22 listopada 2024

Dr Andrzej Cisło: Mocny akcent noworoczny

Zapewne w okolicy Świąt lub Nowego Roku poznamy ostateczne losy tego projektu, który właśnie stał się ustawą, zmuszając nas do zadania sobie pytania, czy jest nas jeszcze w stanie coś zaskoczyć.

Foto: pixabay.com

Spór bynajmniej nie jest akademicki. Nie dość, że sprawa dotyczy rynku, a właściwie rynków medycznych, to jeszcze ingerencja dokonana jest – obrazowo mówiąc – poprzez użycie ciężkiego sprzętu do naprawy zegarka.

Sprawa w poważnym stopniu dotyczy też bezpieczeństwa pacjentów. To tłumaczy, dlaczego tyle o tej ustawie jest w bieżącym numerze „Gazety Lekarskiej”.

Myślę, że dominująca we wszystkich tekstach konsternacja idzie w parze z obawą, że skoro mogło zdarzyć się to, to może już zdarzyć się naprawdę wszystko. Odsyłam po szczegóły osobliwej procedury legislacyjnej do artykułu zarówno Rafała Hołubickiego (str. 8-10), jak i Lidii Sulikowskiej (str. 44-45), która opisuje spór, jaki na gruncie rozważań o rynku stomatologicznym zaistniał ostatnio w szeroko rozumianym środowisku.

To, że nie jest to tylko wyraz jakichś nieokreślonych fobii czy lęków, potwierdziła obradująca ostatnio Komisja Stomatologiczna NRL. W branży stomatologicznej pojawił się gracz w postaci ruchu pracodawców (menedżerowie podmiotów leczniczych) publicznie deklarujący sprowadzenie do Polski konkretnej liczby lekarzy dentystów spoza UE i liczbę tę określający na dziewięć tysięcy dusz.

Oczywiście liczbami można dziś rzucać bez skrępowania. Nic nie stanie się zaraz, natychmiast. Samorząd będzie się zapewne domagał poddania tej regulacji weryfikacji co do zgodności z prawem unijnym. Dalej, organ rejestrowy, choćby nawet związany arbitralnymi decyzjami ministra dopuszczającymi do pracy lekarzy spoza UE, nie jest pozbawiony tak zupełnie pośrednich narzędzi do wpływu na wielkość strumienia imigracji lekarskiej.

Posłowie zostawili ministrowi taki margines swobody, że siłą rzeczy, chcąc uniknąć podejrzeń o brak transparentności, minister będzie musiał podać do wiadomości kryteria, według których będzie wydawał decyzje. I komisje stomatologiczne każdej kadencji, pod tym czy innym kierownictwem, w naturalny sposób sięgać będą po wszelkie dostępne narzędzia.

Wrażenie klęski bierze się więc głównie chyba z poczucia egzotyki, jaką nam zaserwowano. Regulacja luźno związana jest z sytuacją epidemiczną, źle zaprojektowana, jeszcze gorzej napisana, przedstawiana przez rodzimych menedżerów jako obietnica uczynienia leczenia (np. stomatologicznego) bardziej osiągalnym dla kieszeni przeciętnego pacjenta.

Sugestia, że lekarz nieznający języka polskiego może po trzech miesiącach pracy pod nadzorem specjalisty samodzielnie pracować z pacjentami, rodzi pytanie o to, w jaki sposób będzie on np. pobierał zgodę świadomą. Jak wytłumaczy pacjentowi zawiłości możliwych powikłań i alternatyw leczenia? Kartka do podpisu podsunięta pod nos pacjentowi? Do tego zmierzał budowany latami system praw pacjenta?

To rok, który będziemy pamiętać. Wryje się w pamięć obawami o rozmiar szkód, jakie epidemia wyrządzi naszym bliskim, nam samym i naszym praktykom. Nierzadko bólem po stracie bliskich osób. Ale i poważnym załamaniem się tego, co zwykliśmy nazywać dialogiem społecznym, jak też zaostrzeniem kursu władzy w kierunku rządów twardej ręki.

I czegoż to życzyć na Święta? Zapewne wytrwałego pielęgnowania w sobie poczucia, że to i tak cały czas Najpiękniejszy Ze Światów. A na Nowy Rok – zwolnienia tempa tej karuzeli, niewyzierających z każdego kąta krzywych luster i ogólnej nadziei, że – jak to pięknie kiedyś rozwinął Wojciech Młynarski – „to tylko objazdowe smutne miasteczko, ono sobie kiedyś pojedzie…”.

Andrzej Cisło, wiceprezes NRL