22 listopada 2024

Dr Sutkowski: jestem za wysokimi mandatami za brak zasłoniętej twarzy

W jakim stopniu noszenie maseczek chroni przed zakażeniem koronawirusem SARS-CoV-2? Czy wszyscy powinni zasłaniać usta i nos?

Dr Michał Sutkowski. Foto: arch. własne

Między innymi na te pytania odpowiada dr n. med. Michał Sutkowski, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej, rzecznik prasowy Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce:

– Od kilku miesięcy niezmiennie namawiam do noszenia maseczek w przestrzeni zamkniętej, np. w przychodni, w sklepie czy w środkach komunikacji publicznej. Poza zasłanianiem twarzy, ważne jest też, byśmy utrzymywali dystans społeczny, nie wchodząc nikomu na plecy podczas oczekiwania w kolejce, a także myli ręce i dezynfekowali to, co znajduje się wokół nas.

Nie twierdzę, że maseczki są jedyną skuteczną receptą na trwającą pandemię koronawirusa, ale w obliczu braku szczepionki i leków należy stawiać na profilaktykę, a pewien rygoryzm powinien na długo pozostać wśród całego społeczeństwa. Jestem za wystawianiem wysokich mandatów za brak zasłoniętej twarzy z uwagi na troskę o zdrowie publiczne, tym bardziej, że w ostatnich tygodniach mamy do czynienia z zaskakującą skalą egoizmu i bezmyślności.

W połowie czerwca, podczas długiego weekendu, na Półwyspie Helskim było mnóstwo ludzi, stłoczonych jak sardynki w puszce i w dużej części bez maseczek, wierząc, że oddychają rześkim, zdrowym powietrzem. Nastolatkowie jeżdżą w autobusach i nie zakrywają twarzy, twierdząc, że nie zachorują na COVID-19, bo są na to za młodzi. Starsze osoby nie zakładają masek, argumentując, że skoro przetrwały wojnę, to przeżyją też pandemię. Od jednej z osób, której zwróciłem uwagę na odsłoniętą twarz, usłyszałem, że stać ją na zapłacenie mandatu.

Brakuje jednolitej narracji w odniesieniu do utrzymywania rygorów sanitarnych, w tym zakrywania nosa i ust w przestrzeni publicznej. To oczywiste, że część z nas różnie ocenia przepisy dotyczące stosowania masek, ale lekarz lekarza zrozumie, nawet jeśli obaj mówią o tym w trochę odmienny sposób. Różniąc się w niektórych kwestiach, mówimy praktycznie to samo, ale pacjenci odbierają to inaczej, bo pewnych zagadnień po prostu nie rozumieją. Między sobą możemy się spierać, ale zwracając się pacjentów czy kierując słowa do całego społeczeństwa, medycy powinni mówić jednym głosem.

W debacie publicznej należałoby mniej niuansować przekaz związany z noszeniem maseczek. Powinien on być bardziej jednoznaczny: tak lub nie. W całej Europie komunikacja ze społeczeństwem szwankuje, co prowadzi do lekceważenia przepisów wprowadzanych w celu ograniczenia liczby zakażeń. Tak ustanowione prawo nie powinno podlegać złej ocenie ze strony lekarzy.

Większość naszych pacjentów w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wygląda przebieg ciężkiej choroby zakaźnej. W Polsce na ulicach nie było zgonów spowodowanych COVID-19, a media nie epatowały dramatycznymi przypadkami ze szpitali, bo na szczęście ich uniknęliśmy.

W przyszłości, w razie dużej liczby zakażeń koronawirusem, choć nie wykluczam niczego, to jednak mało prawdopodobny wydaje mi się powrót do tak rygorystycznego nakazu zasłaniania nosa i ust po wyjściu z domu, jak było wiosną, bo rządzący widzą, że posłuch społeczny wobec ich decyzji jest coraz mniejszy. Wielu ludzi nie dowierza ministrowi zdrowia, patrząc na niego jak na polityka, a nie lekarza. Niestety spora część społeczeństwa nie utożsamia się z żadnymi autorytetami, postrzegając siebie za eksperta w każdej dziedzinie, także w zakresie pandemii.

Notował: Mariusz Tomczak