11 grudnia 2024

Pierwsza praktyka lekarza POZ ma 20 lat!

27 września 1995 roku Wiesław Iwanowski zarejestrował pierwszą w Polsce praktykę lekarza rodzinnego. W tym roku obchodzi, podobnie zresztą jak sama dziedzina medycyny rodzinnej, jubileusz 20-lecia istnienia.

Zdjęcie z archiwum dr. Wiesława Iwanowskiego

– Pierwsi wpadają na miny, ale też pierwsi zbierają prawdziwki. W ciągu tych minionych 20 lat trafiałem na wiele min. Wspaniałych chwil jednak także nie brakowało – żartuje dr Wiesław Iwanowski, lekarz rodzinny z Bielawy, który praktykuje do dziś i wiele wskazuje na to, że nieprędko przestanie. Wciąż zachowuje zapał do pracy lekarza i entuzjazm dla medycyny rodzinnej.

Pionierzy nowej specjalności

Wiesław Iwanowski był nie tylko pierwszym, który uruchomił gabinet POZ w Polsce, ale też współtworzył podstawy tej dziedziny w naszym kraju. Początki jego fascynacji medycyną rodzinną sięgają lat 80. ubiegłego wieku, gdy w Polsce taka dziedzina jeszcze nie istniała.

Ziarno zostało zasiane podczas rozmów z osobami ze Szwajcarii, które opowiadały, że nie wyobrażają sobie opieki medycznej bez swojego lekarza rodzinnego. Takiego, który dobrze zna całą rodzinę, najczęściej lecząc kolejne pokolenia, do którego można się zawsze zwrócić i nie jest się anonimowym numerkiem w przychodni. W siermiężnej rzeczywistości PRL brzmiało to, jak bajka.

„Bajka” zaczęła się realizować w naszym kraju po powstaniu lekarskiego samorządu w 1989 r. W tym środowisku pojawiły się pierwsze głosy o konieczności zreformowania podstawowej opieki zdrowotnej z wykorzystaniem sprawdzonych wzorców w zachodnich krajach. Na początku lat 90-tych powołano zespół ekspertów, który pracował nad reformą. Wiesław Iwanowski działał w nim jako delegat Dolnośląskiej Izby Lekarskiej.

Nie ulegli krytyce

– Sprawy ruszyły pełną parą, gdy koordynacją działań na rzecz medycyny rodzinnej zajął się śp. prof. Andrzej Steciwko. Warto też wspomnieć, że nawet środowisko medyczne było w tej sprawie podzielone. Nie brakowało krytyki i wątpliwości, nie wszyscy też wierzyli, że to się może udać i że ma głęboki sens. Mimo to szliśmy do przodu – wspomina dr Iwanowski.

Gdy tylko zostały określone kompetencje lekarza rodzinnego i ustalony system jego kształcenia, Wiesław Iwanowski zdał egzamin i zaczął czynić pierwsze kroki do założenia własnej praktyki. Problem w tym, że urzędnicy nie bardzo wiedzieli, jak to ma wyglądać w szczegółach. Dlatego podpisanie pierwszego historycznego kontaktu na praktykę lekarza rodzinnego odbyło po wielu konsultacjach w Ministerstwie Zdrowia.

Umowa z resortem zdrowia

– 27 września podpisaliśmy umowę, a następnego dnia zacząłem pracę lekarza rodzinnego w Bielawie. Kontrakt zakładał, że dostaję z puli wojewody określoną kwotę, w zależności od liczby pacjentów. System był taki, że wszelkie zlecone przeze mnie badania finansowane były przez ZOZ – tłumaczy Wiesław Iwanowski.

Pacjenci zaczęli zapisywać się do lekarza, a ich liczba regularnie rosła, bo zgłaszali się całymi rodzinami. Wkrótce było ich tylu, że dr Iwanowski już nie miał czasu na nic innego poza pracą, przyjmując pacjentów do godz. 23.00.

Któregoś dnia, po przyjęciu kilkudziesięciu pacjentów w poradni i szesnastej wizycie domowej, ze zmęczenia nie wiedział, czy podjechał pod swój własny dom czy pod dom pacjenta. Wtedy po raz pierwszy pomyślał; „Koniec. Zamykam praktykę. Nie dam rady”. Oczywiście rano zmienił zdanie.

Przerost biurokracji

– Miałem w pewnym momencie na liście 2,5 tys. pacjentów. Moim zdaniem 2 tysiące to maximum możliwości lekarza rodzinnego, który musi mieć odpowiednio dużo czasu dla pacjenta. Obecnie mam 1,7 tys. pacjentów i jestem przekonany, że to optymalna liczba, ale rentowność praktyki powinna być naliczana od 1700 osób, a nie, jak to jest obecnie, od 2750 – mówi dr Iwanowski.

Co obecnie najbardziej przeszkadza w prowadzeniu praktyki lekarza rodzinnego? – Można uznać, że w porównaniu do początków działalności lekarz ma teraz komfort, bo „zaledwie” 40-50 przyjęć dziennie i średnio trzy wizyty domowe. Tylko, że w trudnych pionierskich czasach czynności administracyjne i inne związane z biurokracją zajmowały mu 1 proc. czasu pracy, a obecnie 50 proc. – ocenia.

Marginalizacja specjalizacji

Po 20 latach istnienia polskiej medycyny rodzinnej to niestety nie jedyna, gorzka refleksja. – Przykre jest to, że znowu spycha się lekarza rodzinnego do roli lekarza pierwszego kontaktu. Specjalizacja staje się coraz mniej atrakcyjna dla młodych kolegów – mówi Wiesław Iwanowski.

Jednak zaraz dodaje: – Ale my się nie damy! Zawsze powtarzam, że najważniejsze są fundamenty. Jeśli coś w nich jest nie tak, wali się cały dom. A medycyna rodzinna jest fundamentem systemu opieki zdrowotnej. Dlaczego trzeba i warto o nią walczyć.

Źródło: Porozumienie Zielonogórskie


Więcej o podstawowej opiece zdrowotnej piszemy tutaj.