29 marca 2024

Dr Jacek Łuczak: Bliskość i bezpośredniość są najważniejsze

Z dr. Jackiem Łuczakiem, członkiem Zarządu Głównego Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce i jego pierwszym prezesem, rozmawia Lucyna Krysiak.

Foto: arch. prywatne

Kiedy 29 lat temu powstała w Polsce medycyna rodzinna, wiązano z nią wielkie nadzieje. Co poszło nie tak?

Najważniejszym czynnikiem destrukcyjnym okazało się słabnące zainteresowanie decydentów. Nie zrealizowano zakładanego celu wykształcenia 20 tys. specjalistów medycyny rodzinnej w ciągu 10 lat – po 30 latach mamy połowę tej liczby.

Średnia wieku lekarzy POZ w niektórych województwach przekroczyła 60 lat. Nie promowano modelu medycyny rodzinnej ani wśród społeczeństwa ani wśród absolwentów uczelni medycznych. Na skutek m.in. likwidacji regionalnych ośrodków kształcenia i braku zmian w procedurach egzaminacyjnych pogorszyła się też jakość kształcenia.

Poza tym ograniczano kompetencje lekarzy rodzinnych i rozszczelniano zasadę „strażnika bramki”. Wreszcie dołożono przeciążonym pracą z chorymi lekarzom POZ niemądrych obowiązków biurokratycznych np. w zakresie części profilaktyki i tzw. opieki koordynowanej, POZ plus.

Coraz częściej w POZ pracują lekarze różnych specjalności. Czy to godzi w interesy medycyny rodzinnej?

Gorzej, to godzi w interesy pacjenta i prowadzi do nierówności w zdrowiu. Nadrzędną zasadą w systemach publicznej służby zdrowia jest równy dostęp do takiej samej opieki. Ktoś powinien wytłumaczyć Polakom, dlaczego w podstawowej opiece zdrowotnej trafiają do lekarzy różnych specjalności, a czasem do lekarzy bez specjalizacji.

W niektórych podmiotach medycznych lekceważona jest zasada wyboru lekarza i pacjent przypadkowo trafia do różnych lekarzy. Jak w takich warunkach można zapewnić równą i wysoką jakość opieki i zrealizować pryncypialne zasady medycyny rodzinnej, czyli wszechstronność, ciągłość, koordynację i nastawienie na rodzinę?

W dużych aglomeracjach pacjenci, szczególnie młodzi, nie potrzebują tak bliskiej relacji z lekarzem.

To prawda, zwłaszcza w miastach upowszechnia się makdonaldyzacja opieki zdrowotnej. Pacjenci wybierają usługi w większych ośrodkach zintegrowanych z POZ, zapleczem diagnostycznym i specjalistycznym. Nie musi w tym być nic złego, pod warunkiem, że dąży się do uświadomienia pacjentowi korzyści wynikających z opieki opartej o zaufanie, sprawowanej przez lekarza rodzinnego.

Jak w czasach pandemii i teleporad odnajduje się medycyna rodzinna?

Z konieczności nadmiernie korzystamy z tzw. e-kontaktów, ale w medycynie rodzinnej bliskość i bezpośredniość są najważniejsze. W naszej specjalności posługujemy się wszystkimi nowoczesnymi technologiami, zarówno w samokształceniu, jak i wspomaganiu sprawnej organizacji pracy (e-aplikacje, e-recepty, e-skierowania itp.). Efektywna praca bez szerokiego wykorzystania narzędzi technologicznych nie jest już chyba możliwa. Jednak nie można zapominać, że prawdziwym wyznacznikiem medycyny rodzinnej jest misterium konsultacji, bezpośredniego, osobistego spotkania lekarza i pacjenta. Nic nie może tego zakłócać. Technologie mają tylko temu służyć.

Co trzeba zmienić, aby nie dać umrzeć medycynie rodzinnej?

Zapewnić każdemu Polakowi dostęp do dobrze wykształconych lekarzy rodzinnych. A tych będzie przybywać, jeżeli absolwenci wydziałów lekarskich będą zachęcani do podjęcia ciekawej, świetnie zorganizowanej i dobrze płatnej pracy. Niekoniecznie na swoim, jako przedsiębiorcy, ale zapewniającej autonomię relacji lekarz-pacjent. Do tego potrzebne są również zmiany instytucjonalne – przywrócenie regionalnych ośrodków kształcenia, odnowa struktur na uniwersytetach medycznych i wreszcie pełne uruchomienie Instytutu Medycyny Rodzinnej w Lublinie.

Rozwój struktur akademickich powinien pociągnąć za sobą rozbudowę sieci badawczych i ożywić aktywność naukową lekarzy rodzinnych. Powinno następować wzmocnienie wszystkich tych procesów, które mają wpływ na poprawianie jakości w POZ. Wskazane jest przywrócenie lekarzowi rodzinnemu większości utraconych kompetencji i roli „strażnika bramki”. Na świecie obiecującym kierunkiem zmian jest wykorzystywanie grup lekarzy rodzinnych do współuczestniczenia w kupowaniu świadczeń specjalistycznych dla swoich pacjentów, w porozumieniu z publicznym nabywcą.

Podsumowując, na pewno potrzebne są zmiany w sposobie kształcenia specjalizacyjnego i finansowania. Należy też zadbać o wizerunek. Tylko na razie nie wiadomo, jak to zrobić. Chodzi jednak o to, aby sprawić, by pacjent szukał lekarza rodzinnego jako wsparcia. Problem jest rozpoznany, rzecz w tym, aby znaleźć skuteczny sposób jego rozwiązania.