4 grudnia 2024

Pacjentów i lekarzy spory o rację

Prof. Antoni Kępiński, którego setna rocznica urodzin mija Diabetolog, publicysta medyczny 16 listopada, zwykł mawiać, że pacjent ma zawsze rację. Swoim podopiecznym poświęcał tyle czasu, ile potrzebowali, a kiedy wyjeżdżał na urlop, zostawiał adres i numer telefonu, by żaden z jego chorych nie czuł się pozostawiony samemu sobie.

Prof. Antoni Kępiński i jego grób
Foto: Wikimedia Commons

Znając poświęcone Profesorowi opracowania biograficzne, jak i przesłanie zawarte w znakomitych książkach tego wybitnego psychiatry i humanisty z Krakowa, nie wątpię, że gdyby dziś był z nami i praktykował, nie tylko mówiłby, ale i postępowałby tak samo. Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że podczas czterdziestu sześciu lat, które upłynęły od przedwczesnej śmierci Antoniego Kępińskiego, dokonało się wiele zmian o fundamentalnym znaczeniu w relacjach lekarz-pacjent.

Przede wszystkim pół wieku temu mało kto z pacjentów wątpił, że lekarz ma zawsze rację. Niegdyś, jeśli już ktoś zgłaszał się do szpitala czy przychodni, to lekarzowi ufał, nie kwestionując jego autorytetu. Dowodem są badania zaufania społecznego, w których lekarze przez długie lata wiedli prym. Sytuacja zaczęła dynamicznie pogarszać się po 1989 r. Rok ogłoszonego przez Joannę Szczepkowską zakończenia komunizmu w Polsce przyniósł powstanie wielu nowych mediów, które, w przeciwieństwie do wcześniej istniejących, musiały walczyć o odbiorców, by utrzymać się na rynku.

W ten sposób staliśmy się dla dziennikarzy łatwym żerem, wprost niewyczerpalną kopalnią chwytających za serce historii o ludzkiej tragedii, spowodowanej błędem, nieuctwem, łapownictwem, pijaństwem, że wymienię tylko niektóre przypisywane nam przywary. Nie twierdzę, że nie ma w naszym środowisku czarnych owiec, ale będąc przez kilka lat rzecznikiem dużego szpitala oraz swojej izby lekarskiej, poznałem od kuchni wiele historii, w których zgodnie z medialną narracją lekarz miał dopuścić się ciężkiego przewinienia, najczęściej tak zwanego błędu w sztuce.

Żadna z nich nie była prawdziwa! Jakie to szczęście, że nie wszyscy pacjenci biegają na skargę do mediów. Jakie to szczęście, że my coraz chętniej korzystamy z ochrony prawnej. Za to coraz liczniejsza grupa pacjentów przychodzi do gabinetu wyposażona w opinie najsłynniejszych lekarzy świata, mianowicie doktora Google i doktor Wikipedii. Osoby dysponujące wskazówkami od takich autorytetów same stawiają sobie diagnozę, a do lekarza przychodzą z konkretnymi życzeniami. – Chciałabym sobie zrobić ECHO – mówi pacjentka, wchodząc do gabinetu kardiologa.

– To proszę sobie zrobić – odpowiada rezolutny kardiolog. Ile podobnych dialogów słyszałem od koleżanek i kolegów! Zdarza się oczywiście, że pacjent ma rację i rzeczywiście wskazane przez niego badanie powinno być wykonane. Podobnie jak zdarzają się chorzy, którzy przynajmniej w pewnych obszarach mają na temat swojej choroby wiedzę większą niż lekarz, szczególnie niebędący w danej dziedzinie specjalistą. I o tym także musimy pamiętać. Powiedzieć „nie wiem” to naprawdę nic strasznego w czasach wysoce specjalistycznej i rozbudowanej wiedzy.

Prawdziwym nieszczęściem dla relacji pacjentów i lekarzy było pojawienie się pomiędzy nimi uzurpatora, stawiającego się w roli nadzorcy. NFZ, bo o nim mowa, nieustannie zachęca pacjentów, by lekarzom nie wierzyć, tylko sprawdzać, egzekwować i składać skargi. Na niewiele się zdaje, że zazwyczaj komunikuje to w sposób mniej lub bardziej zawoalowany. Przekaz jest przekazem, a ten podprogowy bywa nieraz wyjątkowo silny i sugestywny. Nieco inaczej postępują politycy, choć służące budowaniu poparcia ich bezustanne zapewnienia o należnej każdemu obywatelowi bezpłatnej opiece zdrowotnej przynoszą podobny efekt do buntowania pacjentów przeciwko lekarzom, uprawianego przez NFZ.

O tym, co politycy myślą w rzeczywistości, mogliśmy się niedawno przekonać, słuchając, co na temat bezpłatnej służby zdrowia mówił Mateusz Morawiecki w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Darujmy sobie knajacki język kreowanego na arbitra elegantiarum Morawieckiego, bo naprawdę szkoda, że po dorwaniu się do władzy, rozsądne skądinąd stanowisko jest tylko do wiadomości zaufanych, a tak zwanemu ludowi wciska się fantasmagorie. W kalekim systemie, który jest produktem tak prowadzonej polityki, lekarzom i pacjentom coraz trudniej jest rację sobie przyznawać, a coraz łatwiej toczyć o nią spory. Pod tym względem czasy profesora Antoniego Kępińskiego były lepsze.

Sławomir Badurek
Diabetolog, publicysta medyczny