23 listopada 2024

Niepokojące zachowania

Od października ubiegłego roku otwieram z ciekawością „Gazetę Lekarską”, żeby poznać poglądy kolegów na temat problemu uzależnień w naszym środowisku. Śledząc jednocześnie inne media, prawie w każdym tygodniu dowiaduję się o zatrzymaniu kolejnego „niedysponowanego” lekarza.

Foto: Mata Jakubiak

Miarą naszego zawodu jest nie tylko to,
jak dbamy o zdrowie naszych pacjentów,
ale także to,
jak potrafimy zadbać o własne zdrowie.
A. Verghese [1]

Ostatnio jeden z kolegów przywłaszczył sobie z sejfu i „ukrył w majtkach dziewięć ampułek morfiny oraz innych lekarstw przeciwbólowych”, a pijana koleżanka leczyła pomimo zawieszonego prawa wykonywania zawodu. Jest mi szczególnie przykro, kiedy dowiaduję się, że zatrzymana osoba jest „recydywistą”.

Dopatruję się wówczas naszej winy, bo do „recydywy” doszło w znacznym stopniu dlatego, że inni lekarze nie zareagowali i pozostawili kolegów samych z ich chorobą.

Ostatnio czytałem też listy, jakie przesłali do mnie i do redakcji „GL” uzależnieni lekarze, którym wiele lat temu udało się zatrzymać chorobę. W tych listach wspominali czasy, kiedy za cichym przyzwoleniem kolegów i pracodawców pili coraz częściej, coraz więcej i wchodzili w uzależnienie. Wspominali, jak koledzy częstowali ich alkoholem w miejscu pracy, jak ich później kryli i jak usprawiedliwiali. Jednocześnie z wdzięcznością wspominają tych, którzy zareagowali na ich zachowania, wymuszając zwrócenie się po pomoc.

Dzięki nim dzisiaj żyją, a niektórzy zmienili nawet specjalizację i profesjonalnie pomagają osobom uzależnionym. Żeby zauważyć rozwijające się uzależnienie, należy posiadać wiedzę na jego temat. Wiedza, jaką wynosimy ze studiów medycznych, jest mizerna, a do tego nie jesteśmy zbytnio zainteresowani jej pogłębianiem. Wiem o tym, bo od paru lat, w ramach Ośrodka Doskonalenia Zawodowego NIL prowadzę kurs „Jak rozpoznać uzależnienie i jak skutecznie pomagać uzależnionym” (w tym swoim kolegom).

Trudno uwierzyć, że cieszy się on największym powodzeniem wśród… lekarzy stomatologów. Tylko czasami zabłąka się jakiś lekarz innej specjalności.

Cały czas dziwię się, dlaczego nie uczestniczą w takich kursach lekarze podstawowej opieki zdrowotnej i lekarze rodzinni. To oni mają najczęściej do czynienia z osobami pijącymi szkodliwie i uzależnionymi. Większość z nich nie potrafi niestety postawić prawidłowej diagnozy, nie mówiąc już o zmotywowaniu do zasięgnięcia specjalistycznej porady bądź podjęcia leczenia.

Wg WHO, około 10 proc. pacjentów podstawowej i rodzinnej opieki zdrowotnej trafia do lekarza w związku z nadużywaniem alkoholu, a raport WHO wskazuje na około 60 chorób i urazów, których występowanie jest związane z alkoholem. Jednocześnie wiadomo, że alkohol odpowiada za prawie 11 proc. ogólnego obciążenia chorobami w regionie Europy.

Około 6,2 proc. zgonów rocznie można w Europie przypisać alkoholowi.

Wiadomo też, że część zgonów ma pośredni związek z alkoholem, np. udar mózgu (efekt uszkodzenia naczyń i nadciśnienia związanego z piciem alkoholu) czy nieszczęśliwe wypadki osób w stanie nietrzeźwym itp. Ich związek z piciem alkoholu nie jest wykazywany.

Kiedy przed laty przekonywałem naszych samorządowców do konieczności wspierania uzależnionych kolegów, naiwnie myślałem, że powołanie przy okręgowych izbach lekarskich pełnomocników ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów wpłynie korzystnie na zainteresowanie naszego środowiska uzależnieniami – zarówno dla dobra samych lekarzy, jak i ich pacjentów. Okazało się jednak, że w części izb pełnomocnika nie ma (w tej kadencji przyznały się do tego trzy izby), a wiele izb powinno zaktywizować jego działalność.

Dwa czołowe, przez nikogo niezagrożone, miejsca w niechlubnym rankingu izb bojkotujących uchwałę NRL z 2007 r. zajmują izby: opolska i tarnowska, które od początku nie przesyłają sprawozdań z działalności pełnomocnika, nie mówiąc już o delegowaniu swoich przedstawicieli na doroczne spotkania pełnomocników.

