Reszta jest milczeniem
Gdy teatr uczy żyć, a życie uczy udawać, trzeba wybrać szkołę, którą chce się skończyć. Scena wydaje się dość bezpiecznym kokonem. Pozwala uciec, zasnąć, przetrwać lub dojrzeć. Codzienność w tym czasie zmienia maski, buduje polityczne scenografie i hałaśliwie zapowiada nowy sezon.

Są takie chwile ciemności i wyciszenia, gdy kurtyna wznosi się i opada. Pierwsza odsłania świat iluzji z lustrem szczerej prawdy, zaburzonej tylko czasem sygnałem telefonu, szelestem papierka i chrapaniem widza z sąsiedniego fotela. Druga pozwala na rozprostowanie ramion, zagłuszanie rytmicznymi brawami rzeczywistości i powrót do naturalnego światła, które przez moment zaledwie, ale jednak, tak mocno razi w oczy.
Analogię magii tych dwóch chwil można dostrzec w otwieranych i zamykanych drzwiach lekarskiego gabinetu, początku i końcu koleżeńskiego zjazdu, przyłożeniu głowy do poduszki i dźwiękach budzika o świcie. Ulotny moment przejścia, jakby rodzić się i umierać de novo w asyście odwiecznie wystawianej warty przez ludzi medycyny i sztuki.
Pasjami przyglądam się diagnozom Williama Szekspira, zaszytym od czterech wieków w tragediach, komediach, kronikach i sonetach. Dramaturg dobrze znał objawy chorób. Przekonała mnie o tym dawno już temu pewna pani doktor, chwaląc się podczas lekarskiej wizyty domowej, którą jej złożyłem, przeszłą znajomością ze Stanisławem Barańczakiem. Poeta translacji uczył się psychiatrii, konsultował przypadki bohaterów, dopytywał o specjalistyczne terminy, szukał norm i zacierał różnice między dawnymi i współczesnymi zaburzeniami osobowości.
„O, to jest pozór – to, co się „wydaje”! To – można udać, odegrać, jak aktor, To tylko stroje i przebrania bólu”.
Kwietniowe weekendy wypełniłem zatem szekspirowską frazą. Na pierwszy rzut poszedł „Sen nocy letniej” w reżyserii Michała Zadary w Komedii. Dalej był szybki przejazd do Teatru Polskiego na „Historię Henryka IV z opisem bitwy pod Shrewsbury między księciem Henrykiem a lordem Henrykiem Percym wraz z szelmostwami sir Falstaffa” zrealizowaną przez Ivana Alexandre’a. Na scenie płockiej trzymałem kciuki za miłość „Romea i Julii”, którą przeniósł na piłkarski stadion Krzysztof Szuster. Przedświąteczny maraton zakończył „Hamlet” w pożegnalnym wystawieniu Jana Englerta na scenie narodowej w Warszawie. A wszystko, by uciec, przespać, przetrwać i dojrzeć.
Spośród siedemdziesięciu spektakli stradfordczyka, które obejrzałem przez trzy dekady teatralnych podróży, wciąż nie potrafię wskazać najważniejszego. Mimo realizacji „Wieczorów Szekspirowskich”, mających akt za aktem przybliżyć zapaleńcom Melpomeny ponadczasowość słów Mistrza, za każdym razem odkrywam je od nowa. Pociąga to za sobą coraz mniej miejsca na półkach domowej biblioteki gromadzącej katalog różnych tłumaczeń oraz festiwalowych gadżetów.
Od pandemii poprawiam i dodaję sonety inspirowane kolejnymi dziełami, nie mogąc zdecydować o pełnym wydaniu dedykowanego tomiku poezji. Wciąż nie pojmuję, jakim cudem jeden tylko autor zdołał pomieścić w swojej twórczości praktycznie wszystkie dylematy i zachowania człowieka.
„W ››Hamlecie‹‹ jest wiele spraw – pisał Jan Kott, krytyk i eseista, który przywrócił Szekspirowi współczesne rozumienie. – Polityka, przemoc i moralność, spór o jednoznaczność teorii i praktyki, o cele ostateczne i sens życia, jest tragedia miłosna, rodzinna, państwowa, filozoficzna, eschatologiczna i metafizyczna. Wszystko, co chcecie! I jest jeszcze wstrząsające studium psychologiczne. I krwawa fabuła, i pojedynek, wielka rzeź. Można wybierać. Ale trzeba wiedzieć, po co i dlaczego się wybiera”.
Komedia z wyprawy do Lasu Ateńskiego bez przerwy śmieje się z koszmarów sennych, pytając ryzykownie „dlaczegóż by lew nie mógł mówić, gdy mówi tylu osłów?”. W tragedii kochanków z Werony znów słychać drwinę z blizn głoszoną przez tych, którzy nigdy nie doświadczyli ran. W królewskiej kronice „Henryka IV” „miłość ucieka się (…) do rozsądku, jak do lekarza, ale nigdy nie bierze go za doradcę”. W „Hamlecie” Klaudiusz od czterystu lat chce poznać diagnozę duńskiego królewicza, by znaleźć lekarstwo. To ich być albo nie być, gdy „świat wyszedł z formy”.
Gdy teatr uczy żyć, a życie uczy udawać, wolę wybrać sceniczny kokon, by przetrwać sezon Fortynbrasa.
Jarosław Wanecki, pediatra, felietonista
Źródło: „Gazeta Lekarska” nr 5/2025