29 marca 2024

Doktor Edmund, brat papieża

Te słowa Jana Pawła II ośmieliły mnie do bliższego spojrzenia na wyjątkowe angażowanie się Ojca Świętego w problemy medyczne. Jak sam przyznawał – śmierć przedwcześnie zmarłego brata, lekarza, te zainteresowania zwiększała.

Edmund Wojtyła (pierwszy od prawej) ze współpracownikami przed Powszechnym Szpitalem Miejskim w Bielsku. Foto: domena publiczna

Karol Wojtyła już w wieku 9 lat stracił matkę i wtedy całą swą miłość skierował w stronę starszego brata Edmunda. Zawsze go podziwiał, naśladował, a nie mając matki, był do niego jeszcze bardziej przywiązany. Nic dziwnego, że śmierć brata odcisnęła trwały ślad w jego sercu i była z pewnością przyczynkiem do wyjątkowo żywego interesowania się w latach późniejszych medycyną, światem lekarzy i chorych, cierpieniem oraz ochroną zdrowia i życia.

Potwierdzają to m.in. liczne orędzia z okazji Światowych Dni Chorych, wizyty w szpitalach i leprozoriach, spotkania z chorymi i aż 121 audiencji dla lekarzy. „Jego przedwczesne odejście zapisało się głęboko w moim sercu” – napisał Jan Paweł II, mając na myśli swego brata, do biskupa Tadeusza Rakoczego z okazji nadania szpitalowi w Bielsku-Białej imienia dra Edmunda Wojtyły. Śmierć kochanego i podziwianego brata była wielkim wstrząsem dla 12-letniego wówczas, pozbawionego już matki, Karola. Z tą śmiercią brata kończyło się jego dzieciństwo.

Ratował papieża przed depresją

Dr Edmund Antoni Wojtyła urodził się 27 sierpnia 1906 r., jako syn zawodowego wojskowego Karola i Emilii z domu Kaczorowskich. Pobierał nauki w Szkole Kadetów, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości był uczniem Gimnazjum Państwowego w Wadowicach, gdzie w 1924 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. Zaraz po maturze, mimo trudnych warunków materialnych, został studentem Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W „Słowniku medycyny i farmacji Górnego Śląska” można przeczytać, że Edmund Wojtyła był „(…) celującym studentem. Niejednokrotnie wywoływał aplauz audytorium na publicznych wówczas egzaminach”.

Ten wspaniały dla niego okres studiów zakłóciła choroba i śmierć matki. Carlo Bernstein i Marco Politi, którzy w biografii Jana Pawła II szerzej opisali więzi, jakie łączyły obydwu braci, piszą: „Po śmierci matki, która nastąpiła 13 kwietnia 1929 r., starszy o 14 lat Edmund był dla Karola jedynym źródłem niekłamanej radości w życiu. Widywano ich grających razem w piłkę na ulicy, pływających w nurtach Skawy. Edmund zabierał także brata na wycieczki w góry, zarażając go na całe życie pasją wędrowania. Obcowanie z bratem było dla Karola okazją do ucieczki przed depresją, w którą popadł po śmierci matki”.

Pamiętny dzień

Będąc studentem, Edmund odbywał wakacyjne praktyki w szpitalu w Wadowicach, gdzie dyrektorem był dr Józef Sołtysik, ojciec znanej współcześnie aktorki Barbary. W czasie studiów zaliczał egzaminy m. in. u tak znakomitych profesorów jak Tadeusz Tempka (hematologia), Kazimierz Kostanecki (anatomia), Maksymilian Rutkowski (chirurgia), Marian Gieszczykiewicz (bakteriologia) czy Władysław Szumowski (filozofia i historia medycyny). Już w czasie studiów zadziwiał swą dojrzałością i wypowiedziami, zwłaszcza na ostatnim roku medycyny, gdy odbywał staż w klinice kardiologii: „Nie nauka, ale miłość bliźniego nas zmieniła”.

