6 grudnia 2024

Za co można hejtować farmaceutę

Wydawałoby się, że praca w aptece należy do spokojnych i komfortowych. Niestety pieniądze zawsze i wszędzie wywołują emocje. Apteki nie są wyjątkiem – pisze Mariusz Politowicz, członek Naczelnej Rady Aptekarskiej, w felietonie dla „Gazety Lekarskiej”.

Fot. pixabay.com

Niby każdy rozumie, że wszystko kosztuje, ale po wyjściu ze szpitala lub gabinetu, gdzie nie trzeba było płacić za nic, w wielu pacjentach budzi się roszczeniowość. Z punktu widzenia logiki oraz reguł ekonomicznych, oczekiwanie, że farmaceuta miałby rozdawać leki za darmo lub poniżej kosztów zakupu, jest irracjonalne. Zresztą analogicznie do oczekiwań, że lekarze będą Judymami. Takich oczekiwań nie ma np. od hydraulików.

Co ciekawe, a zarazem irytujące, nadal zdarzają się firmy z rajów podatkowych, które w posiadanych przez siebie aptekach stosują sprzedaż poniżej kosztów zakupu. Zasoby funduszy inwestycyjnych są nieprzebrane, a cele – przejmowanie aptek i ich koncentracja w jednym ręku – długofalowe.

Na łamach „Gazety Lekarskiej” już wspominałem o skutkach wieloletnich działań lub zaniechań polityków ze wszystkich ugrupowań, które po przemianach 1989 r. doprowadziły do traktowania apteki i leków, jak sklepu i towaru. A farmaceutów – 83 proc. z nich to kobiety – jak sprzedawców, których bezkarnie można obrzucać inwektywami lub traktować lekceważąco. Zwroty typu: „kochanieńka, złociutka, lalunia”, są dość częste.

Za groźbami idą czyny. W czasie pandemii w jednej z aptek w Zgorzelcu farmaceuta poprosił pacjenta o założenie maseczki. Tak wzburzyło to mężczyznę, że po chwili wraz ze swoim bratem wtargnęli na zaplecze apteki, gdzie w niezwykle dotkliwy sposób pobili farmaceutę.

Ta głośna sprawa doprowadziła w poprzedniej kadencji parlamentarnej do jednego z kilku wyjątkowo zgodnych głosowań. Farmaceuci podczas swej pracy uzyskali ochronę prawną jak dla urzędnika państwowego (wcześniej, jako jedyni z grupy „białych zawodów”, nie mieliśmy jej).

26 sierpnia b.r., w jednej z aptek w Rudzie Śląskiej doszło do nietypowego przejawu agresji. Jak podaje tamtejsza policja, „39-letni rudzianin przyszedł do apteki zrealizować sporą receptę. Mężczyzna nie chciał wykupić całości przepisanych leków, a tylko część. Gdy farmaceutka poinformowała go, że resztę leków też będzie musiał wykupić w tej aptece (…) ze złości uderzył ręką w oddzielającą ich szybę. Apteczna witryna uległa uszkodzeniu”.

Od ponad 30 lat, w tym już trzecią z rzędu kadencję w Naczelnej Radzie Aptekarskiej, zajmuję się problemem, którym są niepłatne dyżury aptek. W wielkim skrócie: do końca 2023 r. art. 94 Prawa farmaceutycznego przewidywał, że dni i godziny pracy aptek ogólnodostępnych ustalała rada powiatu. Jednak ani ten, ani żaden inny przepis nie przewidywał zapłaty za dyżury.

Apteki są podmiotami prywatnymi na własnym rozrachunku, a nie służbami państwowymi finansowanymi z podatków lub składek zdrowotnych.

Radni oraz starostowie mogli aptekom narzucać niepłatną pracę i robili to bez wahania – zgodnie z ustawą. Nie przyjmowali uzasadnionych uwag farmaceutów, w tym, że jest nas zbyt mało (wg Ministerstwa Zdrowia na statystyczną aptekę przypada nieco poniżej dwóch magistrów farmacji). Zwłaszcza w aptekach jednoosobowych nie da się pracować 24/7, a tak ustalano w wielu powiatach, także moim, pleszewskim.

