11 października 2024

Samorząd musi obejmować wszystkich lekarzy

Lekarz z istnienia Izb może tylko korzystać. Nie wyobrażam sobie zatrzymania tego koła zamachowego, które puściliśmy w ruch – mówił prof. Tadeusz Chruściel, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej I kadencji w wywiadzie dla „Gazety lekarskiej” z lipca 1990 r.

Tadeusz Chruściel (P). Fot. arch. Gazety Lekarskiej

Izby lekarskie wielkimi krokami wchodzą w życie. Są starą formą wspólnoty lekarzy, ale dziś u nas wszystko, co stare, jest nowością. Przeszliśmy przecież długoletnią zapaść. Proszę więc w krótkich słowach określić miejsce i rolę Izby, jej relacje ze związkami zawodowymi i ministerstwem.

Izby Lekarskie, jak wiadomo, nie są niczym innym jak samorządem, a samorząd, jeśli ma mieć siłę, musi obejmować wszystkich lekarzy. Istnienie poza tym samorządem znaczyłoby dla lekarza egzystencję w księżycowym świecie. O tym zresztą nie muszę gremium lekarskiego przekonywać, bo jedynie wyjątki traktują obowiązkową przynależność do Izb jako przymus.

Większość uznaje tę formę za jedyne rozwiązanie, które umożliwia kontakt, porozumienie i przepływ informacji między lekarzami w sposób optymalny. Dotychczas lekarze działali jak samotne wyspy. Izby mają za zadanie połączyć w tym, co stanowi istotę zawodu, np. wysoko wyspecjalizowanego chirurga z lekarzem wiejskim; a to, co stanowi istotę zawodu, to chory człowiek.

Pyta pani o relacje ze związkami. Otóż bierzemy udział w negocjacjach płacowych i osiągnęliśmy już w styczniu znaczny sukces, uzyskując indeksację wynagrodzeń lekarzy do poziomu 100 proc. dochodów sfery materialnej. Nie dublujemy związku zawodowego, ale zapewniamy w negocjacjach z rządem nasz odrębny wkład, spojrzenie na sprawę z innej strony.

Od administracji przejęliśmy rejestrację i wydawanie prawa wykonywania zawodu lekarzowi nie w sposób mechaniczny, ale jakościowo inny: wydając te uprawnienia, będziemy się opierać na sprawdzeniu, nie tylko czy lekarz posiada dyplom, ale czy odbył staże pod kierunkiem ludzi, do których Izba ma zaufanie. Sprawą orzecznictwa odpowiedzialności zawodowej dawniej zajmował się urzędnik, obecnie lekarz, bo jedynie on może właściwie ocenić problem między pacjentem a lekarzem.

Jako pacjentka bałabym się tu solidarności lekarskiej w razie błędu w sztuce…

Bo była pani przez lata przyzwyczajona do opacznie rozumianej solidarności, która ów błąd zamazywała. Dewizą powołanego przez Izbę sądu ma być fachowość i etyka. Zasady stare jak świat, ale u nas zaniedbane. Dlatego nowy zbiór zasad postępowania etycznego musi przekreślić ten stary, zaczynający się od słów: „W Polsce, która jest państwem socjalistycznym, lekarz powinien stać na straży państwa socjalistycznego…”

Musimy przeorać ten teren gruntownie. I tak, żeby uniknąć różnic w postępowaniu w obrębie kraju, ściągnęliśmy najlepszych prawników zajmujących się medycyną, którzy wykładali te problemy naszym rzecznikom odpowiedzialności zawodowej.

Muszą być przygotowani na działanie w dwóch sferach; przykładowo lekarz, który dokonał przetoczenia niewłaściwej grupy krwi pacjentowi, nie może sprawy zaklajstrowywać, ale z drugiej strony, musi wiedzieć, że wobec niesłusznych pomówień znajdzie w naszym orzecznictwie oparcie. Krótko mówiąc, Izby mają lekarza przemienić wewnętrznie. Najpierw poprzez formułowanie zasad, potem poprzez praktyczne samorządowe działanie.

Trudno mi uwierzyć w taką przemianę, zwłaszcza w tym pokoleniu.

A mnie łatwo, ponieważ obracam się w gronie zapaleńców, którzy nie tylko chcą zerwać z przeszłością, ale wiedzą, jak to robić. Są to ludzie wybrani, mają za sobą głosy, więc czują się pewnie. Ponadto lekarz „wychowany” przez Izby ma być Europejczykiem.

W tym celu chcemy doprowadzić do takiego toku studiów (system jednostopniowej specjalizacji), który zapewniałby nam uzyskanie równoważności dyplomów z dyplomami europejskimi. Współpracę z zagranicą rozumiemy jako wymianę informacji również co do metod.

Wróciłem właśnie z ogólnoniemieckiego zjazdu izbowego, gdzie mogłem się przekonać, jak szeroki jest wachlarz dyskutowanych spraw. Dyskusja była kontrowersyjna, ale przegłosowana uchwała – wiążąca. Oni wiedzą, co to jest samorząd, my jeszcze nie bardzo, ale muszę pani powiedzieć, że od początku, odkąd zostaliśmy powołani, jesteśmy w uderzeniu.

Jako przykład niech świadczy fakt, że zaraz po naszym zjeździe, w styczniu, Izbowa Komisja Etyki razem z Medecins du Monde wysłała pierwszy transport leków do Rumunii z lekarzami przygotowanymi do pracy w tamtych warunkach. Umiejętność szybkiej mobilizacji to dobra prognoza na przyszłość. Sumując: lekarz z istnienia Izb może tylko korzystać…

A pacjent, co będzie z nich miał?

Lepszego lekarza; lepiej przygotowanego zawodowo i etycznie. Izby mają tak przestroić wzajemną relację lekarz-pacjent, żeby ten ostatni stał się niejako współdecydentem swojego leczenia; mają go upodmiotowić, jak się to mówi.

Wypada mi tylko żałować, że nie doczekam owego przestrojenia, bo, Panie Prezesie, nie okłamujmy się, zadekretować się tego nie da, jest to proces długi.

Zdziwi się pani, ale niektóre sprawy można załatwić od ręki. Kwestia wyobraźni. Weźmy bank lekarzy, spółka akcyjna, urządza na osiedlu Stawki w Warszawie, w jednym z mieszkań, które wykupuje, gabinet lekarza rodzinnego. Wyposaża ten gabinet w pomoce szybkiej diagnozy.

Osiedla się tam lekarz, którego kredytuje ów bank; każdy może przyjść, zapłaci gotówką, ale należność zostanie mu zwrócona w systemie ubezpieczeniowym. Pomysł nienowy, ale u nas możliwy do realizacji dopiero przy Izbach. Podobnie rzecz się ma z „,Gazetą Lekarską”, powracam do niej, gdyż będzie na naszym gruncie zupełnym novum.

Ogólnopolska, o błyskawicznym obiegu tego wszystkiego, co dzieje się wśród lekarzy u nas i na świecie. Ideał to zachowanie równowagi między informacją ściśle fachową a wymiarem społecznym. Sprawa talentu pani kolegów, którzy przyjdą do niej pracować.

A przyjdą na pewno, choćby wobec widma bezrobocia. Dla zachęty kładzie mi tu Pan na kolana szesnaście gazet lekarskich z RFN, każda wygląda jak „Newsweek”, jest droga, a mimo to przez lekarzy niemieckich rozchwytywana. I tu dochodzimy do sedna: tam lekarz jest jednym z najlepiej zarabiających profesjonalistów, u nas najgorzej. Pytam więc Pana, jak Izba zadba  o stan finansowy swoich członków?

Poprzez dopilnowanie, żeby z puli, którą właśnie otrzymuje ministerstwo, odpowiednią działkę dostali i lekarze. No i żeby pieniądze w ramach taryfikatora zostały najsprawiedliwiej rozdzielone. Trzymamy rękę na pulsie od początku do końca.

