Dr Krzysztof Kordel: Prywatne uczelnie mogą zacząć „produkować” lekarzy
Podzielam obawy, że uczelnie prywatne nastawione na zysk mogą zacząć „produkować” lekarzy – mówi dr Krzysztof Kordel, prezes ORL w Poznaniu, od ponad 40 lat pracownik naukowy Uniwersytetu Medycznego (wcześniej Akademii Medycznej) w Poznaniu.
– Przede wszystkim od bazy lokalowej, liczby studentów i kadry dydaktycznej będzie zależało kształcenie na kierunku lekarskim w uczelniach, które dopiero je rozpoczynają lub mają takie plany.
Pamiętam, że w Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, pierwszej nie akademii medycznej, która rozpoczęła kształcić przyszłych lekarzy, początkowo było tylko 60 studentów. W Uniwersytecie Zielonogórskim podobnie.
Nie wiem, czy w niedużej grupie studentów w mniejszej uczelni efekty kształcenia nie są lepsze niż w większych grupach w dużej uczelni, gdzie czasami studentów jest olbrzymia ilość. Moim zdaniem w oparciu o duże szpitale niekliniczne da się zorganizować kształcenie na przyzwoitym poziomie także w mniejszych placówkach. Zdaję sobie sprawę, że zdania na ten temat są podzielone.
W dyskusji o otwieraniu kierunku lekarskiego w kolejnych uczelniach w mniejszych miastach za rzadko zwraca się uwagę na koszty utrzymania w Warszawie, Krakowie, Poznaniu czy Katowicach. Jeśli rodzice nie są zamożni, a znaczna część społeczeństwa taka właśnie jest, to studiowanie tam, gdzie jest taniej, może okazać się jedynym wyjściem dla ich dziecka. Osobiście nie zaciągnąłbym jednak kredytu studenckiego na warunkach, jakie ostatnio zaproponował resort zdrowia.
Podzielam obawy, że uczelnie prywatne nastawione na zysk mogą zacząć „produkować” lekarzy, ale z drugiej strony Polska Komisja Akredytacyjna jest w stanie zweryfikować możliwości kształcenia zarówno pod kątem kadry, którą dysponuje uczelnia, jak i bazy dydaktycznej, a ponadto istnieje LEK weryfikujący wiedzę nabytą w trakcie kilku lat studiów.
Celem poszerzenia możliwości kształcenia o kolejne uczelnie jest zwiększenie liczby lekarzy po latach zaniedbań ze strony rządzących, gdy mówiono, że jest nas za dużo. Wbrew intencjom obecnych władz nie musi to jednak doprowadzić do zwiększenia liczby lekarzy specjalistów w trudnych, podstawowych dziedzinach (takich jak chirurgia ogólna, pediatria, interna) lub że będzie do nich równomierny dostęp na terenie całego kraju. Nieprzypadkowo specjalizacje niedyżurowe i te, w których istnieje mniejsze ryzyko kontaktu z prokuratorem, od dawna cieszą się większą popularnością wśród młodych lekarzy.
Notował: Mariusz Tomczak