11 grudnia 2024

Poezja Piotra Piątka

Prezentujemy dwa utwory Piotra Piątka – laureata I miejsca w Konkursie Literackim „Przychodzi wena do lekarza” (2016) w kategorii „Poezja”.

Foto: pixabay.com / CC0

Wymyk

jaką krzywdę mam ci dzisiaj wyrządzić jest wielka teoria człowieka i świat
rozumiany wąsko potok spiętych młodych twarzy rzeki pożerane oczami
w tych oczach topi się wszystko zacierają granice kamień jest tekturą
z której mój syn wycina podobiznę ojca

przyrządzam roztwór rivanolu potem powoli wyciągam sobie szwy
rozmasowuję blizny w aptece kupię coś na przezroczystość by nikt
nie widział i broń boże nie zrozumiał kamień jest papierem który mój syn
zagina tworząc samoloty puszcza je potem z domu ojca by poleciały
jak najwyżej

jaki ból mam ci dzisiaj zadać jest teoria że wynaleziono znieczulenie na cały
ból spójrz mój anioł nie ma rączek jedynie metalowy haczyk z tyłu główki
za który powieszę go na ścianie dzisiaj smażę tłuste ryby wytapiam łuski
zapach miękkiego tłuszczu mocno dławi zbieram ten tłuszcz do blaszanego
garnka i gorący wlewam we wszystkie luki swojego ciała kamień jest cieczą
kiedyś mój syn pracował w pogotowiu zrezygnował gdy na jego rękach zmarł
mały chłopiec co miał fioletową skórę i nawet nie płakał

przyrządzam roztwór z jodyny wykąpię się w nim cały opanuję szybkość krwi
gazowymi wacikami gdy miłość spowalnia jak rozstrojony internet w aptece
kupię tabletki które będą niepostrzeżenie poruszać się rozpychać wewnętrzne
narządy rodzić światło mój syn powiedział mi dzisiaj że dla niego pewne są już
tylko kamienie reszta wymyka mu się z rąk

 

Na święta

gdyby nie fioletowe włosy nie poznałbym ciebie
lekarz mówił coś o operacji nie słuchałem patrzyłem
w gasnące oczy i szukałem zapałek kołdra ledwo
poruszała ciałem ziemia ledwo poruszała się pod stopami
i wszechobecna cisza cisza otulona ciszą równo ułożone
stosy białych prześcieradeł świat wymykał się moim
regułom umierania a właściwie jednej regule wszyscy
tylko nie najbliżsi ciemność połykała jarzeniowe światło
nazywała gwiazdy i coś płakało coś zapadało się głębiej
w poduszkę
dzisiaj gdy zbliżają się święta telewizor wygładza się
pozornym spokojem zamarza horyzont i niektóre ptaki
nad morzem idę jak najdalej od brzegu dopóki nie zacznie
trzeszczeć ziemia i coś na zewnątrz nie wypłynie coś
na co od zawsze czekałem
co u ciebie? mechaniczne usta lepią slogan wypuszczają
kłęby pary co byś zrobił gdybyś wiedział, że nie wrócisz
nigdy do domu? czas choroby który trzeba przejść
stygnie woda więc wysychasz lub parujesz każdy
potrzebuje kogoś każdy się kimś żywi diagnoza jak owad
zatopiony w formalinie i wciąż ta asymetria tkanek
lewe płuco pracuje jak reklamówka unoszona przez wiatr
prawe zwija się w kłębek