Dyżury zawsze były niedochodowe, szczególnie w małych miejscowościach. Koszt był większy od zysku z nocnej sprzedaży testów ciążowych, pojemników na mocz lub prezerwatyw. To był i jest najczęstszy asortyment wydawany na dyżurach. Także maksymalna dozwolona przepisami opłata za nocną ekspedycję produktów leczniczych (a więc nie ww. asortymentu), nie była adekwatna. 3,2 zł „od paragonu” było uwłaczającą jałmużną, której większość aptek nie pobierała. Również dlatego, że pacjenci oraz media później negatywnie opisywali „paragony grozy”.

Kilka razy starostowie lub prezydenci miast składali na niedyżurujących farmaceutów donosy do prokuratury, jakoby stwarzali oni zagrożenie zdrowia lub życia. We wszystkich przypadkach prokuratorzy odmawiali wszczęcia postępowania.

Były starosta z pewnego wielkopolskiego miasta, apelował na fejsbukowej stronie swego urzędu, by mieszkańcy donosili mu na niedyżurujące apteki. On te donosy zbierze, a potem wystąpi do NFZ i Inspekcji Farmaceutycznej, by im… cofnięto zezwolenia na prowadzenie aptek. Starosta z innej części Polski tak właśnie zrobił, a Inspekcja wszczęła postępowanie ws. cofnięcia zezwolenia ośmiu (!) aptekom.

Po przepychankach, także w sądach administracyjnych, apteki uległy. Kuriozalne było uzasadnienie wniosku starosty. W ostatnich latach otworzyło się wiele aptek, więc, owszem, brakuje w nich farmaceutów. Jednak gdy Inspekcja je pozamyka, farmaceuci pójdą pracować w pozostałych aptekach, dzięki czemu dyżury powrócą. Te osiem aptek otrzymało od inspekcji decyzje administracyjne nakazujące powrót do dyżurowania. Chichot losu sprawił, że nowe brzmienie art. 94 prawa farmaceutycznego uniemożliwia wyznaczanie takich aptek do dyżurowania.

Kilka lat temu jeden z radnych mego powiatu, notabene wraz z żoną będący przedstawicielem średniego personelu w ochronie zdrowia, powiedział w lokalnych mediach: przywrócimy dyżury całonocne i nie ma dyskusji!

Półtora roku temu jedna z farmaceutek z północno-zachodniej Polski miała groźny wypadek samochodowy. Trafiła na OIOM. Dzień po wypadku, jej emerytowana i nadal współpracująca mama, także farmaceutka, napisała do starosty pismo, że jedyna farmaceutka, która jest w stanie dyżurować, leży na OIOM, więc dyżury są niemożliwe. Tego samego dnia starosta przesłał odpowiedź, że jego nie interesują przyczyny, a dyżury mają być!

Jakiś czas temu starosta powiatu z południowo-wschodniej Polski, na spotkanie ws. dyżurów zaprosił kierowników tamtejszych aptek. Rozpoczął je słowami: przyjechali tu państwo tak pięknymi samochodami, że nie mówcie mi, jakoby dyżury były niedochodowe. Po ripostach farmaceutów dodał: wystarczająco dużo zarabiacie w dzień, że troszeczkę możecie dołożyć w nocy. Powyższe zdanie zostało podchwycone przez wielu innych starostów i radnych.

31 sierpnia b.r. w jednej z rozgłośni radiowych przedstawiciel powiatów wyraził opinię, że nie ma dyżurów, bo farmaceuci nie chcą się przepracowywać. Każdy rozumie, że przepracowujący się chirurg jest zagrożeniem dla zdrowia pacjentów, a nie leniem, prawda?

Mariusz Politowicz

Słowa kluczowe: