19 marca 2024

Dr Andrzej Cisło: Radiologia dociążona obowiązkiem

Czy ktoś się jeszcze przejmuje stylem sprawowania władzy? – pyta wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Andrzej Cisło w felietonie dla „Gazety Lekarskiej”.

Foto: pixabay.com

Felieton do „Gazety Lekarskiej” z października ubiegłego roku zatytułowałem „Wyprowadzacze kóz”. Pisałem wówczas o dość sprytnej taktyce władz publicznych, polegającej na wiązaniu naszej uwagi i aktywności w łagodzenie uciążliwości nowinek legislacyjnych.

Schemat jest dość prosty i czytelny:

  • etap 1: władza projektuje jakiś ponadmiarowy obowiązek,
  • etap 2: my staramy się w trybie konsultacji bądź bezpośrednich negocjacji ten obowiązek z projektu przepisów usunąć bądź złagodzić,
  • etap 3: władza w końcu ten obowiązek w najlepszym razie usuwa bądź łagodzi,
  • etap 4: wszyscy ogłaszają sukces (zwłaszcza władza, która na jakiś czas wiąże nasze siły), a społeczność lekarska nic z tego nie ma, bo przecież stan końcowy nie różni się od wyjściowego.

Ale formalnie nikt za to nie odpowiada. Jest to klasyczny przykład czynu, za który władzy grozi jedynie odpowiedzialność polityczna – ocena sposobu, czy „klasy” jej sprawowania. Pytanie tylko, czy ktoś się stylem sprawowania władzy jeszcze dzisiaj przejmuje?

Przykładem tego schematu jest wprowadzenie nowych obowiązków w radiologii STM. Dotąd wykonywanie procedur radiologicznych przy użyciu wszystkich aparatów STM zwolnione było z obowiązku uzyskiwania zgód (nie mylić z zezwoleniem na uruchomienie aparatu jako takiego). Po nowelizacji Prawa atomowego z takiego zwolnienia korzystają procedury RTG wykonywane wyłącznie za pomocą aparatów do zdjęć wewnątrzustnych.

We wrześniu zostało podpisane rozporządzenie regulujące wymagania stawiane placówkom chcącym wykonywać pozostałe procedury (2D i 3D). Pierwsza wersja przepisu była dość sroga – placówka albo musiała zatrudnić specjalistę radiologa, albo technika RTG (nie wiadomo zresztą dlaczego, skoro technik nie jest uprawniony do oceny zdjęcia). Była też trzecia możliwość: zapewnienie specjalisty stomatologa, który w trakcie programu specjalizacji odbył przeszkolenie z radiologii.

Po długich pertraktacjach i rozwiązaniach pośrednich stanęło w rozporządzeniu na tym, że ów trzeci warunek złagodzono do wymogu, aby lekarz dentysta odbył szkolenie w trybie szkolenia ustawicznego, w trakcie którego zdobędzie umiejętności do wykonywania tych procedur. Ma być to szkolenie z punktami edukacyjnymi, zatwierdzane przez izbę i zakończone wydaniem przez nią stosownego certyfikatu.

Nie powiem – kosztowało to niemało zachodu. W efekcie sam wymóg szkolenia trudno uznać za szczególnie dolegliwy, choć wielu wyda się zupełnie zbędny. Nie będzie to bardzo rozbudowane szkolenie i zapewne zapiszą się na nie również ci, którzy wcale takiego wniosku o wydanie zgody składać nie muszą. Szukajcie Państwo na stronach serwisu internetowego Komisji Stomatologicznej NRL specjalnej ikonki poświęconej tym kursom.

Radiologia, która (wyjąwszy cały EDM) chyba wiedzie prym w nowych obowiązkach, jest przykładem zjawiska, które dla środowiska stomatologów będzie nie lada wyzwaniem. Zanikają oto klasyczne modele relacji pacjent-lekarz, czy nauczyciel-mistrz. Z pola widzenia systemu znikają praktyki lekarskie. Nastała era serwowanej nam konsolidacji, akredytacji, wszechobecnego marketingu i nieczytelnej taryfikacji, którą niedługo władza „poleje sosem” badania satysfakcji pacjentów. Wszystko to wmontowane w system, który coraz bardziej staje się równaniem ze zbyt wieloma niewiadomymi.

Andrzej Cisło, wiceprezes NRL