Formowanie szyków. 100 lat samorządności lekarskiej w Polsce
Po I Krajowym Zjeździe Lekarzy, który odbył się w grudniu 1989 r., a następnie pierwszym posiedzeniu nowo wybranej Naczelnej Rady Lekarskiej, stało się jasne, że odrodzony samorząd lekarski wymaga budowania swoich struktur od podstaw – pisze Lucyna Krysiak.
Resztki przedwojennej spuścizny rozgrabionej przez Niemców w czasie okupacji, a po wojnie przez władze komunistyczne, nie wystarczyły, by na nich budować. Brakowało pieniędzy, lokali, biurek, a nawet telefonów – jednym słowem podstawowych narzędzi, które są potrzebne, aby tworzyć aparat administracyjny niezbędny do zorganizowania i funkcjonowania izb lekarskich.
Wprawdzie I KZL powołał przedstawicielstwa samorządu lekarskiego w postaci okręgowych rad i Naczelnej Rady Lekarskiej, ale izby będące strukturami zarządzającymi i wykonawczymi trzeba było tworzyć od początku, co było ogromnym wyzwaniem dla środowiska lekarskiego.
W klimacie chaosu i opóźnień
Wszystko to odbywało się w trudnej rzeczywistości przepełnionej chaosem i opóźnieniami w wydawaniu decyzji. Czas był niespokojny, a sytuacja polityczna niestabilna. Szybko zmieniały się w Polsce rządy i ministrowie zdrowia, od których przecież zależało wydanie aktów wykonawczych do ustawy o izbach lekarskich, a co za tym idzie, przekazanie środków na realizację zadań przejętych od państwa przez samorząd.
Dodatkowo na słabą wydolność resortu zdrowia miała wpływ dramatyczna sytuacja publicznego sektora opieki zdrowotnej – szpitali i przychodni, oraz protesty płacowe personelu medycznego. Odbijało się to na relacjach z samorządem lekarskim, który był finansowo zależny od swojego rządowego partnera, czyli Ministerstwa Zdrowia.
Ustawa o izbach lekarskich nakazywała samorządowi przejęcie od państwa takich kompetencji, jak np. przyznawanie i wystawianie lekarzom prawa wykonywania zawodu czy zorganizowanie Centralnego Rejestru Lekarzy. Na te cele resort powinien samorządowi przekazać pieniądze, ale nie wywiązywał się z tego obowiązku. Kulejąca współpraca odbijała się również na działalności rzeczników odpowiedzialności zawodowej i sądów lekarskich, które długo czekały na wydanie aktów wykonawczych do ustawy o izbach lekarskich określających zasady ich funkcjonowania.
Coś powoli zaczęło się jednak zmieniać. W marcu 1990 r. sejm znowelizował ustawę o izbach lekarskich z 17 maja 1989 r., co pozwoliło m.in. zlikwidować Kolejową Izbę Lekarską, postrzeganą jako anachronizm, i dokonać zmian w nazewnictwie okręgowych izb lekarskich zgodnie z oczekiwaniami ich członków.
Nawiązując do ówczesnej sytuacji politycznej, prof. Stefan Zgliczyński, przewodniczący Komisji Informacji NRL i redaktor Biuletynu NRL tak skomentował te wydarzenia: „Izby lekarskie swą siłę powinny czerpać nie z idei państwa, partii czy związku zawodowego, ale z idei samorządowych opartych o największe autorytety lekarskie, zabierając głos w sprawach najważniejszych – reformy służby zdrowia, narodowych programów ochrony zdrowia oraz kształcenia przed- i podyplomowego”.
Nadzwyczajny zjazd
W opinii prof. Zgliczyńskiego w pierwszym okresie formowania szyków samorządności lekarskiej (po I Krajowym Zjeździe Lekarzy) doszło do rozproszenia działań Naczelnej Rady Lekarskiej, czego dowodził nadmiar wydawanych stanowisk i oświadczeń w sprawach szczegółowych, a także brak reakcji w sprawach zasadniczych. Jeszcze dobitniej profesor wypowie się na ten temat przed II Krajowym Zjazdem Lekarzy, nazwanym Nadzwyczajnym.