W przyszłości, gdy wejdzie w życie system ubezpieczeniowy, chcemy, ażeby opieka zdrowotna na swoim terenie mogła zachować dla siebie wszystko to, co było wynikiem oszczędnej gospodarki lekarza. Dysponowanie oszczędnościami, które zrobił, podniesie wydatnie jego dochody. Chcemy urzeczywistnić ten związek przyczynowy.

Każdy pacjent w tym momencie zapyta Pana, czy oszczędzanie nie odbędzie się jego kosztem.

Pani jako dziennikarka powinna najlepiej wiedzieć, ile jest w biurokracji totalitarnej marnotrawstwa, codziennie na to patrzymy. Ponadto lekarze zaczną pracować prywatnie, w spółkach, w prywatnych szpitalach, jakie powstaną.

Mówił Pan tu dużo o etyce zawodowej, jaką będą kierować się Izby; wszystko ma być jasne, bez dwuznaczności. Ale przecież taką dwuznaczność stwarza branie, nazwijmy to, gratyfikacji za usługi lekarskie. Wiem od lekarzy, że woleliby jawne wyższe zarobki, że im ten status „brania” doskwiera.

Jest reliktem komunizmu. Już w roku 48 ustalono, że lekarze będą mieli niskie pensje… bo im i tak pacjenci nie dadzą zginąć.

W podobnym tonie było utrzymane stwierdzenie Hilarego Minca o całej gospodarce: „lepiej niech kradną, niżbyśmy im mieli lepiej płacić”. To była filozofia społeczna.

Izby jasno mówią, że to nieetyczne.

Tylko że w sytuacji spauperyzowania zawodu takie jasne mówienie może mieć skutek zadrażniający.

Spójrzmy na to z wyobraźnią: w ogromnym tempie dążymy do poprawy zarobków lekarzy. Różnymi drogami. Żeby nie być gołosłownym: już wiem, że nasze ministerstwo uzgodniło z Ministerstwem Finansów, iż zasada ubezpieczeniowa będzie podstawą dla finansowania służby zdrowia. Zatem będzie wiadomo, jakie kwoty się zbiera.

Nie będzie to kwestia przetargu budżetowego z końcem roku między zdrowiem a np. szkolnictwem czy ochroną środowiska, ale będzie wiadomo, że to wpłacili obywatele i ich pracodawcy na opiekę zdrowotną. Planowanie od tego momentu musi uwzględniać skok płac dla lekarzy.

Z chwilą przejścia na system ubezpieczeniowy będzie możliwość niejako dwojaka: z jednej strony pierwotnego planowanie wyższych wynagrodzeń, a z drugiej wprowadzanie oszczędności możliwych w ramach systemu ubezpieczeniowego.

Nie rozwodząc się nad szczegółami, chcę podkreślić, że widzę potrzebę ścisłej współpracy samorządu terytorialnego z naszym, zawodowym. Istniały dyskusje, czy Izba ma być na terenie dwóch lub trzech województw, czy jednego. Rozwiązano to różnie, jak chcieli lekarze.

Lekarze nie chcą płacić składek wynoszących 2 proc. od podstawowego uposażenia.

Różnie to bywa. Znów przywołam wyobraźnię: te kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie tylko na początku wydają się sumą. Niechże lekarze perspektywicznie spojrzą i zważą korzyści! Ale ostatecznie oni zadecydują. Może Izby zadecydują, że chcą być ubogie?

Ale wtedy koniec z Wielką Przemianą, z szybką informacją! To wszystko, co powinno pobiec faksem, pójdzie pocztą. Pusta kasa oznaczałaby też krach „Gazety”, bo „Gazeta” przy rozruchu zacznie na siebie zarabiać i musi kosztować. Nie, ja sobie nie wyobrażam zatrzymania tego koła zamachowego, które puściliśmy w ruch.

—-

Prof. Tadeusz Chruściel zmarł w 2010 r., natomiast Ewa Berberyusz w 2020 r.