24 listopada 2024

Co po wirusie?

Pojawienie się wirusa SARS-CoV-2 sparaliżowało świat. Byliśmy zaskoczeni i przerażeni gwałtownością zmian i zjadliwością zarazka – pisze dr Andrzej Baszkowski.

Foto: pixabay.com

Mała cząsteczka RNA, widoczna tylko w specjalnych mikroskopach, „coś” na pograniczu istoty żywej i martwej, o biologii, której wiemy tyle, co nic, zagrało nauce i naszej cywilizacji na nosie.

Nie wiemy, skąd się wirus wziął, dlaczego akurat w Chinach i w jaki sposób tak szybko oplótł Ziemię. Ani co sprawia, że – jak uczy doświadczenie – każda epidemia po szczycie aktywności samorzutnie wygasa. Czekamy, żeby tak się stało z koronawirusem.

Może budujemy ten świat nie tak, jak należałoby? A może nie mamy budować, tylko wyzbywszy się zarozumiałości, z pokorą dostosowywać się do otaczającej przyrody? Doświadczamy zdarzeń, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć ani wytłumaczyć, ani im się przeciwstawić, a które kolejny raz pokazują naszą małość wobec potęgi natury.

Bezradni patrzymy na huragany, powodzie, trzęsienia ziemi, epidemie. Przecież całkiem niedawno płonęła Australia… Próbujemy się uczyć, ale najczęściej tylko liczymy ofiary i straty… I żyjemy dalej. Zdumiewające, ile my, ludzie, jako gatunek potrafimy znieść, zapomnieć, a potem odrodzić się, dostosować i trwać.

Władza była głucha na ostrzeżenia naukowców i specjalistów. Medycy walczyli. Jednak do dyspozycji mieli co najwyżej leczenie objawowe. Wiemy już, że „celem” wirusa jest przekazanie materiału genetycznego i multiplikowanie, co wywołuje ciężką chorobę, a nawet śmierć. Trudno uwierzyć, że w XXI w. najskuteczniejszą bronią jest izolacja! Nie ma odpowiednich leków.

Ludzie się boją. Społeczeństwo patrzy na rząd. Przez lata administracja odmawiała przeznaczania dostatecznych środków finansowych na medycynę, bo ponoć ich nie było. Z oszczędności likwidowano łóżka szpitalne, oddziały, szpitale. Skąd wziąć pieniądze teraz – na walkę z epidemią? Nie było środków na budowę placówek zakaźnych, i nie wystarcza na sprzęt, kombinezony, ochraniacze, gogle, maski, testy. Brakuje wszystkiego, łącznie z personelem.

Czy samorząd lekarski jest potrzebny, a jeżeli tak, to co trzeba zrobić, aby był skuteczniejszy? Wydarzenia ostatnich miesięcy przeraziły tempem zmian i ich zakresem. Kiedyś pandemia się skończy, ale stary świat już nie wróci. Musimy zacząć funkcjonować inaczej we wszystkich dziedzinach naszej aktywności. Może solidarniej? Wiele trzeba będzie zorganizować od początku. W służbie zdrowia też. Przy tych działaniach nie może zabraknąć lekarzy. Jest szansa na skuteczniejsze ich działanie.

Odpowiedzmy na te pytania innymi pytaniami: kto ma pilnować naszych spraw? Administracja zawiodła. Kto ma czuwać nad tym, aby uniknąć starych błędów? I tego polskiego biernego przyzwolenia, „że wszystkie zmiany są dozwolone pod warunkiem, że wszystko zostanie po staremu”… Władzy nie zależy na zasadniczych zmianach. Tymczasem naukowcy alarmują, że wirus może wrócić. Czy urzędnicy usłyszą ostrzeżenia? Czy nie zabraknie podstawowego sprzętu ochronnego dla personelu medycznego?

Czas dominacji urzędników i polityki powinien się skończyć. To naukowcy i specjaliści powinni mieć głos i decydować o zmianach w ochronie zdrowia. Samorząd lekarzy i lekarzy dentystów od lat domagał się poprawienia niedomagającego systemu. Walczył z oportunizmem władzy. Chociaż tym razem nie dajmy się zakrzyczeć. Wiemy, czego chcemy i jak naszym zdaniem powinna wyglądać ochrona zdrowia w tym kraju. Jest szansa, żeby ją zmienić. Wykorzystajmy ją! Nawet jeżeli tę zmianę zawdzięczać będziemy paradoksalnie wirusowi właśnie.

Andrzej Baszkowski