28 kwietnia 2024

Polska służba zdrowia w ogonie Europy

W rankingu przeprowadzanym corocznie przez Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia (EHCI) Polska zajęła dalekie 31. miejsce na 36 możliwych. Oznacza to, że nasz system lecznictwa jest jednym z najgorzej funkcjonujących w Europie.

Wynik ten jest gorszy od ubiegłorocznego, co budzi niepokój i skłania do zadawania pytań o przyszłość polskiej opieki zdrowotnej. W rankingu Polska wyprzedziła tylko Litwę, Serbię, Czarnogórę, Rumunię oraz Bośnię i Hercegowinę, a więc państwa ekonomicznie słabsze.

Przed Polską znalazły się Bułgaria i Chorwacja, które także nie są gospodarczymi tuzami. Szef badań dr Arne Bjornberg był zdziwiony, że w kraju, gdzie gospodarka jest w dobrej kondycji, opieka zdrowotna znalazła się na odległej 31. pozycji i uzyskała tylko 511 punktów na 1000 możliwych.

Kraje sąsiednie zdobyły ich więcej – Estonia (677), Łotwa (593), Czechy (714). Więcej punktów uzyskały nie tylko państwa mniej zamożne, ale też te, które wstąpiły do Unii Europejskiej później niż Polska: Bułgaria (547) i Chorwacja (640), a także te, które do Unii nie należą – Albania (545) i Macedonia (700).

Najwięcej punktów zdobyły: Holandia (898), Szwajcaria (855), Norwegia (851). Powyżej 800 punktów uzyskały także: Finlandia (846), Dania (836), Belgia (820), Islandia (818), Luksemburg (814) i Niemcy (812).

Co istotne, w większości krajów odnotowano wzrost liczby punktów w stosunku do lat ubiegłych, co oznacza, że tam opieka zdrowotna ma się coraz lepiej. Wyniki rankingu za 2014 r. ogłoszono w Brukseli, w obecności komisarza UE do spraw zdrowia Vytenisa Andriukaitisa i mówi się o nich w całej Europie.

Równia pochyła

Złe wyniki Polaków w rankingu EHCI potwierdzają rodzime badania Fundacji Watch Health Care. Według danych fundacji czas oczekiwania na leczenie w ramach NFZ jest w Polsce coraz dłuższy. Na przełomie czerwca i lipca 2013 r. wyniósł średnio 3 miesiące (a więc wydłużył się o 2 tygodnie).

Największym ograniczeniem dostępu do świadczeń w dalszym ciągu są kolejki na wizytę do lekarza specjalisty (np. na wizytę do angiologa i endokrynologa czeka się średnio ponad 8 miesięcy). W angiologii kolejka wydłużyła się o ponad 3,5 miesiąca w stosunku do lat poprzednich, w endokrynologii o 1,2 miesiąca.

Wypowiadając się dla „Newsweeka”, prezes fundacji WHC Krzysztof Łanda zaznaczył, że problemem nie są pieniądze, tylko sposób, w jaki są wydawane, o czym świadczy fakt, że stan opieki medycznej jest u nas zdecydowanie gorszy niż w krajach o porównywalnym PKB na głowę mieszkańca.

Ranking (EHCI) oceniał m.in. czas oczekiwania na świadczenia medyczne, dostępność do leczenia onkologicznego oraz przeżywalność po leczeniu, zakres świadczeń gwarantowanych, działania profilaktyczne i dostępność do nowych leków. Ujawnił, że w Polsce zbyt długo czeka się na leczenie raka, problemem są zakażenia szpitalne, zbyt często nie przestrzega się praw pacjentów oraz nieskutecznie prowadzi działania na rzecz profilaktyki.

Wyniki rankingu potwierdza życie. Kilka lat czeka się na zabiegi wszczepienia endoprotez stawów: biodrowych i kolanowych czy na operację zaćmy. Ostatnio obiegła kraj informacja o Polakach, którzy wyjeżdżają do Czech, gdzie tego rodzaju zabiegi przeprowadza się od ręki, a NFZ bez słowa je refunduje.

Co takiego mają nasi południowi sąsiedzi, że lepiej niż Polacy radzą sobie z problemem leczenia raka, kolejkami do specjalistów i na operacje? Czy mają więcej pieniędzy, czy może lepiej nimi zarządzają?

Zytę Kaźmierczak-Zagórską, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, oburza finansowanie przez NFZ w ramach opieki transgranicznej zabiegów wszczepienia soczewek w zaćmie na terenie Czech.

