16 kwietnia 2024

Nie tylko NIL – historia samorządu lekarskiego

Naczelna Izba Lekarska reprezentuje samorząd lekarski w kontaktach z władzami państwa, mediami, wypowiada się w imieniu wykonujących zawód lekarza i lekarza dentysty na forum krajowym i międzynarodowym. NIL jest strukturą specyficzną i pod tym określeniem wiele się kryje. To tutaj podejmuje się działania, które są sumą opinii prezentowanych w okręgowych izbach i zapadających tam decyzji.

Foto: Marta Jakubiak

To tutaj w komisjach problemowych Naczelnej Rady Lekarskiej wypracowywane są stanowiska w sprawach funkcjonowania ochrony zdrowia, systemu kształcenia kadr lekarskich, ustawicznego rozwoju zawodowego lekarzy i lekarzy dentystów. W NIL rodzą się też koncepcje, jak rozwiązywać problemy dotyczące praktyk lekarskich, polityki refundacyjnej państwa, restrukturyzacji placówek opieki zdrowotnej. Są one opiniowane i dyskutowane na posiedzeniach Prezydium NRL, Naczelnej Rady Lekarskiej i głosy tych gremiów są znaczące.

Narodziny NIL

Pierwsza polska organizacja samorządowa lekarzy – Collegium Medicorum Gedanensis – powstała na początku XVII w. w Gdańsku, ale idea izb lekarskich zrodziła się w Brunszwiku, gdzie w 1865 r. powołano do życia izby lekarską i aptekarską wzorowane na istniejących już izbach adwokackich, handlowych, przemysłowych i rolniczych. W 1921 r. Sejm RP uchwalił ustawę o wykonywaniu praktyki lekarskiej i o izbach lekarskich, a rok wcześniej, w 1920 r., o obowiązkowym ubezpieczeniu na wypadek choroby. To był postęp, jednak między lekarzami i władzami kas chorych od początku iskrzyło. Lekarzom oferowano fatalne warunki pracy i niskie płace.

W 1923 r. ówczesny minister zdrowia publicznego, Witold Chodźko, zachęcił więc przedstawicieli samorządu lekarskiego z poszczególnych okręgów, by wybrali członków Naczelnej Izby Lekarskiej. To były narodziny NIL. Prezesami tej izby kolejno byli: dr Jan Bączkiewicz, pediatra, dr Witold Chodźko, psychiatra, prof. Mieczysław Michałowicz, pediatra. W kraju działały wówczas: Izba Warszawsko-Białostocka, Izba Lwowska, Izba Lubelska, Izba Poznańska, Izba Krakowska, Izba Łódzka, a od 1924 r. Izba Wileńsko-Nowogródzka.

NIL stanowiła instytucję odwoławczą od decyzji izb okręgowych i reprezentowała samorząd lekarski w kontaktach z władzami państwowymi. W 1939 r. Niemcy zlikwidowali samorząd lekarski, w 1945 r. podjęto próbę odrodzenia NIL. Na krótko. W 1950 r. Sejm uchwalił ustawę o likwidacji izb lekarskich. Na reaktywację trzeba było czekać do 1989 r., kiedy to dzięki zmianom politycznym w Polsce uchwalono ustawę o izbach lekarskich.

Ton nadawała „Solidarność”

Do reaktywacji samorządu lekarskiego doszło na fali ruchu solidarnościowego. Przewodniczącym Sekcji Służby Zdrowia Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność” był wówczas Wojciech Maksymowicz, obecnie dziekan Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. – „Solidarność” była wtedy czymś więcej niż związkiem zawodowym, nadawała ton naszym działaniom, a mnie powierzono zorganizowanie kampanii wyborczej do pierwszych wyborów do NRL i wiadomo było, że nie możemy ich przegrać – wspomina prof. Maksymowicz.