Inicjatywa jego zwołania wyszła z Okręgowej Rady Lekarskiej w Lublinie. Jej przewodniczący Witold Fijałkowski przekonywał, że są sprawy wymagające natychmiastowych uregulowań – sfinalizowanie prac nad kodeksem deontologicznym, ustawą o zawodzie lekarza, określeniem zasad kontaktów NRL z okręgowymi radami lekarskimi czy choćby ustalenie procentu składki przeznaczanej na działalność NRL.
Propozycja Witolda Fijałkowskiego została przedstawiona na posiedzeniu Konwentu Przewodniczących Rad Lekarskich i wywołała prawdziwą burzę. Oponenci zorganizowania nadzwyczajnego zjazdu lekarzy byli zdania, że w ogólnie panującej biedzie wśród lekarzy i walce o podwyżki płac poprzez akcje protestacyjne trudno będzie udźwignąć koszty tego przedsięwzięcia. Jednak projekt poparła znacząca większość uczestników konwentu (36 osób), m.in. Jerzy Moskwa, i w związku z tym NRL zdecydowała, że nadzwyczajny zjazd lekarzy się odbędzie, co miało miejsce 13-14 grudnia w Bielsku-Białej.
Wydarzenie to zdominowane było uchwaleniem Kodeksu Etyki Lekarskiej, co przyćmiło sprawy związane z dyskusją nad projektem ustawy o zawodzie lekarza. Za sukces poczytywano wówczas, że zjazd, przy zachowaniu wymogu kworum, przegłosował wszystkie szczegółowe zapisy i poprawki dotyczące KEL. Zdecydował także o włączeniu do kodeksu roty przyrzeczenia lekarskiego jako preambuły. Uchwalenie KEL było jednak wsadzeniem kija w mrowisko i jego echa sięgały daleko poza samorząd lekarski.
Posłanka Izabela Sierakowska w czasie posiedzenia sejmu, które odbyło się 18 grudnia 1991 r., odnosząc się do zapisów dotyczących przerywania ciąży, przekonywała, że kodeks będzie działać wbrew obowiązującemu prawu i ograniczy naturalne i obywatelskie prawa kobiety jako wolnej jednostki.
Natomiast posłanka Elżbieta Seferowicz wyraziła opinię, że uchwalenie Kodeksu Etyki Lekarskiej jest decyzją samorządu lekarskiego i nie ma podstaw, aby posłowie, w dodatku nie lekarze, ingerowali w decyzje dotyczące zasad etyki zawodowej podejmowanych w imię dobra pacjenta i prestiżu zawodowego. Kodeks jednak budził coraz większe kontrowersje, również wśród lekarzy. Jednym ze stawianych przez nich zarzutów był brak konsultacji projektu ze środowiskiem.
Dr Jerzy Umiastowski, przewodniczący ORL w Gdańsku, tak odniósł się do krytycznych opinii wyrażanych wówczas na ten temat: „Teraz, kiedy KEL został uchwalony, wiele osób ma zastrzeżenia, ale kiedy można było zabrać głos w tej sprawie na etapie, kiedy projekt był tworzony, skorzystali z tego przywileju nieliczni, jeśli tego nie zrobili, to znaczy, że słabo interesowali się sprawami samorządu”.
Kość niezgody
Dr Jan Ciećkiewicz, ówczesny przewodniczący ORL w Krakowie i przewodniczący II Krajowego Zjazdu Lekarzy, studził te emocje, przekonując, że bez względu na to, jak krzykliwe są grupy, którym się pewne sformułowania nie podobają, KEL jest wyrazicielem większości środowiska. Przypomniał, że na zjeździe co setny polski lekarz był reprezentowany przez delegata wybranego w dwustopniowych, tajnych i demokratycznych wyborach, decydując o swoich sprawach bez nacisków z zewnątrz. Uważał, że przyjmując tekst KEL, zjazd był wyrazicielem poglądu, że to etyka powinna kształtować prawo.