– W Polsce jest wiele placówek wyspecjalizowanych w tego rodzaju zabiegach, które za te same pieniądze wykonałyby je równie dobrze, ale NFZ nie chce podpisać z nimi kontraktu. To przykład destrukcyjnej polityki prowadzonej przez tę instytucję – podkreśla Zyta Kaźmierczak-Zagórska.

Dodaje, że na słabą wydolność systemu wpływa także brak odpowiedniego wykorzystania opieki podstawowej, w której tkwi ogromny potencjał. Uważa, że należy go rozwijać, wyposażać w instrumenty do realizowania zadań, które obecnie gdzieś się rozmywają. Jest także problem szkolenia specjalizacyjnego lekarzy oraz doskonalenia zawodowego po specjalizacji.

Jest ono oparte na indywidualnych dążeniach poszczególnych lekarzy, a nie rozwiązaniach instytucjonalnych. W dużym stopniu przykłada się do tego NFZ, który poprzez kontrakty w pewnym sensie kształtuje model szkolenia. – Kontrakt limitujący przyjęcia, liczbę zabiegów działa antymotywacyjnie i blokuje rozwój lekarza – mówi prezes Kaźmierczak-Zagórska.

Bolesny temat – onkologia

Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia to ranking opracowywany na podstawie ankiet wypełnianych przez pacjentów oraz niezależnych badań prowadzonych przez Health Consumer Powerhouse (HCP), a także danych statystycznych. To zapewnia badaniom obiektywizm, co docenia Komisja Europejska, która zamierza wprowadzić systematyczne oceny służby zdrowia w krajach członkowskich i chce wzorować się na rankingu EHCI.

Ranga badania jest więc wysoka. Tym bardziej boli wytknięcie Polsce, że tak duży kraj, należący do UE, ma tak słabe wyniki. Szczególnie bolesny jest temat onkologii, gdyż jak wiadomo, świat nie szczędzi środków na walkę z rakiem, a Polska jest w ogonie Europy.

Czy wprowadzenie od stycznia tego roku pakietów: kolejkowego i onkologicznego może to zmienić? Prof. Alicja Chybicka, kierownik Katedry i Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej UM we Wrocławiu, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, potwierdza, że z dostępnością do onkologa i wysoko wyspecjalizowanych ośrodków leczenia chorób nowotworowych jest w Polsce gorzej niż źle.

– Choć przykro o tym mówić, gdyby Polak przykładowo urodził się we Francji lub w Belgii i zachorował na raka, miałby szanse na wyleczenie i długie życie, w naszym kraju spadają one kilkudziesięciokrotnie – ubolewa prof. A. Chybicka.

Dodaje, że jeśli chodzi o chore dzieci, sytuacja jest o tyle lepsza, że bez pakietu kolejkowego i onkologicznego zawsze było dla nich tzw. zielone światło i udawało się w porę podejmować leczenie.

Nie wierzy w nagłą poprawę sytuacji. Już po dwóch miesiącach od wprowadzenia pakietów widać, że jego założenia nie mogą być w pełni realizowane, ponieważ systemy komputerowe w podstawowej opiece zdrowotnej i w szpitalach nie są kompatybilne.

Praktyka weryfikuje więc już na starcie szczytne założenia pakietów. Rozpoznanie wpisane w tzw. zieloną kartę miało pacjentowi ułatwić szybki dostęp do specjalistycznego leczenia, ale brak kompatybilności systemów to uniemożliwia. Być może pakiet zadziała, ale na to trzeba czasu, dodatkowych narzędzi i weryfikacji błędnych założeń.

Odbudować profilaktykę

Jako silny punkt polskiej służby zdrowia w rankingu EHCI wymieniono kardiologię interwencyjną, która jest zorganizowana zgodnie z najwyższymi standardami europejskimi, co przekłada się na spadek liczby zgonów z powodu zawałów serca. Polacy żyją więc coraz dłużej, ale i tak o 4 lata krócej niż inni mieszkańcy Europy.

Czynników, które o tym decydują, jest wiele, ale największy wpływ ma styl życia – aktywność fizyczna, sposób odżywiania, umiejętność radzenia sobie ze stresem i używki: nikotyna, alkohol, środki psychoaktywne. Główną rolę do spełnienia ma więc profilaktyka, która w raporcie EHCI wypadła bardzo źle.

Prof. Tomasz Zdrojewski, kierownik Zakładu Prewencji i Dydaktyki Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, a także przewodniczący Komitetu Zdrowia Publicznego PAN, który od 20 lat zajmuje się prewencją chorób serca i naczyń, jest zaniepokojony danymi rankingu, a jeszcze bardziej tym, że od 5 lat sytuacja w profilaktyce się pogarsza.