Wielokrotnie też mówił o „medycynie socjalnej i ludowej”, co znacznie wyprzedzało czasy, w których ustawodawstwo państw demokratycznych stopniowo wprowadzało ten rodzaj praktykowania opieki zdrowotnej. Po ukończeniu ze znakomitym wynikiem studiów 28 maja 1930 r., w obecności ojca i brata Karola, w Collegium Maius został promowany na doktora wszechnauk lekarskich. Carlo Bernstein i Marco Politi w swej książce piszą: „Z dumą patrzył Karol, jak Edmund odbiera z rąk profesorów w togach dyplom z oceną magna cum laude, słuchając rzęsistych braw, jakimi zebrani nagradzali brata. Był to dla niego podniosły i pamiętny dzień”, a dalej dodają: „Dla porucznika Wojtyły zakończenie przez Edmunda studiów oznaczało wreszcie poprawę sytuacji materialnej rodziny. Dotychczas źródłem utrzymania była tylko jego mizerna emerytura”.

Dowcipny atleta o myślących oczach

Po uzyskaniu dyplomu lekarskiego Edmund Wojtyła odbył niezbędną, kilkumiesięczną praktykę w Klinice Chorób Dziecięcych w Krakowie, by już od kwietnia 1931 r. pracować jako sekundariusz w Powszechnym Szpitalu Miejskim w Bielsku. W czasie pracy zyskał sobie sympatię i uznanie nie tylko zwierzchników, ale także kolegów i pacjentów. We wspomnieniu pośmiertnym, które na posiedzeniu Rady Gminnej Miasta Bielska wygłosił burmistrz dr Józef Kobiela (22 grudnia 1932 r.), a które zanotowano w Księdze protokołów Rady Miejskiej odnalezionych przez Franciszka Jężaka w 1984 r., czytamy: „Dr Edmund Wojtyła z zapałem jął się powierzonej pracy. Obejmując ją, był szczęśliwy, że znalazł miejsce i pole do pogłębienia swych szerokich wiadomości i ulubionej pracy zawodowej, że spełniły się jego pragnienia, aby być podporą dla czcigodnego ojca, którego był chlubą oraz że będzie mógł zastąpić przedwcześnie zmarłą matkę ukochanemu młodszemu bratu”.

We wspomnianej wyżej książce Carlo Bernsteina i Marco Politiego opisywany jest jako młodzieniec energiczny i krzepki o niebieskich oczach, włosach blond i postawie atlety. Dalej autorzy dodają: „Karol odwiedzał brata w Bielsku tak często, jak to tylko było możliwe. Gdy był z bratem, wracał mu humor i optymizm, były to najszczęśliwsze chwile jego życia”. Sąsiadka państwa Wojtyłów Maria Kaczorowa uzupełnia jego wizerunek, mówiąc: „Edmund był podobny do ojca, tylko tęższy, typ męski, oczy myślące. Był opanowany, zrównoważony, zachowanie i maniery nienaganne. Interesował się życiem kulturalnym Wadowic. Uprawiał sporty, głównie tenis; grywał w szachy i brydża”.

Tad Szulc w książce „Jan Paweł II. Biografia” dopełnia tę charakterystykę Edmunda następująco: „Był uroczym, cieszącym się wielką popularnością wśród kolegów młodzieńcem. Jego koledzy ze szpitala zapamiętali go jako człowieka obdarzonego dużym poczuciem humoru, skłonnego do żartów i bez reszty oddanego obowiązkom lekarza. Prezentując w salach szpitalnych swój «teatr jednego aktora», zawsze potrafił rozbawić swoich pacjentów, nawet tych najciężej chorych”.

