21 listopada 2024

Dobra zmiana? Kształcenie przyszłych lekarzy budzi obawy

W kształceniu przyszłych lekarzy dokonuje się ważna zmiana. To, że ma ona charakter ilościowy, jest bezsprzeczne. Pojawiają się opinie, że jakościowy też, choć to akurat czasami podaje się w wątpliwość – pisze Mariusz Tomczak.

Wydziały lekarskie powstają w kolejnych uczelniach. Foto: pixabay.com

Od października przyszli lekarze rozpoczynają naukę w 24 uczelniach (w tym pięciu niepublicznych). Nadzór nad dziewięcioma z nich sprawuje minister zdrowia. Takie uczelnie są w każdym województwie.

W drugiej połowie września rzutem na taśmę weszło w życie znowelizowane rozporządzenie ministra zdrowia, w którym po raz pierwszy pojawiła się Akademia Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu. Na studiach stacjonarnych na kierunku lekarskim będzie się w niej kształciło 75 osób.

Wnioski, obietnice, lobbing

Wydziały lekarskie powstają w kolejnych uczelniach niemedycznych. Złośliwi mówią, że jak grzyby po deszczu, i jest w tym ziarnko prawdy. Schemat jest dość podobny. Uczelnia przygotowuje obszerny wniosek do ministra edukacji i nauki, w którym uzasadnia, że uruchomienie kierunku lekarskiego to projekt ważny dla regionu i całego kraju. Społecznie, edukacyjnie i pod względem zdrowotnym. Obiecuje w nim, że sprosta nowemu wyzwaniu, a nawet jeśli jeszcze nie jest w pełni na nie gotowa, przedstawia rozmaite dowody, że będzie, w postaci pisemnych deklaracji, przyrzeczeń, kopii umów i zawartych porozumień.

Równolegle trwa mniej lub bardziej zakamuflowany lobbing ze strony różnych prominentów, w tym lokalnych polityków. Oficjalne listy poparcia bywają dodatkowym atutem. Zadanie nie jest proste, ale po niedawnej zmianie przepisów zdecydowanie ułatwione (to, czy wszyscy rektorzy, inicjujący takie starania, faktycznie chcą mieć „u siebie” kierunek lekarski, wcale nie jest takie oczywiste, ale to zupełnie inny temat). Wobec tego, że powstawanie kolejnych miejsc, w których zaczęli lub zaczną kształcić się przyszli lekarze, oficjalnie wspierają szef rządu, minister zdrowia oraz minister edukacji i nauki, nie szczędząc na ten cel publicznego grosza, można powiedzieć, że tak sprzyjających okoliczności ku temu jak dotąd nie było.

Liczby mówią za siebie

Liczby nie kłamią, ale ich interpretacja może stać się okazją do nadużyć. Warto mieć na uwadze, że za wzrost liczby studentów w ostatnich kilku latach odpowiada obecny obóz polityczny, trzymający ster władzy od siedmiu lat, ale nie zapominajmy, że ten proces został zapoczątkowany już za czasów koalicji PO-PSL, która powstała po wyborach parlamentarnych jesienią 2007 r. i rządziła przez dwie kadencje.

O ile limit przyjęć na kierunek lekarski w roku akademickim 2007/2008 wyniósł 3213 miejsc, a rok później 3402 miejsca, o tyle do roku akademickiego 2015/2016, kiedy ostatni raz o jego wysokości decydował szef resortu zdrowia wywodzący się z PO (do zmiany obozu rządzącego doszło jesienią 2015 r.), wzrósł do 6188. A co było później? Limit na rok akademicki 2016/2017 wyniósł dokładnie 7100 miejsc, a od października br. przewidziano 9481 miejsc. To niewątpliwie spory przyrost, ale w ujęciu procentowym PiS nie bije na głowę swoich poprzedników, choć czasami pojawiają się takie opinie.

Premier chce więcej

– Chcemy, by było więcej lekarzy, dlatego przyjmujemy więcej studentów na kierunki medyczne – mówił na początku września premier Mateusz Morawiecki przed rozbudowywanym Szpitalem Powiatowym w podwarszawskim Wołominie. To nie pierwsza i zapewne nie ostatnia taka deklaracja szefa rządu. To nie są puste obietnice. Można wręcz powiedzieć, że rosnąca liczba miejsc na kierunku lekarskim stanowi as w rękawie obecnej władzy.