Wspierali go w tym Antoni Bielewicz, działacz podziemia solidarnościowego, senator Zofia Kuratowska, Bożena Pietrzykowska, Ewa Wolak, Anna Grędziak, Jerzy Moskwa – lekarze o wyrazistych osobowościach i poglądach. I Krajowy Zjazd Lekarzy, który odbył się w dniach 10-12 grudnia w Warszawie, miał więc burzliwy przebieg. – Wprawdzie premierem był już Tadeusz Mazowiecki, demokratyzacja kraju dopiero się rozpoczęła, pomni tego stworzyliśmy listy osób, które należy popierać i większość kolegów zastosowała się do nich – opowiada Wojciech Maksymowicz.

Na funkcję prezesa NRL zgłoszono kandydaturę prof. Zofii Kuratowskiej, ale musiała wyjechać do Afryki Południowej i przepadła w wyborach. Wygrał prof. Tadeusz Chruściel i choć jego kandydatura nie była planowana, został prezesem NRL. Przeszedł do historii jako ten, który po reaktywacji organizował struktury Naczelnej Izby Lekarskiej, przejmując od administracji państwowej rejestr lekarzy, orzecznictwo oraz prawo wykonywania zawodu lekarza.

– Powierzył mi funkcję sekretarza NRL w I kadencji. Wahałem się, dopiero co obroniłem doktorat i pragnąłem się realizować zawodowo, ale byliśmy pełni wiary w demokrację i chęć działania była silniejsza – podkreśla prof. Maksymowicz. Dodaje, że to była gigantyczna praca, bo sekretarz to osoba od tzw. czarnej roboty. Jednym z zadań było przygotowanie projektu Kodeksu Etyki Lekarskiej i aktów niezbędnych dla funkcjonowania NIL, zasad kooperacji, współpracy, przepływu informacji, pieniędzy. – Zaczęliśmy od maszyny do pisania, którą dostaliśmy już nie wiadomo od kogo, budżetu w wysokości 2 tys. zł i jednego etatu księgowej oraz sekretarki w jednym – wylicza profesor.

NIL dostała jedno z pięter po komitecie dzielnicowym partii przy ul. Grójeckiej. Jak w „Psach” Pasikowskiego walały się porzucone dokumenty, z wyrwanymi środkami, po których zostały tylko okładki. Wiele się działo, zmieniały się rządy, ministrowie zdrowia, rodziły się koncepcje reformy lecznictwa, zainteresowanie mediów budziły zapisy uchwał dotyczące godnego wykonywania zawodu lekarza (Kodeks Etyki Lekarskiej). Wojciech Maksymowicz zawsze był blisko NIL, nawet kiedy był ministrem zdrowia i opieki społecznej w rządzie Jerzego Buzka, choć – jak podkreśla – interesy urzędnika państwowego nie zawsze są zbieżne z interesami korporacji zawodowej.

Izba lekarzy i lekarzy dentystów

Do 1938 r., kiedy to Ignacy Mościcki podpisał ustawę o izbach lekarsko-dentystycznych, stomatolodzy nie mieli własnej korporacji, a przedwojenny samorząd lekarski nie chciał przyjąć ówczesnych dentystów do swojego grona. Pierwsze posiedzenie nowo powstałej Naczelnej Izby Lekarsko-Dentystycznej odbyło się 1 listopada 1938 r. i wyłoniło prezesa, którym został Julian Łączyński, stomatolog z Pabianic. Izba ta istniała krótko i podzieliła los samorządu lekarskiego, zlikwidowanego najpierw przez hitlerowców, a po wojnie przez ówczesne władze.

Po reaktywacji samorząd lekarski po raz pierwszy w historii połączył środowiska lekarzy i lekarzy dentystów. Już w I kadencji w NIL powołano Komisję Stomatologiczną. Mimo że Polskie Towarzystwo Stomatologiczne zastrzegło sobie wiodącą rolę w decydowaniu o sprawach tej grupy zawodowej i nie było przychylne jej powołaniu, członkowie NRL zadecydowali inaczej. Komisja Stomatologiczna zajmowała się stażami podyplomowymi, prywatyzacją, prywatnymi praktykami, wartościowaniem pracy lekarzy stomatologów. Stworzony tu katalog punktowego wartościowania pracy lekarzy dentystów stał się wzorem dla innych specjalności lekarskich.