Młody Edmund z rodzicami – Emilią i Karolem. Foto: domena publiczna

Módlcie się za mnie

Poświęcając się właśnie tym najbardziej potrzebującym, stracił życie. Pracując bardzo ofiarnie w czasie epidemii płonicy, zaraził się tą chorobą. Zmarł 4 grudnia 1932 r., mając zaledwie 26 lat. Ks. Adam Boniecki w „Kalendarium życia Karola Wojtyły” stwierdza: „Podczas epidemii szkarlatyny lekarze – według relacji świadków – bali się chodzić do chorych”. Edmund się nie bał. Z notatki w gazecie „Polska Zachodnia” można dowiedzieć się, że: „25 listopada wieczorem przywieziono do bielskiego szpitala ciężko chorą dwudziestojednoletnią dziewczynę o imieniu Anna. Zapadła na zakaźną płonicę. Znajdowała się w stanie śpiączki. Młody lekarz spędził noc na czuwaniu przy chorej, chcąc wyrwać ją ze szponów śmierci. Śp. dr Edmund Wojtyła zmarł 4 grudnia b.r. po ciężkiej, tylko cztery dni trwającej chorobie, na ciężką septyczną płonicę”.

Jak pisze Luciano Bergonzoni w książce „Brat Papieża Dr Edmund Wojtyła. Ofiarny Polski Lekarz”, Edmund tuż przed śmiercią zwrócił się do Boga i do obecnych przy nim osób słowami: „Módlcie się za mnie i za moje zbawienie”.

Dlaczego właśnie ja?

Wiadomość o jego śmierci została przyjęta z wielkim żalem zarówno przez świat medyczny, jak i liczne grono mieszkańców Bielska i okolic. Początkowo został pochowany na cmentarzu w Bielsku, przy czym z szacunku dla tak oddanego pracy i zmarłego na posterunku młodego lekarza pogrzeb odbył się na koszt miasta. Później szczątki Edmunda Wojtyły zostały przeniesione do grobu rodzinnego na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Dr Stanisław Brückner, który opiekował się do ostatniej chwili umierającym młodszym kolegą, powiedział w czasie pogrzebu: „W strasznym zmaganiu się z ciężką chorobą, w tym piekielnym tańcu ze śmiercią, swym gasnącym, słabym wzrokiem szukałeś ratunku od nas. Widzę ciągle Twą znękaną boleśnie twarz, słyszę Twe gorzkie słowa skargi, szeptane do ostatnich chwili spalonymi gorączką wargami: Dlaczego właśnie ja?”, a wzruszające przemówienie zakończył słowami: „(…) Choć nie byłeś żołnierzem, jesteś dla nas bohaterem męczennikiem, boś poległ ofiarnie w walce ze śmiercią. Przemogła cię ona, przytuliła do swojego zimnego łona, gdyż Ty Drogi Kolego, odważyłeś się wyrwać życie młodej dziewczyny z jej szponów. Odszedłeś, Drogi Mundku. Ale pozostanie Twój czyn, czyn przepotężny, za który nie ludzie, ale Najwyższy niech Cię osądzi”.

Z kolei dr Józef Wałach w wychodzącym w Bielsku tygodniku „Zjednoczenie” napisał: „Pracował na oddziale zakaźnym szpitala miejskiego w Bielsku. W ciągu niespełna dwuletniego pobytu w tymże szpitalu dał się poznać jako nadzwyczaj sumienny lekarz i troskliwy opiekun powierzonych jego opiece chorych. Zamiłowany w swoim zawodzie wiele chwil poza służbą poświęcał chorym, przynosząc ulgę ich cierpieniom swą pracą i wiedzą. Te zalety charakteru serca zjednały mu niekłamaną sympatię chorych i kolegów oraz tych, którzy mieli sposobność z nim się zetknąć”.