Tuż za nimi jest kilka innych izb, które też powinny się wstydzić, ale o tym przy innej okazji. Ciekawe, czy na innych polach swojej działalności osiągają te izby podobne „sukcesy”. Myślę, że członkowie tych zaniedbanych izb powinni wiedzieć, czy taki stosunek do problemu wynika z deficytów poznawczych decydentów izbowych, czy jest wynikiem lekceważenia przez nich stanu zdrowia swoich członków, czy może… niektórzy z tych decydentów znaleźli sposób na uniknięcie znalezienia się w kręgu zainteresowań pełnomocnika?

Ponieważ izby są autonomiczne, to pozostaje mi tylko zasygnalizować te fakty, a jednocześnie cieszyć się, że nie jestem objęty „opieką” tych szczególnych izb, no i… przekazać wyrazy współczucia ich członkom. Z zamieszczonej w ostatnim numerze „Gazety Lekarskiej” wypowiedzi Rzecznika Praw Lekarza NIL, kol. Brzezina, można się domyślać, że także nie wszystkie izby traktują instytucję Rzecznika Praw Lekarza wystarczająco poważnie.

Może warto byłoby sprawdzić, czy nie są to przypadkiem te same izby, którym nie jest potrzebny pełnomocnik ds. zdrowia.

Gdyby tak było, to przy kolejnych wyborach członkowie niektórych izb powinni zastanowić się nad tym, czy do zajmowania eksponowanych stanowisk w samorządzie lekarskim wystarczy erudycja, zapach drogich perfum i dobrze skrojona marynarka, czy może jednak coś więcej. Czy do władz powinny być wybierane osoby, które nie są w stanie dbać o interesy swoich wyborców, przejawiać troskę o godność zawodu lekarza, a także udzielać kolegom wsparcia wówczas, kiedy pojawią się problemy zdrowotne takie, jak np. uzależnienie?

W poprzednim artykule wspominałem, że pracujemy nad projektem procedur i algorytmów postępowania z kolegami, którzy mają problemy wynikające z przyjmowania substancji psychoaktywnych. Ciekaw jestem, czy wypracowane procedury będą powszechnie stosowane. Nie jestem niestety dobrej myśli, patrząc na to, jak dzisiaj niektóre izby traktują swoich uzależnionych kolegów i jak słabo chronią pacjentów przed ich nieodpowiedzialnymi zachowaniami.

Cały czas łudzę się jednak nadzieją, że sytuacja ulegnie w końcu zmianie.

To, co ja mogę zrobić dla poprawy sytuacji, to – jeżeli redakcja „Gazety Lekarskiej” będzie zainteresowana – gotów jestem przybliżyć nieco kolegom problematykę uzależnień. Na początek przypomnę niektóre z zachowań, które mogą nasuwać podejrzenie, że nasz kolega „przesadza” z alkoholem. Zaniepokoić powinny więc takie sytuacje jak:

  • trudne do uzasadnienia zmiany w metodach leczenia pacjenta,
  • podejmowanie błędnych decyzji,
  • powtarzające się pomyłki i mało wiarygodne uzasadnianie przyczyn pomyłek, spóźnień czy nieobecności w pracy (szczególnie w poniedziałek),
  • zaciąganie pożyczek wśród kolegów z pracy,
  • unikanie kontaktów z przełożonymi, izolowanie się,
  • poważne zaległości w prowadzeniu dokumentacji medycznej i pogorszenie jej jakości,
  • konflikty z kolegami, nadmierna „nerwowość”, „wybuchowość”, a co za tym idzie – niezbyt uzasadnione wpadanie w złość czy obrażanie się,
  • nadmierna wrażliwość na krytykę, zarówno rzeczywistą, jak i wyimaginowaną,
  • powtarzające się skargi ze strony personelu i pacjentów.

O dosyć zaawansowanym problemie alkoholowym może świadczyć:

  • zapach świeżego lub przetrawionego alkoholu z ust w miejscu pracy,
  • częste korzystanie z różnego rodzaju odświeżaczy do ust (płyny, tabletki, guma do żucia),
  • korzystanie z wody kolońskiej lub dezodorantów o bardzo intensywnym zapachu,
  • mniej lub bardziej wyraźne drżenie rąk (czasami całego ciała),
  • obrzmiała twarz z obecnymi niekiedy rozszerzeniami naczyń skórnych i pajączkami,
  • zbyt często przekrwione spojówki.

Może znajomość powyższych objawów uratuje życie jakiemuś lekarzowi, a może i pacjent na tym skorzysta?

Bohdan Woronowicz
Doktor nauk medycznych, specjalista psychiatra, certyfikowany specjalista terapii uzależnień, certyfikowany superwizor psychoterapii uzależnień, pełnomocnik ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów przy OIL w Warszawie

[1] Verghese A. (2002): Physicians and addiction. N. Engl. J. Med., 346(20), s. 1510-1511.

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 4/2015