Jednak kontrowersjom nie było końca i stało się jasne, że KEL wymaga wprowadzenia poprawek. Ich przygotowanie powierzono prof. Zbigniewowi Chłapowi, przewodniczącemu Komisji Etyki Lekarskiej NRL. Chcąc, aby projekt zmian dotarł do wszystkich lekarzy, został w całości wydrukowany w czerwcowym numerze „Gazety Lekarskiej” z 1991 r. Lekarze nadesłali 130 uwag, z czego 60 uwzględniono w projekcie.
Prof. Chłap zaznaczał, że mimo tych zmian tekst KEL w pełni zachował swój pierwotny charakter dokumentu odzwierciedlającego postawy środowiska lekarskiego oparte o powszechne światowe zasady humanitarne. Tłumaczył, że zmiany te nadają jedynie kodeksowi większy stopień uogólnień, jeśli chodzi o zapis zasad postępowania etycznego. Ważną zmianą było także odejście od terminologii prawnej przy określaniu zasad etycznych takich jak godność zawodu lekarza, sumienie lekarza, zaufanie, co było w przeszłości często przedmiotem nieporozumień.
Zmiany te nie wszystkich do końca satysfakcjonowały. Krytycznie na temat KEL w nowej formule wypowiadali się genetycy, położnicy, szczególnie w punktach dotyczących prokreacji. I znów głos w sprawie zabrał Jan Ciećkiewicz, który chcąc załagodzić nastroje, zaapelował do środowiska, aby poprawioną i dostosowaną do obowiązującego prawa w Polsce wersję KEL traktować jako kompromis, który jest do przyjęcia dla każdego lekarza, aby można było wyjść z dyskusji na ten temat nieskłóconymi.
Nawoływanie do kompromisu przez doktora Ciećkiewicza było prorocze, ponieważ KEL nawet po tak wielu latach od jego uchwalenia wciąż budzi emocje i jest wielu chętnych, aby zmieniać treść tego dokumentu. Dr Ciećkiewicz przestrzegał, że każda zajadła dyskusja o KEL ma zabarwienie polityczne, co w podtekście oznacza chęć manipulowania poglądami lekarzy przez aktualnie sprawujących władzę.
Wspólna droga
W 1938 r. stomatolodzy dopracowali się własnego suwerennego samorządu, ale nie zdążyli jeszcze okrzepnąć, a już wybuchła II wojna światowa i podzielili los izb lekarskich, które przejął w posiadanie okupant. Jednak po wyzwoleniu prawem ustanowionym przed wojną wciąż istnieli jako samorząd i dopiero ustawą z 1950 r. o zniesieniu izb lekarskich, podobnie jak lekarze, zostali pozbawieni tego przywileju.
Kiedy na fali solidarnościowej odnowy zrodziła się idea odrodzenia samorządu lekarskiego, założeniem było, aby tworzyli go przedstawiciele dwóch zawodów – lekarzy i lekarzy dentystów. Zwolennikiem tej koncepcji było środowisko akademickie stomatologów, a przede wszystkim prof. Włodzimierz Józefowicz, wiceprzewodniczący Komitetu Organizacyjnego Izb Lekarskich, członek Prezydium NRL I kadencji i jej skarbnik oraz członek Komisji Finansowej i Współpracy Zagranicą NRL.
W Komisji Legislacyjnej NRL projekt ustawy lekarzy dentystów przygotowywali: Andrzej Fortuna, Halina Porębska, Zbigniew Klimek, a jako konsultanci współpracowali prof. Janusz Piekarczyk i prof. Eugeniusz Spiechowicz (prezes i wiceprezes Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego). Obaj odegrali znaczącą rolę w procesie legislacyjnym, uzyskując porozumienie z konsultantami krajowymi przy omawianiu zakresu uprawnień zawodowych stomatologów.