Pierwszym szefem komisji został nieżyjący już Andrzej Fortuna z Nowego Sącza, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej w II i III kadencji, rekomendowany przez prof. Włodzimierza Józefowicza, ówczesnego szefa PTS, który włączenie stomatologów do izb lekarskich ocenił jako zgodne z duchem rozwoju tej specjalności medycznej. Fortuna zapisał się jako walczący o spójny system organizacyjny w stomatologii, uczestnik negocjacji traktatu akcesyjnego do UE w zakresie stomatologii. To jego zasługą było mocne wejście stomatologów do lekarskiej korporacji.

Kiedy Anna Lella z Olsztyna, wiceprezes NRL w V i VI kadencji, objęła Komisję Stomatologiczną, miała już przetarty szlak. Jej celem było podniesienie rangi i prestiżu zawodu lekarza dentysty, umocnienie pozycji samorządu lekarskiego w kraju i za granicą. To jej powierzono funkcję prezydenta elekta Europejskiej Regionalnej Organizacji Światowej Federacji Dentystycznej (w głosowaniu uzyskała aż 88 proc. poparcia). Jest pierwszą kobietą w historii ERO, która przewodzi międzynarodowej organizacji stomatologów. Stomatologia stoi przed coraz to nowymi wyzwaniami, a Komisja Stomatologiczna NRL stara się im sprostać w imieniu polskich lekarzy dentystów.

Własna siedziba

W II i III kadencji prezesem NRL został Krzysztof Madej. Niepokorny indywidualista i wizjoner, który chciał widzieć stan lekarski jako elitarną grupę zawodową i przez wszystkie lata swojej prezesury usilnie do tego dążył. – Byłem mocno zmotywowany do pracy w samorządzie, działałem całym sobą, poświęcając swój czas prywatny i rezygnując z aktywności zawodowej, za co płacę do tej pory, ale nie żałuję tego entuzjazmu – mówi Krzysztof Madej. Za zadanie konstytutywne uważał znalezienie i kupienie odpowiedniej siedziby dla NIL.

Miała być przestronna, funkcjonalna, ale też godna lekarskiego stanu. Mówi, że o samorządzie myślano wtedy idealistycznie i wydawało się, że na poziomie Naczelnej Izby Lekarskiej siedziba powinna być „pałacem” z historyczną przeszłością i duszą, w którym tętniłoby życie, nie tylko biurowe, ale intelektualne. – Wtedy uważałem, że NIL powinna mieć siedzibę taką, jak organ administracji centralnej – zastrzega. Miesiące poszukiwań doprowadziły do wyboru siedziby przy ul. Sobieskiego 110. Kosztowała jeden roczny budżet izby, nie był to więc wydatek, który zrujnowałby lekarzy.

II i III kadencja to jednak przede wszystkim skonfrontowanie się z pakietem ustaw, które stanowiły kanon prawa medycznego. Funkcjonował jeszcze budżetowy system zarządzania i finansowania opieki zdrowotnej, wierzono, że wystarczy „wyjąć” pieniądze z budżetu i przekazać je do instytucji wycelowanej tylko na ochronę zdrowia, aby było lepiej. – Gra rynkowa miała wyeliminować nieudaczników i marnotrawców, a spowodowała zadłużenie placówek i groźbę ich bankructwa – mówi Krzysztof Madej. Dla NIL priorytetem było wtedy uchwalenie znowelizowanej ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty w kształcie proponowanym przez środowisko lekarskie, a w Sejmie zasiadali posłowie solidarnościowi i postkomunistyczni (to był czas rządów SLD).

