Wszystko już było. Debaty o zdrowiu też
Jest w polityce takie powiedzenie: „Jak nie wiesz, co robić, to powołaj zespół, komisję albo zorganizuj debatę”.
Foto: pixabay.com
Z punktu widzenia organizatora rozwiązanie jest wręcz genialne, bo upłynie czas, sprzeda się swoją propagandę, odwróci uwagę od najważniejszych problemów, stonuje emocje, rozmyje odpowiedzialność, kogo trzeba dowartościuje, a kogo trzeba zgrilluje i długo by jeszcze wymieniać korzyści.
A na końcu, kiedy okaże się, że nic istotnego się nie zmieniło i nie zmieni, i kiedy być może już ktoś inny przejmie władzę i zacznie organizować swoje debaty, zespoły i komisje, zawsze będzie można dobrodusznie rozłożyć ręce i powiedzieć „chcieliśmy dobrze”.
Celnie podsumował to na VIII Krajowym Zjeździe Lekarzy doktor Kuba Sienkiewicz, śpiewając: „Już każdy powiedział to, co wiedział. Trzy razy wysłuchał dobrze mnie. Wszyscy zgadzają się ze sobą. A będzie nadal tak jak jest”. Uczestniczyłem w tym Zjeździe, ale dopiero, gdy zajrzałem do artykułu, który na jego temat napisałem, uświadomiłem sobie, że miał on miejsce już ponad dwanaście lat temu. Jak ten czas szybko leci!
Wybrany po raz drugi na prezesa NRL, doktor Konstanty Radziwiłł, wówczas izbowy jastrząb, twardo walczący o trzy średnie krajowe dla specjalisty, złożył coś w rodzaju samokrytyki, stwierdzając, że nie udało się samorządowi wymóc zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia, wzrostu wynagrodzeń lekarzy i lekarzy dentystów, zapewnić lekarzom wystarczającego dostępu do specjalizacji i zmniejszyć ponoszonych przez lekarzy i lekarzy dentystów kosztów doskonalenia zawodowego.
Wśród zadań na kolejną kadencję, ponownie obdarzony zaufaniem delegatów prezes wymienił na czołowym miejscu konieczność poprawy wizerunku lekarzy, szkalowanych przez media. Z wielkimi nadziejami słuchaliśmy goszczącego na obradach ministra zdrowia, profesora Zbigniewa Religi, który przyznał, że pensje lekarzy są skandalicznie niskie. Sporo miejsca podczas oficjalnych i kuluarowych dyskusji poświęcono wtedy wypowiedzi wicepremiera Ludwika Dorna, który chciał brać lekarzy w kamasze.
Biorąc pod uwagę najważniejsze z poruszanych tematów, niedawny Krajowy Zjazd Lekarzy niewiele odbiegał od tego ze stycznia 2006 r. Zabrakło tylko ożywionej wymiany zdań nad wypowiedzią jakiegoś politycznego skandalisty. Co nie znaczy, że dziś już takich nie ma. Gdyby obrady odbyły się kilka miesięcy wcześniej, prawdopodobnie przypomniano by słowa posłanki PiS Józefy Hrynkiewicz, która podczas poświęconej lekarzom rezydentom debaty sejmowej krzyknęła pamiętne „Niech jadą!”.
Przypominam panią profesor nie tylko po to, by wskazać, że jest ona godną kontynuatorką myśli swojego partyjnego antenata. Nazwisko pani Józefy znalazłem na liście 66 ekspertów, powołanych przez ministra Łukasza Szumowskiego w skład „Społecznej rady narodowej debaty o zdrowiu”. Może powinienem się nawet cieszyć, że posłanka Hrynkiewicz tam jest? Bo jeśli jej propozycja przejdzie i młodzi spakują walizki, to może więcej zostanie dla doświadczonych klinicystów?
Żartuję oczywiście, ale to pan minister Szumowski krotochwilnie wymyślił, by zaprosić „tęgie głowy” w celu uradzenia jak najlepiej podzielić rzekomo ogromne pieniądze, które niczym złoty deszcz mają na nas spaść wraz z obiecanym wzrostem nakładów na ochronę zdrowia. Nie podzielam opinii, raz po raz wypowiadanych na Zjeździe, jakoby pan minister nie wiedział, na co wydać pieniądze. Bo tu nie chodzi o wiedzę, a o linię partii.
Pułap magicznych 6 procent PKB na publiczną ochronę zdrowia ma zostać osiągnięty dopiero za siedem lat. Obiecanego chleba zatem nie ma i długo nie będzie, ale już teraz można do woli organizować wszelkiego rodzaju igrzyska, czyli zwoływać debaty i szczyty, usadzać ekspertów za stołami i podstolikami, pisać różnobarwne księgi itd. Doktor Kuba Sienkiewicz już w 2006 r. wyśpiewał nam, jaki będzie efekt.
Proszę przy okazji zauważyć, że pewne sukcesy, jakie zdołaliśmy jako środowisko w ciągu tych dwunastu lat osiągnąć, czyli wzrost wynagrodzeń specjalistów począwszy od 2008 r., a teraz poprawa uposażeń rezydentów, nie były zasługą debat, a wynikiem protestów. I odwrotnie – jeśli miękliśmy, tak jak w przypadku protestu pieczątkowego – dostawaliśmy figę z makiem. Warto choćby od czasu do czasu zrobić użytek z tego, że tak naprawdę wszystko już było.
Sławomir Badurek
Diabetolog, publicysta medyczny