W związku z tym, że za rok czekają nas wybory parlamentarne, to powyższe liczby, oczywiście w najróżniejszych zestawieniach, z pewnością zostaną wykorzystane w trakcie kampanii na potwierdzenie tezy, że publiczna ochrona zdrowia wcale nie kona, że rząd nie zmarnował ostatnich kilku lat, a w porównaniu z poprzednikami dokonał „dobrej zmiany”, bo liczba lekarzy rośnie. A że sporo niedomaga? No cóż, za kilka lat będzie lepiej.

Nie marnować talentów

Po niedawnej zmianie przepisów ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce uelastyczniono zasady ubiegania się o pozwolenie na prowadzenie studiów na kierunku lekarskim. Strona rządowa wskazywała, że to odpowiedź na rosnące potrzeby zdrowotne społeczeństwa związane m.in. ze starzeniem się, wzrostem zapotrzebowania na świadczenia zdrowotne, problemy kadrowe w publicznym systemie ochrony zdrowia i sytuację kryzysową w obliczu pandemii COVID-19.

Niektórzy dodawali kolejne powody: koszty życia studenta poza aglomeracjami są znacznie niższe, nierzadko znika potrzeba wynajmowania pokoju lub mieszkania, dzięki poszerzeniu oferty edukacyjnej nie zmarnują się żadne talenty, a wykształceni „na miejscu” lekarze podobno będą bardziej skłonni pozostać tam, gdzie zdobyli dyplom.

Powołują się na NRL

Część najważniejszych decydentów i urzędników, wymieniając argumenty uzasadniające potrzebę dokonania zmian, na jednym wdechu powoływała się, i zresztą wciąż to robi, na głosy płynące z samorządu lekarskiego. Jest prawdą, że w ostatnich latach Prezydium NRL i NRL wielokrotnie zwracały uwagę na argumenty natury demograficznej, kadrowej i epidemicznej. Szkopuł w tym, że samorząd jest zaniepokojony tworzeniem możliwości studiowania kierunku lekarskiego w kolejnych uczelniach, także mniejszych i niemedycznych, bo może to m.in. prowadzić do spadku jakości kształcenia.

„Samorząd lekarski stanowczo sprzeciwia się obniżaniu jakości kształcenia przyszłych lekarzy, poprzez dopuszczanie do prowadzenia kształcenia na kierunku lekarskim uczelni posiadających negatywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej lub, jak w przypadku uczelni w Elblągu, co do przygotowania których pojawiają się wątpliwości” – napisał na początku września prezes NRL Łukasz Jankowski do szefa MEiN.

Resort swoje, lekarze swoje

„Bez względu na rodzaj i typ uczelni, weryfikacja spełniania warunków prowadzenia studiów na kierunku lekarskim ma miejsce zarówno na etapie oceny wniosku o pozwolenie na utworzenie studiów, jak też jest dokonywana regularnie przez Polską Komisję Akredytacyjną już podczas pierwszego cyklu kształcenia, a nie dopiero po jego zakończeniu” – uspokajająco informuje MEiN.

Zdaniem resortu, choć tę opinię niekoniecznie podziela wielu przedstawicieli środowiska lekarskiego, takie rozwiązanie zapewnia stały monitoring w zakresie spełniania przez uczelnie warunków do prowadzenia kierunku lekarskiego. Deklarowanym celem jest systematyczne ocenianie poziomu kształcenia w trosce o zapewnianie jego wysokiej jakości oraz szczególny interes publiczny, jakim jest dbałość o życie i zdrowie obywateli.

Kto ocenia uczelnie?

Wszystkie uczelnie, także te, w których odbywa się kształcenie na kierunku lekarskim, muszą spełniać standardy przyjęte dla szkolnictwa wyższego. Nad tym, czy tak jest, czuwa wspomniana komisja, którą tworzy do stu członków powołanych przez ministra właściwego do spraw szkolnictwa spośród kandydatów posiadających co najmniej stopień naukowy doktora. Obejmuje swą działalnością uczelnie publiczne i niepubliczne.

W br. pozytywne oceny PKA dla kierunku lekarskiego otrzymały Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Rzeszowski i niepubliczna Uczelnia Medyczna im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, a w ubiegłym – WUM, UM w Łodzi, uniwersytety: Opolski, Zielonogórski i Warmińsko-Mazurski oraz dwie placówki prywatne: Uczelnia Łazarskiego w Warszawie i Krakowska Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Pozytywna ocena pozwala odetchnąć z ulgą władzom dziekańskim i rektorskim.

Kto ostatnio dostał zgodę?