– Musiałem lawirować, poznając jednocześnie małostkowość ówczesnego życia sejmowego – wspomina prezes Madej. Generalnie to był czas zmian legislacyjnych w ochronie zdrowia. Za sprawą prezesa NRL doszło do umieszczenia w Konstytucji zapisu o samorządach zawodowych. Istniała wówczas Komisja Zgromadzenia Narodowego, w której prezes NRL aktywnie działał. Wspierał go Czesław Jaworski, ówczesny prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.

Zapis ten miał wśród polityków wielu zagorzałych przeciwników, ale poparli go m.in. Włodzimierz Cimoszewicz i Ryszard Kalisz, a przesądzający głos miał nieżyjący już prof. Michał Kulesza, doradca ówczesnego Prezydenta RP. Krzysztof Madej uważa, że samorząd lekarski wciąż poszukuje swojej tożsamości, tak jak na początku ma kłopoty z samookreśleniem, wypracowaniem pozycji, roli i miejsca w życiu publicznym. – Może warto przyjrzeć się przeszłości i skonfrontować ją z tym, co współczesne, by znaleźć receptę – podsumowuje.

Na głęboką wodę

Konstanty Radziwiłł był młodym gniewnym, kiedy po raz pierwszy znalazł się w gronie członków NRL i od razu został rzucony na głęboką wodę. Zaproponowano mu objęcie funkcji sekretarza. To było mocne wejście, jeszcze mocniejsze było wygranie wyborów na prezesa NRL w IV i V kadencji. Prezesura K. Radziwiłła przypadła na okres likwidacji kas chorych i powołania Narodowego Funduszu Zdrowia, a później wprowadzania ustawy o działalności leczniczej.

To były znaczące zmiany, na temat których samorząd ostro się wypowiadał. Po raz pierwszy też zaistniał na arenie międzynarodowej. W 2010 r. został prezydentem Stałego Komitetu Lekarzy Europejskich (CPME), który zajmuje się wymianą doświadczeń i wspieraniem narodowych organizacji lekarskich oraz lobbowaniem w ich imieniu na rzecz dobrych rozwiązań w ochronie zdrowia wobec instytucji Unii Europejskiej.

Prof. Romuald Krajewski, wiceprezes NRL w VI i VII kadencji, jest od 2012 r. szefem Europejskiej Unii Lekarzy Specjalistów (UEMS). – 80 procent decyzji dotyczących wykonywania naszego zawodu i funkcjonowania medycyny zapada w Brukseli i fakt, że głos samorządu lekarskiego wpływa na te decyzje oznacza, że współtworzymy prawo unijne – tłumaczy Konstanty Radziwiłł. Z Brukseli zawsze jednak jeździł wprost na spotkania z radami izb okręgowych, przemierzając Polskę wzdłuż i wszerz. Mówi, że pozwalało mu to patrzeć na sprawy z punktu widzenia zwykłego lekarza, a nie tylko działacza. Wciąż praktykuje jako lekarz rodzinny, nie chce stracić kontaktu z pacjentem. – To mi daje poczucie, że to, co robię ma konkretne odniesienie do rzeczywistości – zaznacza.

W postrzeganiu samorządu lekarskiego jest pryncypialny. Odwołuje się do Konstytucji i ustawy o izbach lekarskich, gdzie jest zapisane, że samorząd powinien reprezentować lekarzy i lekarzy dentystów, sprawować pieczę nad należytym wykonywaniem tych zawodów, ale w granicach interesu publicznego i dla jego ochrony. – W tym zawiera się odpowiedź na pytanie, czym jest samorząd, czym powinien być, a także pokazuje NIL jako jego zwornik.

Z jednej strony środowisko narzeka, że nie dość mocno je reprezentuje, broni jego interesów, a z drugiej politycy i media patrzą na samorząd jak na białą mafię, która kryje własnych kolegów. To rodzi napięcia, z którymi NIL lepiej lub gorzej radzi sobie już 25 lat – konkluduje Konstanty Radziwiłł. Jest jak rzeka, która niezależnie od napięć i okoliczności wciąż płynie. Choć napotyka na wiry i przełomy, jest mocno osadzona w demokratycznych strukturach państwa.