– Na programy profilaktyczne NFZ odpowiada coraz mniej obywateli, działania różnych instytucji zajmujących się profilaktyką są nieskoordynowane i często mają charakter akcyjny. Nie ma też skutecznych działań edukacyjnych – wylicza profesor. Uważa, że to konsekwencja braku ustawy o zdrowiu publicznym.

Ustawa określiłaby zadania, wyznaczyłaby instytucje odpowiedzialne za ich realizację, ustaliła konkretny budżet na promocje i profilaktykę. Obecnie nakłady na profilaktykę i prewencję zdrowia są w Polsce rekordowo niskie, niższe od zalecanych przez WHO nawet 100-krotnie.

Profesor Zdrojewski zwraca także uwagę na koszty, jakie ponosi lecznictwo i społeczeństwo z powodu braku wydolnej i skoordynowanej profilaktyki. Uważa, że wprawdzie należy się cieszyć ze wzorowo zorganizowanej kardiologii interwencyjnej, w której nie ma nierówności w zdrowiu, jednak jest to leczenie skutków, a nie przyczyn, a te tkwią w złym stylu życia, co przekłada się na brak skuteczności działań profilaktycznych.

Profesor zwraca uwagę, że w Polsce występowanie zawałów serca jest o 40 proc. wyższe niż w innych krajach UE, a więc problem jest bardziej złożony, niż postrzega się go przez pryzmat uratowanych pacjentów.

– Jeśli nie rozwiążemy problemu prewencji, za kilka lat może się okazać, że system nie udźwignie finansowania kosztownego leczenia chorób serca i naczyń – ostrzega profesor Zdrojewski.

Dodaje, że istnieją twarde dowody naukowe, że gdyby wprowadzić optymalne programy prewencyjne, można by o 80 proc. zmniejszyć liczbę zawałów serca i o 40 proc. obniżyć zachorowalność na choroby nowotworowe. Jest więc o co walczyć.

Zakażenia szpitalne

Zakażeń szpitalnych nie da się całkowicie wyeliminować. Ryzyko to jest wpisane w pobyt w szpitalu i nie zależy tylko od przestrzegania określonych standardów. Jest ono związane w dużej mierze z powszechnym stosowaniem antybiotykoterapii i problemem oporności drobnoustrojów na te leki, a także z wydolnością systemu opieki zdrowotnej w danym kraju.

Ranking EHCI wymienił zakażenia szpitalne jako jeden z obszarów słabej wydolności ochrony zdrowia w Polsce. Prof. Małgorzata Bulanda, prezes Polskiego Towarzystwa Zakażeń Szpitalnych, nie jest zdziwiona dalekim 31. miejscem w rankingu, jednak nie zgadza się z łączeniem tego miejsca ze skutecznością zwalczania zakażeń szpitalnych. Wyjaśnia, że na ten proces składają się trzy elementy: profilaktyka, rozpoznanie i leczenie.

– Wskaźniki zapadalności dotyczące zakażeń szpitalnych za rok 2012-2013 wynoszą u nas 5,9-6,4, a więc nie odbiegają od innych krajów Unii Europejskiej. Nie rozumiem więc, na jakiej podstawie elementy te badający wrzucili do jednego worka – mówi prof. Bulanda.

Tłumaczy, że profilaktyka zakażeń szpitalnych zależy od wykształconego personelu, a pielęgniarki epidemiologiczne są coraz lepiej wyedukowane i ich nie brakuje. Brakuje natomiast lekarzy przewodniczących zespołów, ponieważ jest to deficytowa specjalność (nie ma chętnych do objęcia tej funkcji), ale i tak rozpoznanie zakażeń mieści się w określonych standardach.

Gorzej wygląda sytuacja w laboratoriach mikrobiologicznych, które ze względów ekonomicznych są wyprowadzane poza szpitale. – Jeśli elementy nie są spójne, ponieważ ekonomia prowadzona przez placówki opieki zdrowotnej nie sprzyja tej spójności, to jak ma wzorowo działać zwalczanie zakażeń szpitalnych? – pyta prof. M. Bulanda.

Prezes PTZS zaznacza także, że zakażenia szpitalne sporadycznie są wywoływane zaniedbaniami higienicznymi. Częściej winę ponosi fatalnie działający system ochrony zdrowia.

Pacjenci są przyjmowani do szpitali z dużym opóźnieniem (również chorzy onkologicznie), często są operowani w ostatniej chwili, w stanach zagrożenia życia, a to czynniki ryzyka wystąpienia powikłań w postaci zakażenia. Jednym z niechlubnych przykładów, który ma wpływ na szerzenie się zakażeń szpitalnych, jest brak izolatek w szpitalach.

Lucyna Krysiak

Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 3/2015