Tygodnik „Zjednoczenie” odnotował po jego pogrzebie także, że: „Zginął jak żołnierz na posterunku – zaraziwszy się chorobą zakaźną przy pełnieniu trudnych obowiązków. Zginęło młode życie. Zimna mogiła zamknęła się nad bohaterską ofiarą szczytnie pojętego obowiązku. Zmarły czynami swymi postawił sobie najpiękniejszy pomnik w sercach wielu – szczery żal i wdzięczność”. W pogrzebie, który odbył się w licznej asyście duchowieństwa, wzięli tłumny udział miejscowa społeczność, przedstawiciele władz rządowych i komunalnych i liczne grono lekarzy. Nad otwartą trumną wygłosił piękne przemówienie ks. kanonik Karol Kasperlik, miejscowy proboszcz, po czym w serdecznych słowach pożegnał zmarłego imieniem kolegów dr Stanisław Brückner. Przemawiał również imieniem lekarzy dr Józef Wałach. W czasie pogrzebu odśpiewał kilka pieśni Chór Towarzystwa Teatru Polskiego w Bielsku. Napis na płycie grobu głosił: „Zmarł jako ofiara swojego zawodu. Oddał swe młode życie pomagając innym”.

Stetoskop w Watykanie

Jan Paweł II często podkreślał niezwykle serdeczny stosunek, jaki go łączył z bratem. W rozmowie z André Frossardem wyznał: „Mój brat, zaraziwszy się ostrym wypadkiem szkarlatyny, zmarł w szpitalu, w którym rozpoczął swoją pracę zawodową. Dzisiaj antybiotyki zachowałyby go przy życiu. Miałem wówczas 12 lat. Śmierć mojej matki głęboko wryła się w mojej pamięci, ale śmierć mojego brata chyba jeszcze bardziej, ze względu na tragiczne okoliczności, w jakich się dokonała, jak też z uwagi na moją większą dojrzałość”. Tak, ta śmierć rzuciła cień na całe życie Karola Wojtyły i przyszłego papieża Jana Pawła II.

Carl Bernstein i Marco Politi kończą w swojej książce wspomnienia o bracie Ojca świętego następującymi słowami: „Karol na zawsze zachował w pamięci zarówno opis ostatnich chwil brata, jak wspomnienie każdej spędzonej z nim szczęśliwej chwili. Na biurku Papieża w Watykanie, jako jedna z najdroższych pamiątek leży zawsze stetoskop, który należał do jego brata. Otrzymał go w podarunku od pracowników szpitala w Bielsku-Białej”.

Czy można się dziwić, że człowiek, który w wieku 9 lat traci matkę, dla którego brat lekarz przez następne trzy lata staje się osobą najbliższą i którego traci w wieku zaledwie 12 lat, ma tak szczególny stosunek do medycyny? Medycyny, która była w jego sercu odzwierciedleniem braterskiej miłości, ale też raniącym cierniem powstałym po przedwczesnej śmierci ukochanego Edmunda. Cierniem, który tkwił w nim od najmłodszych lat, aż po koniec pasterzowania na Stolicy Piotrowej.

W czasie piątej pielgrzymki do Polski (1995 r.) Jan Paweł II pobłogosławił marmurową tablicę poświęconą Edmundowi Wojtyle, która znajduje się w Szpitalu Miejskim w Bielsku-Białej. W 70. rocznicę śmierci młodego lekarza Szpitalowi Ogólnemu w Bielsku-Białej nadano imię „Doktora Edmunda Wojtyły” oraz powołano kapitułę nagrody jego imienia. Z kolei z inicjatywy Stanisławy Wodyńskiej powstało w Bielsku-Białej Stowarzyszenie im. dr. Edmunda Wojtyły w Wadowicach zajmujące się opieką nad ludźmi chorymi i potrzebującymi pomocy. Stowarzyszenie otrzymało od władz miasta budynek przy ul. Barskiej 17, gdzie zorganizowano dom pielęgnacyjny dla chorych.

Jerzy Woy-Wojciechowski, prezes honorowy Polskiego Towarzystwa Lekarskiego