Jak w orkiestrze

Kiedy Maciej Hamankiewicz wygrał wybory na prezesa NRL w VI, a później w VII kadencji, wiadomo było, że nie będzie miał łatwego życia. Do tej pory prezesami były osoby stąd, z Warszawy. Znane z rozległych kontaktów z parlamentarzystami, posiadające silne i wyraziste osobowości. Wprawdzie nowy prezes przyszedł z zewnątrz, ze Śląska, ale z ogromnym doświadczeniem działacza samorządowego i własną wizją sprawowania swojej funkcji. To było nieszablonowe, łamało stereotypy. Od początku dał się poznać jako ktoś bardzo dynamiczny w myśleniu i tego zaczął wymagać od swoich współpracowników.

– Mój poprzednik to człowiek z charyzmą, tytan pracy, który sam realizował większość zadań. Moją ideą jest rozdzielanie ich pomiędzy innych pełniących różne funkcje w strukturach NIL, a także pracowników biura – przekonuje prezes Hamankiewicz. Jest zwolennikiem pracy takiej jak w orkiestrze, gdzie wszyscy pracują nad tym, by uzyskać jak najlepsze brzmienie, aby ostatecznie wszystko dobrze zagrało.

To pozwoliło już od początku kadencji sprostać niełatwemu wyzwaniu, jakim było uporanie się z opiniowaniem pakietu ustaw wprowadzających rewolucję w wielu segmentach ochrony zdrowia. Taki model funkcjonowania NIL pozwolił też na rozbudowanie działu szkoleń i pozyskanie środków unijnych na ten cel. – System zadaniowy wyzwala inicjatywę, inspiruje i daje możliwość wykazania się w różnego rodzaju aktywnościach. Sprawdził się, o czym świadczy wysoka ocena pracy NRL i NIL przez XII Krajowy Zjazd Lekarzy – tłumaczy.

W tej filozofii pracy zespołowej pomaga informatyzacja, możliwość korzystania z internetu, komunikowania się poprzez e-maile, skype. Znakiem obecnych czasów jest szybki przepływ informacji i trzeba umieć poruszać się w tym informacyjnym szumie. Służy nie tylko kontaktom z mediami, ale kształceniu, podnoszeniu kwalifikacji docieraniu z informacją do każdego pojedynczego lekarza.

– Kiedy okazało się, że polityka informacyjna stała się jednym z głównych zadań izby, rozbudowałem biuro prasowe i zespół radców prawnych, których pomoc jest niezbędna w dobie zmieniającego się prawa i konieczności odwoływania się w wielu sprawach do Trybunału Konstytucyjnego – mówi prezes. Uważa, że NIL to nie tylko siedziba, biuro, sale, gdzie odbywają się posiedzenia Prezydium i Naczelnej Rady Lekarskiej, komisji problemowych, ale to przede wszystkim miejsce, gdzie spotykają się lekarze z całego kraju. NIL jest ich centralą.

To właśnie tutaj działa Ośrodek Doskonalenia Zawodowego Lekarzy i Lekarzy Dentystów, który prowadzi dla nich bezpłatne szkolenia, a także opiniuje wnioski o dotacje dla okręgowych izb lekarskich, które takie szkolenia chcą organizować. To tutaj odbywają się także konferencje organizowane przez komisje problemowe, a bywało, że na posiedzenie NRL przyjeżdżał Minister Zdrowia, by rozmawiać z lekarzami.

Niestety, rożnie bywało z obietnicami składanymi przez ministra w NIL. Naczelna Rada Lekarska robi jednak swoje i nie ustaje w opiniowaniu pomysłów rządu. – Nasze pisma, apele, protesty, propozycje nie idą w niebyt. Minister czuje i zawsze będzie czuł na plecach oddech samorządu lekarskiego – podsumowuje Maciej Hamankiewicz.

Lucyna Krysiak

Artykuł ukazał się w „Gazecie Lekarskiej” nr 8/9 2014