Ważnym wsparciem dla lekarzy dentystów w pracach nad projektem był mec. Witold Preiss, który jako długoletni radca prawny PTS doskonale znał problemy zawodowe lekarzy dentystów. Rok 1991 był dla nich szczególnie ważny – 30 listopada powstała Komisja Stomatologiczna NRL, a 14 grudnia jej przewodniczący dr Andrzej Fortuna, stomatolog z Nowego Sącza, z rekomendacji prof. Józefowicza został nowym członkiem NRL.
Oznaczało to, że proces połączenia lekarzy i lekarzy dentystów w samorządzie lekarskim jest na dobrej drodze. Od początku celem powołania Komisji Stomatologicznej NRL była integracja środowiska stomatologów. Sprawy, którymi się zajmowała w trudnym czasie przemian ustrojowych, były dla stomatologów najwyższej wagi. Dotyczyły stażów podyplomowych, prywatyzacji praktyk, wartościowania pracy stomatologów.
Opracowany przez nich autorski katalog pracy lekarzy dentystów stał się wzorem dla innych specjalności lekarskich. Własna komisja z jednej strony dawała stomatologom poczucie spójności, ale i odrębności jako grupy zawodowej, z drugiej – przynależności korporacyjnej do samorządowej społeczności lekarskiej.
Zawodowa więź
Kluczowe dla integracji stomatologów i wytyczenia dróg, którymi mieli kroczyć w przyszłość jako grupa zawodowa, było spotkanie w Rytrze (1-2 maja 1992 r.), na które przyjechało 140 lekarzy dentystów, a wśród nich profesorowie, konsultanci krajowi, przedstawiciele ZG PTS, resortu zdrowia i nowo powstałej Komisji Stomatologicznej NRL.
Uczestniczący w spotkaniu prof. Janusz Piekarczyk, reprezentujący Akademię Medyczną w Warszawie i ówczesny prezes PTS, powiedział, że integracji służą już studia stomatologiczne w akademiach medycznych, ponieważ stanowią jeden z dwóch kierunków studiów lekarskich. Kończący je lekarze dentyści otrzymują solidne wykształcenie medyczne. Wprawdzie ukierunkowane na leczenie schorzeń jamy ustnej, ale zbliżone do studentów medycyny za sprawą zajęć z anatomii, histologii, fizjologii, mikrobiologii i patologii.
Dają też przygotowanie m.in. w zakresie farmakologii, chirurgii ogólnej, chorób wewnętrznych. Podkreślał, że ten wspólny tok studiów ze studentami medycyny wytworzył w nich silną zawodową więź, czego wyrazem jest wspólny samorząd. Ta więź przejawiała się na wiele sposobów, np. w walce o prawa lekarzy dentystów do specjalizacji, czemu dał wyraz dr Andrzej Fortuna na posiedzeniu Komisji Stomatologicznej NRL z 4 listopada 1992 r.
Powiedział wówczas: „Aktualna regulacja prawna nie zezwala na odbywanie staży specjalizacyjnych w przypadku, kiedy lekarz nie jest zatrudniony w placówce publicznej służby zdrowia. Prywatnie praktykujący lekarze zostali więc pozbawieni tej możliwości, a co za tym idzie – podnoszenia swoich kwalifikacji”.
Tak więc, choć lekarze dentyści stali się pionierami prywatyzacji usług lekarskich, nie mieli możliwości uzyskania tytułu specjalisty. Zmiana nastąpiła, kiedy NRL zajęła stanowisko w sprawie kształcenia specjalizacyjnego stomatologów, umieszczając je w dokumencie traktującym w całości problem kształcenia specjalizacyjnego lekarzy. To był kolejny niezbity dowód na to, że lekarzy i lekarzy dentystów łączy zawodowa więź, która trwa do dziś.
Lucyna Krysiak
Źródła: Zygmunt Wiśniewski, „Kronika Izb Lekarskich w Polsce w latach 1945-2005”, Halina Porębska, Anna Lella, „Lekarze dentyści w Rzeczpospolitej Polskiej”