Postępowanie administracyjne w sprawie pozwolenia na utworzenie studiów na kierunku lekarskim po stronie uczelni wnioskującej wiąże się m.in. z analizą kosztów, rozpoznaniem możliwości (w tym organizacyjnych i kadrowych) oraz potrzebami rynku pracy. W przypadku złożenia wniosku w pierwszej kolejności jest on analizowany przez MEiN pod kątem zgodności z wymaganiami formalno-prawnymi, a następnie przekazywany do zaopiniowania pod względem merytorycznym przez PKA i ministra zdrowia.

W br. MEiN udzielił pozwolenia na utworzenie jednolitych studiów magisterskich o profilu ogólnoakademickim na kierunku lekarskim czterem uczelniom (Katolicki Uniwersytet Lubelski, Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza w Częstochowie, Mazowiecka Uczelnia Publiczna w Płocku, Akademia Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu). Ponadto trwa postępowanie administracyjne w sprawie wniosku Akademii Kaliskiej im. Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego (pod koniec lipca MZ wydał pozytywną opinię w tej sprawie). To jeszcze nie koniec.

Nie było prosektorium

W 2019 r. negatywną ocenę PKA dostał Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny im. Kazimierza Pułaskiego w Radomiu, ponieważ nie spełnił kryteriów: „program kształcenia oraz możliwość osiągnięcia zakładanych efektów kształcenia” i „infrastruktura wykorzystywana w procesie kształcenia”. Jeden z głównych zarzutów dotyczył zaliczenia studentom zajęć z fizjologii, anatomii prawidłowej, histologii, cytofizjologii i embriologii, biologii medycznej, immunologii i chemii, mimo braku warunków umożliwiających osiągnięcie zakładanych efektów kształcenia.

PKA wytknęła UTH, że nie zapewniła studentom dostępu do prosektorium i odpowiedniego wyposażonych laboratoriów, co, nawiasem mówiąc, jest niezgodne z ministerialnym rozporządzeniem. MZ nie przyznał radomskiej uczelni limitu miejsc na I rok studiów. Wdrożono działania naprawcze, np. dzięki dofinansowaniu MEiN powstało Collegium Anatomicum wraz z prosektorium. Kolejna wizyta akredytacyjna PKA odbyła się w 2021 r., po której kierunek otrzymał ocenę pozytywną z okresem obowiązywania skróconym do dwóch lat. Została wydana mimo wytknięcia przez PKA z imienia i nazwiska pokaźnej listy lekarzy nieposiadających kompetencji naukowych w zakresie prowadzonych zajęć.

W II kwartale 2023 r. zaplanowana jest kolejna wizytacja PKA w UTH w Radomiu. W przyszłym roku do oceny programowej wyznaczone są także kierunki lekarskie prowadzone przez SUM, Krakowską Akademię im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Uczelnię Łazarskiego w Warszawie.

Negatywna ocena

W 2021 r. PKA wyraziła negatywną ocenę programową kierunku lekarskiego prowadzonego w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie na poziomie jednolitych studiów magisterskich o profilu ogólnoakademickim. Zdaniem PKA nauczyciele akademiccy, dla których UKSW był podstawowym miejscem pracy, prowadzili tylko 50 proc. godzin zajęć wynikających z realizowanego programu studiów o profilu ogólnoakademickim, co nie spełniało wymogu ustawowego (odsetek ten powinien wynosić co najmniej 75 proc.).

Ponadto uczelnia nie posiadała infrastruktury dydaktycznej zgodnej z potrzebami całego procesu nauczania. Dziekan Wydziału Medycznego UKSW dr hab. Filip M. Szymański, prof. uczelni, nie zgadza się z tymi zarzutami.

Uczelnia nie daje za wygraną

– Rzeczywiście w chwili wizytacji PKA wskaźnik zatrudnień na cały tok kształcenia był niewystarczający, gdyż taka była ówczesna polityka kadrowa założycieli kierunku. Biorąc pod uwagę fakt, że najstarszy rocznik studentów kierunku lekarskiego był dopiero na II roku, liczba nauczycieli zapewniała możliwość realizacji zajęć na I i II roku – mówi. Wydział ma podpisane umowy na czas nieokreślony z wieloma podmiotami leczniczymi.

Wśród bazy klinicznej kierunku lekarskiego UKSW są m.in. Instytut „Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka”, CSK MSWiA w Warszawie, Międzyleski Szpital Specjalistyczny w Warszawie czy Samodzielny Wojewódzki Zespół Publicznych Zakładów Psychiatrycznej Opieki Zdrowotnej, który stanowi również bazę WUM. Na chwilę obecną studenci korzystają z prosektorium WUM, a być może jeszcze tej jesieni ruszą prace nad budową Anatomicum w kampusie UKSW. Do opinii wydanej przez PKA złożono obszerne wyjaśnienia z prośbą o ocenę dodatkowej dokumentacji. – Spodziewamy się odpowiedzi w najbliższym czasie – mówi dziekan Szymański.

