19 marca 2024

Nasze przepisy rozmijają się z duchem dyrektywy o czasie pracy lekarzy

Z punktu widzenia lekarza różnica pomiędzy udzielaniem świadczeń zdrowotnych w ramach umowy cywilnoprawnej i umowy o pracę nie polega tylko na innym zakresie odpowiedzialności prawnej.

Foto: Mariusz Tomczak

Komentuje dr Adam Kozierkiewicz, ekspert ds. ochrony zdrowia:

– Często mówi się, że lekarz to wolny zawód. To by sugerowało, że kontrakty stanowią naturalne rozszerzenie koncepcji wolnego zawodu.

Warunki jego wykonywania nie wszędzie są takie same. W niektórych krajach skandynawskich, w szczególności w Danii, lekarze zatrudnieni w placówkach medycznych należących do samorządu mają status podobny do urzędników.

Można powiedzieć, że znajdują się wówczas na przeciwnym biegunie niż ci, którzy pracują w oparciu o umowy cywilnoprawne. Czy w Polsce kontraktów jest za dużo? Z punktu widzenia komfortu etatowe zatrudnienie jest wygodniejsze, bo jedną z konsekwencji pracy na kontrakcie może być działalność w różnych miejscach, co wiąże się m.in. z dojazdami. Możliwe, że ma to także wpływ na bezpieczeństwo pacjenta, ale trudno jednoznacznie tę kwestię rozstrzygnąć.

Źle się dzieje, gdy kogoś przymusza się do przejścia na kontrakt, co więcej, w obliczu braku lekarzy taki przymus może okazać się nieskuteczny. Obecnie sytuacja na rynku pracy jest taka, że jeśli lekarzowi bardzo zależy na etacie, to taką ofertę dostanie. Unia Europejska narzuca kaganiec bezpieczeństwa, uznając, że musi istnieć limit czasu pracy, bo w pewnym momencie człowiek staje się na tyle zmęczony, że może doprowadzić do tragedii. W Polsce kontrakty zawierane z lekarzami obchodzą unijną dyrektywę, ale nie musiałoby tak być.

Dyrektywa nie rozróżnia formy zatrudnienia, a polska interpretacja jest taka, jakoby świadczenia wykonywane w ramach umów cywilnoprawnych nie liczyły się do czasu pracy. Byłem świadkiem tworzonych wówczas przepisów i wiem, że polski legislator celowo nie zwrócił na to uwagi. Gdyby ktoś złożył skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu na to, że nasz stan prawny rozmija się z duchem dyrektywy o czasie pracy, to by wygrał. Pozostaje pytanie, kto miałby mieć w tym interes. Teoretycznie Rzecznik Praw Pacjenta, ale jest on świadomy, że literalne trzymanie się dyrektywy sparaliżowałoby nasz system.