29 marca 2024

Nie ma zrozumienia dla sytuacji, w której znalazła się POZ

Ci, którzy późną wiosną lub latem spodziewali się, że pandemia została opanowana, pomylili się bardzo. W ostatnich tygodniach znacznie wzrosła liczba zakażonych koronawirusem, a to, że na Stadionie Narodowym w Warszawie powstał tymczasowy szpital dla kilkuset pacjentów z COVID-19, urasta do rangi symbolu.

Joanna Zabielska-Cieciuch. Foto: arch. prywatne

Komentuje Joanna Zabielska-Cieciuch, specjalista medycyny rodzinnej, wiceprezes Podlaskiego Związku Lekarzy Pracodawców Porozumienie Zielonogórskie:

– Przy tworzeniu pierwotnej wersji strategii walki z pandemią COVID-19, minister zdrowia Adam Niedzielski nie wsłuchał się w opinie specjalistów medycyny rodzinnej, a decydujący głos miało środowisko lekarzy chorób zakaźnych. Początkowo lekarze rodzinni nie mogli zlecać testów wykrywających koronawirusa w ramach teleporad, co bez wątpienia wynikało m.in. z przesłanek ekonomicznych.

Doszło do precedensu, ponieważ nigdy dotychczas nie zdarzyło się, aby w rozporządzeniu były zapisywane wytyczne kliniczne. Życie szybko zweryfikowało nowe prawo i zmusiło ministra zdrowia do wprowadzenia zmian w strategii. Lekarze POZ uzyskali prawo kierowania na testy wykrywające SARS-CoV-2 już podczas teleporady, zgodnie z wiedzą i wytycznymi.

Pierwotnie lekarz mógł zlecić takie badanie, kiedy u pacjenta występowały jednocześnie cztery objawy: gorączka, duszność, kaszel i utrata węchu lub smaku, a jeśli na przykład nie było duszności, to trzeba było zbadać go fizykalnie.

Uważaliśmy, że taka tetrada objawów sugerowała skierowanie pacjenta na hospitalizację, a nie kierowanie na test w warunkach ambulatoryjnych. Zgodnie z założeniami strategii, lekarz POZ powinien informować pacjenta o wynikach testu, ale te wyniki otrzymujemy dopiero po kilku dniach od ich wykonania. Zwykle to pacjent przekazuje nam informację, którą ma po telefonie z sanepidu lub z Internetowego Konta Pacjenta.

Staramy się pomagać każdemu, niczego nie odwlekamy, bo nie wiemy, jaka sytuacja będzie za tydzień lub za dwa tygodnie. Mimo to jest mnóstwo pretensji ze strony pacjentów, że nie mogą się dodzwonić i długo czekają na poradę. Porady w mojej przychodni udzielane są w dniu zgłoszenia, recepty pacjenci mogą zamówić przez stronę internetową, wówczas wystawienie zleceń na leki zajmuje lekarzowi kilkanaście sekund.

Ze strony części lekarzy zakaźników nie ma zrozumienia dla sytuacji, w której w czasie pandemii znalazła się podstawowa opieka zdrowotna, a z wielu moich rozmów wynika, że nie do końca znają specyfikę pracy lekarzy rodzinnych. To nie są pretensje, lecz stwierdzenie faktu, bo takie opinie wskazują na brak wiedzy.

Koledzy mieli do nas pretensje o kierowanie do oddziałów zakaźnych pacjentów skapoobjawowych, a to nie wynikało z naszych fanaberii – tylko takie postepowanie zakładała strategia Ministerstwa Zdrowia. Niestety doradcy ministra nie wiedzieli, że jest zbyt mała ilość lekarzy specjalistów chorób zakaźnych, aby mogli codziennie skonsultować kilka tysięcy zakażonych i zdecydować o izolacji czy hospitalizacji i jeszcze to wpisać do odpowiednich systemów informatycznych.

Wszystkich, którzy skarżą się na niepotrzebne – ich zdaniem – wysyłanie pacjentów do szpitali i powtarzają w mediach, że w czasie pandemii placówki POZ są zamknięte, a lekarze rodzinni nic nie robią, zapraszam do przekonania się na własne oczy, jak wygląda codzienna praca przychodni.

Zanim wybuchła pandemia, zwykle nie przekraczałam 25-30 konsultacji w ciągu dnia, w sezonach infekcyjnych zdarzało się, że dochodziło do 40, a teraz każdego dnia jest ich po 60. Wizyta u pacjenta w izolacji domowej wraz z dojazdem zajmuje ponad godzinę.

Są przypadki, że jednego dnia jest kilkunastu nauczycieli z podejrzeniem zakażenia koronawirusem, każdy wymaga poświęcenia pół godziny (wywiad, badanie, decyzja o zleceniu wymazu, wypełnienie zleceń na portalu gabinet.gov.pl, zgłoszeń do sanepidu). To są nowe zadania, które realizujemy oprócz dotychczasowych. Nadal mamy pacjentów chorujących na cukrzycę, nadciśnienie, choroby zwyrodnieniowe itd.

Gdy pojawiły się szczepionki przeciwko grypie w aptekach, musimy wystawiać recepty na preparaty szczepionkowe, potem kwalifikować i wykonywać szczepienia. Pielęgniarki szkolne nadrabiają profilaktykę, wykonują bilanse, których realizacja po ogłoszeniu pandemii została wstrzymana, dlatego w ostatnich tygodniach dużo czasu poświęcamy młodzieży szkolnej. Przy znacznym wzroście infekcji ta działalność ponownie będzie zawieszona.

Ponad 40 proc. lekarzy pracujących w POZ osiągnęło wiek emerytalny. Nad niektórymi placówkami wisi groźba rezygnacji tych osób z pracy, bo nie chcą narażać swojego zdrowia (niektórzy są schorowani, z przebytymi udarami, zawałami czy po chorobach onkologicznych).

Wielkim problemem są kwarantanny nakładane na przychodnie. W takich sytuacjach Narodowy Fundusz Zdrowia usiłuje przerzucić na lekarzy ciężar organizowania opieki. W małych praktykach lekarzy rodzinnych choroba lekarza lub pielęgniarki, a nawet kwarantanna nałożona z powodu ogniska koronawirusa w szkole dziecka, dezorganizują pracę.

Pacjenci takiej przychodni muszą szukać pomocy na infolinii lub w innych sąsiednich przychodniach. Oczywiście staramy się pomagać i lekarzom, i pacjentom, ale nie jest naszą rolą organizowanie usług ubezpieczonym. W umowach zawieranych z NFZ zapisano, że jeśli przychodnia z powodu kwarantanny nie pracuje, to pacjenci mogą korzystać z innych poradni, ale wiedza o tym jest niewielka.

Nie wszystkiego można dowiedzieć się telefonicznie. Teleporada to tylko jedna część badania lekarskiego, badania podmiotowego. Nie zastąpi badania fizykalnego, ale często jest wystarczająca przy banalnych problemach lub związana jest z potrzebą biurokratyczną. W mojej przychodni istnieje możliwość przeprowadzenia wideokonsultacji. Pacjenci rzadko z tego korzystają, bo nikomu nie przychodzi do głowy, że na peryferiach Białegostoku „doktory” mają takie cuda.

Notował: Mariusz Tomczak