Baza z dala od uczelni

W PWSZ w Nowym Sączu aktualnie trwają prace nad przygotowaniem wniosku do MEiN o pozwolenie na uruchomienie studiów na kierunku lekarskim. W połowie września takie działania kończył zespół powołany w Akademii Nauk Stosowanych w Tarnowie. – Kompletujemy ostatnie dokumenty i inne wymagane załączniki. Kadra w zasadzie została już zrekrutowana. Mamy deklaracje od przedstawicieli środowisk medycznego i akademickiego z Tarnowa oraz subregionu – mówi Piotr Kopa, rzecznik prasowy ANS w Tarnowie, która przymierza się do rozpoczęcia kształcenia od października 2023 r.

Finalizowane są zapisy umowy z Collegium Medicum UJ, na mocy której studenci kierunku lekarskiego z Tarnowa mieliby korzystać z jej bazy klinicznej. A w jaki sposób akademia zapewni skuteczną naukę anatomii, która nie jest możliwa bez odbywania zajęć w prosektorium? – Tu również skorzystamy z bazy CM UJ – odpowiada rzecznik. ANS chwali się, że dysponuje odpowiednią bazą do prowadzenia zajęć, a w nieodległej przyszłości możliwości dodatkowo wzrosną dzięki kolejnym inwestycjom.

– Część środków jest już na naszych kontach, a ok. 78 mln zł ma pochodzić z KPO – dodał rzecznik, który dość szczegółowo mówi o niuansach związanych z rozpoczęciem kształcenia na nowym kierunku. To nie zawsze jest regułą, ponieważ część uczelni albo w ogóle nie informuje opinii publicznej o swoich zamiarach, albo stawia na komunikację ograniczoną do kilku okrągłych zdań.

2 tys. stron dokumentów

W Warszawie przyszłych lekarzy kształcą cztery uczelnie, a za rok ma dojść kolejna (Uniwersytet Warszawski). Takich możliwości miastu stołecznemu pozazdrościła jedna z byłych stolic naszego kraju i nie mam na myśli Krakowa, gdzie są już dwie takie placówki, lecz Płock. Prawdopodobnie za rok pierwsi studenci kierunku lekarskiego rozpoczną naukę w murach Akademii Mazowieckiej, powstałej z przekształcenia Mazowieckiej Uczelni Publicznej, której początki sięgają 1999 r., kiedy utworzono Państwową Wyższą Szkołę Zawodową.

To nie jedyna uczelnia mająca kształcić przyszłych lekarzy, która parokrotnie zmieniała nazwę w ostatnich latach. Deklaracje współpracy w zakresie udostępnienia bazy do realizacji zajęć klinicznych i jej ewentualnego przekształcenia w oddziały kliniczne złożyli m.in. szefowie: Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku, miejscowego hospicjum i wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego i transportu sanitarnego.

Ponad partyjnymi podziałami

Komplet dokumentów dotyczący wyrażenia zgody na utworzenie jednolitych studiów magisterskich na kierunku lekarskim wysłany do MEiN liczył ponad 2 tys. stron. Trud się opłacił. O uzyskaniu pozytywnej opinii poinformowano w trakcie niedawnej konferencji prasowej. Rektor płockiej uczelni podziękował Adamowi Struzikowi z PSL (lekarzowi, który znacznie bardziej kojarzy się społeczeństwu jako marszałek woj. mazowieckiego, bo jest nim od 21 lat) i Andrzejowi Nowakowskiemu z PO (wieloletniemu prezydentowi Płocka) za poparcie i deklaracje dalszej pomocy. Podkreślił też szczególne uznanie dla wicemarszałka sejmu Piotra Zgorzelskiego (PSL) i senatora Marka Martynowskiego (PiS) za wsparcie w procesie legislacyjnym.

Jak widać, przy tworzeniu kierunku lekarskiego w kolejnych uczelniach, podziały partyjne schodzą na dalszy plan, a część polityków medycyna łączy, a nie dzieli, i to nawet wtedy, gdy nie są lekarzami. Okazuje się, że nie tylko muzyka łagodzi obyczaje. Ten ponadpartyjny konsensus jest jednak niezrozumiały dla znacznej części środowiska lekarskiego, które nowa wizja kształcenia napawa trwogą. Niepokoją się, że to nie będzie dobra zmiana. I dla nich, i dla pacjentów.

Mariusz Tomczak