media, ale ich lista jest tak długa, jak długi i szeroki jest nasz kraj.

Sztuka wyboru

Kto ma co do tego wątpliwości, powinien bliżej przyjrzeć się wydatkom całego sektora finansów publicznych, obejmującego kilkadziesiąt tysięcy różnych jednostek istniejących głównie lub wyłącznie dzięki środkom budżetu państwa lub samorządu terytorialnego, czyli przede wszystkim pochodzącym z podatków. Czy każda z tych placówek i instytucji jest potrzebna w tym samym stopniu co szpital?

W klasycznym rozumieniu polityka to rozumna troska o dobro wspólne, a w wymiarze praktycznym sztuka wyboru większego dobra (nie, jak mawiają niektórzy, mniejszego zła). Decydentom trzeba o tym przypominać na każdym kroku. Im częściej zaczną w taki sposób podchodzić do sprawowania funkcji publicznych, tym większe prawdopodobieństwo, że inaczej zdefiniują priorytety w polityce zdrowotnej.

Mariusz Tomczak


Jak głosowali lekarze?

10 czerwca Senat przyjął ustawę o minimalnych wynagrodzeniach m.in. z poprawką podnoszącą współczynniki pracy, za którą dzień wcześniej opowiedziała się większość senackiej Komisji Zdrowia. Senatorowie lekarze głosujący przeciwko tej poprawce, czyli de facto za obniżeniem wynagrodzeń, to:

  • Dorota Czudowska – Dolnośląska Izba Lekarska (senator z okręgu wyborczego nr 3: Legnica)
  • Stanisław Karczewski – OIL w Warszawie (senator z okręgu wyborczego nr 49: Radom)
  • Waldemar Kraska – OIL w Warszawie (senator z okręgu wyborczego nr 48: Siedlce)
  • Bogusława Orzechowska – Warmińsko-Mazurska Izba Lekarska (senator z okręgu wyborczego nr 85: Elbląg)

Wstrzymał się od głosu Rafał Ślusarz (Dolnośląska Izba Lekarska, senator z okręgu wyborczego nr 1: Legnica), a Margareta Budner (Wielkopolska Izba Lekarska, senator z okręgu wyborczego nr 93: Konin) nie brała udziału w głosowaniu.

Ustawa wróciła do Sejmu. Posłowie lekarze, którzy 15 czerwca zagłosowali przeciw poprawce Senatu, przyczyniając się do wejścia w życie niższych współczynników pracy i niższych wynagrodzeń minimalnych:

  • Anna Dąbrowska-Banaszek – Lubelska Izba Lekarska (poseł z okręgu wyborczego nr 7: Chełm)
  • Czesław Hoc – OIL w Koszalinie (poseł z okręgu wyborczego nr 40: Koszalin)
  • Tomasz Latos – Bydgoska Izba Lekarska (poseł z okręgu wyborczego nr 4: Bydgoszcz)
  • Bolesław Piecha – Śląska Izba Lekarska (poseł z okręgu wyborczego nr 30: Rybnik)
  • Elżbieta Płonka – OIL w Gorzowie Wielkopolskim (poseł z okręgu wyborczego nr 8: Zielona Góra)
  • Katarzyna Sójka – Wielkopolska Izba Lekarska (poseł z okręgu wyborczego nr 36: Kalisz)
  • Łukasz Szumowski – OIL w Warszawie (poseł z okręgu wyborczego nr 16: Płock)