11 grudnia 2024

Columbo u dentysty (felieton Artura Andrusa)

Czego można życzyć młodym ludziom, którym świetnie się układa prywatnie i zawodowo, a piękne życie przed nimi? Na ich ślub napisałem wiersz.

Foto: pixabay.com

W związku z tym, że obydwoje są dentystami, znalazł się tam taki fragment: Niech każde z Was uczucia łaknie/ I dajcie dużo szczęścia światu/ I niech Wam nigdy nie zabraknie/ Cyrkonu ani alginatu.

Być może wtrącanie określeń zaczerpniętych z języka zawodowego Państwa Młodych w wierszu na ich ślub nie jest zbyt romantyczne, ale przynajmniej będą wiedzieli, że to na pewno dla nich. Na wesele, a dokładnie na „oczepiny z medycyny”, przygotowałem zestaw ludowych przyśpiewek poświęconych ich koleżankom i kolegom różnych specjalizacji, typu: Czerwone jabłuszko/ Skocznie gra harmoszka/ Oj przebiera nóżką/ Anestezjolożka/ Chociaż nóżki w tańcu zmienia/ Już ją obie nóżki bolą/ Nie da, nie da jej wytchnienia/ Żwawy otolaryngolog.

Obejrzałem powtórkę jednego z odcinków serialu o poruczniku Columbo. I się wzruszyłem. Po raz pierwszy widziałem to prawie czterdzieści lat temu. Rodzice pozwalali dziewięcio-czy dziesięciolatkowi siadać przed telewizorem, bo wiedzieli, że to porządne kino umiarkowanej akcji. Nie ma niepotrzebnej przemocy, drastycznych scen, pościgów – ktoś tylko kilka razy strzeli, a potem już spokojnie. Zachwyca mnie konstrukcja tego filmu.

To chyba jedyny kryminał, w którym nie czeka się w napięciu na rozwiązanie zagadki „Kto zabił?”. Bo to wiadomo już na początku. Potem przez dziewięćdziesiąt minut obserwuje się, jak Columbo wpada na trop mordercy. Bo że wpadnie, nie ma żadnej wątpliwości.

Swoją drogą, dla prawdziwości przekazu i lepszego samopoczucia śledczych oglądających ten serial na całym świecie, twórcy scenariusza powinni wymyślić przynajmniej jeden odcinek, w którym Columbo się myli i aresztuje nie tego, kogo powinien. Ale trzeba też przyznać, że autorzy nie unikali tematów trudnych, nie idealizowali życia amerykańskiego policjanta. W odcinku, który widziałem, Columbo ma zapłacić za naprawę samochodu. Markotnieje, kiedy dowiaduje się, że aż 65 dolarów. I pyta:

– Przyjmujecie czeki?

– Nie ma pan karty kredytowej? – zdziwił się mechanik.

– Jestem z policji.

– Tajna akcja?

– Za niska pensja.

Zachwyca mnie strój porucznika. Nie zdziwiłbym się, gdyby jakiś badacz tej sfery życia stwierdził kiedyś, że to właśnie Columbo był prekursorem stylu hipsterskiego w USA. Ale zaraz… Dlaczego właściwie streszczam Szanownym Czytelnikom odcinek starego amerykańskiego serialu? To forma zawoalowanej psychoterapii. Nie chcę niepokoić rodziny, a muszę komuś opowiedzieć o tym, że po pierwsze – są filmy, które oglądałem już prawie czterdzieści lat temu, czyli to już chyba po młodości, a po drugie…

Zaniepokoił mnie sposób, w jaki zaczynam kojarzyć pewne fakty. W tym odcinku jest scena, w której porucznik Columbo leży na fotelu u dentysty. Lekarz zwraca policjantowi uwagę, że obaj (i dentysta, i porucznik) mają włoskie korzenie (chodzi o pochodzenie, nie o zęby), przez co wszyscy będą ich już zawsze kojarzyć z mafią. Bo wiadomo – jak Włoch, to mafia.  I dokładnie w tym momencie, w którym pan doktor żegnał porucznika słowami:

– Radzę zmienić nazwisko i nie gryźć niczego twardego… przypomniałem sobie, że mam napisać wiersz na ślub znajomych dentystów. Błagam o pomoc! Być może ktoś z Państwa wie, jak ta przypadłość się nazywa? A jeszcze bardziej chciałbym poznać odpowiedź na pytanie, czy to minie? I czy może się rozwinąć? Na przykład do takiego stanu, że słysząc w radiu „Kołysankę Rosemary” będę sobie przypominał, że mam iść do zielarni po kolendrę, bo rozmaryn nie pomaga?

Artur Andrus
Satyryk