9 grudnia 2024

Mobilna diagnostyka. Pomysł naukowców z Wrocławia

Wrocławscy naukowcy tworzą przenośne urządzenie, które umożliwi wykonywanie badań molekularnych w dowolnym miejscu, w 20 minut. Z Mironem Tokarskim, współtwórcą tej technologii, rozmawia Lidia Sulikowska.

Foto: archiwum prywatne

O pracach nad analizatorem wielkości smatfona, dzięki któremu łatwo i szybko będzie można wykonywać diagnostykę molekularną, informował pan już w połowie ubiegłego roku. Na jakim etapie jesteście obecnie?

Gotowy jest prototyp urządzenia sterującego, obecnie opracowujemy karty reakcyjne, za pomocą których będzie można przeprowadzać testy. Współpracujemy w tym zakresie z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu i Politechniką Wrocławską.

Karta jest sercem analizatora, to na niej zachodzi izolacja, amplifikacja i detekcja patogenów. Na początek chcemy stworzyć panel do wykrywania chorób wenerycznych, a także zakażeń górnych dróg oddechowych.

Mamy już testy wykrywające obecność bakterii wywołujących boreliozę oraz zakażenie onkogennymi szczepami wirusa HPV, ten ostatni właśnie przeszedł do fazy testów na materiale klinicznym. Z czasem będziemy się rozwijać, dodając nowe badania.

Myślimy też nad diagnostyką patogenów wywołujących zapalenie opon mózgowych, a także nad opracowaniem kart pod kątem wykrycia konkretnego nowotworu. Diagnostyka w tym przypadku opierać się będzie o tzw. ciekłą biopsję.

Czy będzie można wyjść poza diagnostykę molekularną, np. w kierunku badań biochemicznych?

Teoretycznie jest możliwość wykonania takiej karty reakcyjnej, choć przyznam, że nie jest to obszar naszych zainteresowań. Skupiamy się na biologii molekularnej.

Podobne analizatory już pojawiają się na rynku. Czym chcecie się wyróżniać?

Istotnie, przenośne analizatory już są dostępne, ale żaden z nich nie posiada odpowiedniej certyfikacji, która da gwarancję, że wynik jest diagnostyczny. Obecnie certyfikaty posiadają wyłącznie urządzenia na prąd, wykorzystujące odczynniki wymagane do analizy danych, które muszą być przechowywyane w zamrażarce lub lodówce.

To nie są mobilne laboratoria. Nasz sprzęt będzie posiadał wbudowaną baterię, karty reakcyjne mogą być przechowywane w temperaturze pokojowej, a opracowana technologia zapewni uzyskanie odpowiednich certyfikatów.

Chcemy, aby nasze wyniki były diagnostyczne, a poszczególne parametry jakościowe były przynajmniej tak dobre, jak obecnie wykorzystywanych testów genetycznych. Ma w tym pomóc wbudowany do analizatora system sterujący temperaturą, który ogrzeje odpowiednie fragmenty karty tak, jak wymaga tego konkretny patogen.

Jak wygląda proces przygotowania próbki do użycia w waszym analizatorze?

Pobieramy materiał biologiczny, np. mocz, krew czy wymaz. Od razu, bez wcześniejszego przygotowania, możemy aplikować próbkę na kartę reakcyjną. Kartę umieszczamy w urządzeniu. Po koło 20 minutach mamy gotowy wynik.

Kiedy ten sprzęt będzie dostępny i jakie będą koszty użycia tej technologii?

Planujemy wdrożenie na II połowę 2020 r. Pierwszy wydatek to zakup samego urządzenia, drugi – kart reakcyjnych, które są oczywiście jednorazowego użytku. Ich cena będzie się wahać od kilkudziesięciu złotych, ale będą też droższe, w zależności od konkretnego testu.

Nasz sprzęt może okazać się bardzo pomocny, gdy będzie trzeba wykonać szybką diagnostykę. Diagnozę będzie można postawić już na pierwszej wizycie u lekarza, a także o każdej porze dnia i nocy na oddziale, bez konieczności długiego oczekiwania na wyniki badań w tradycyjnych laboratoriach diagnostycznych.