Dr Artur Zaczyński: Musimy zrobić remanent polskiego szpitalnictwa
Trzeba odrobić lekcję z pandemii i zobowiązać szpitale do wyposażenia sal dwuosobowych w węzły sanitarne. Z dr. Arturem Zaczyńskim, zastępcą dyrektora ds. medycznych Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, członkiem Rady Medycznej przy premierze, rozmawia Mariusz Tomczak.
Jak bardzo różniła się praca w szpitalu na Wołoskiej w okresie wakacyjnym od sytuacji, która panowała wiosną?
Obecnie jesteśmy placówką przeznaczoną do opieki nad pacjentami niezakażonymi koronawirusem i realizujemy pełen zakres usług wynikających z umowy NFZ. W okresie wakacyjnym hospitalizowaliśmy głównie chorych covidowych, którzy wymagali pilnej operacji, z zawałem czy udarem mózgu. W lipcu i w sierpniu mieliśmy zabezpieczonych tylko 16 łóżek covidowych i była to liczba wystarczająca.
Wiosną było zupełnie inaczej – wszyscy, którzy do nas trafiali, byli COVID+. Teraz pacjenci są potencjalnie „ujemni”, co stwierdza się na podstawie testu antygenowego, a test RT-PCR wykonujemy, zanim ktokolwiek trafi na salę wieloosobową z SOR.
Namawiam stale lekarzy do zachowania podwójnej czujności, zwłaszcza między SOR i oddziałami. Łatwo o pomyłkę przy natłoku pacjentów i sprawdzaniu objawów sugerujących zakażenie, a każdy taki przypadek potwierdzony na sali oznacza kwarantannę dla innych pacjentów.
Jakie nieoczywiste wnioski można wyciągnąć z pandemii?
Musimy odrobić lekcję z zeszłego roku, tak by każdy szpital był przygotowany na pojawienie się pacjentów z groźną chorobą zakaźną. Powinien zostać wprowadzony wymóg posiadania węzłów sanitarnych w salach dwuosobowych, co w zasadzie wynika z obowiązującego od wielu lat rozporządzenia ministra zdrowia dotyczącego modernizacji szpitali.
To nie tylko lepszy komfort dla pacjentów, tak jest znacznie bezpieczniej dla każdego. Gdy pacjent przebywa w sali wieloosobowej bez dostępu do oddzielnej łazienki, potencjalnie zarazi więcej osób, zwłaszcza jeśli w czasie pobytu ma kontakt z innymi osobami.
Czy w niedopasowaniu infrastruktury do aktualnych potrzeb upatruje pan jedną z największych bolączek polskiego szpitalnictwa?
Dostosowanie pomieszczeń szpitalnych to wielkie zadanie stojące przed systemem ochrony zdrowia. Są szpitale, w których dominują sale wieloosobowe, a poziom zatrudnienia jest niewspółmiernie wysoki w porównaniu do liczby wykonywanych procedur. I w tym miejscu pojawia się pytanie, czy mniejsze szpitale powinny mieć takie same zadania co te większe, wysokoreferencyjne placówki?
Musimy zrobić remanent polskiego szpitalnictwa i to stanowi wielkie wyzwanie na kolejne lata. Obecnie posiadamy tysiące łóżek szpitalnych, ale nie zwracamy dostatecznej uwagi na to, jakiej są jakości i gdzie się znajdują. Z jednej strony są klimatyzowane dwuosobowe sale, a z drugiej – łóżka ustawione tak jakby w hali lazaretowej.
Nasz szpital ma siedemdziesiąt lat i jest nieustannie modernizowany, ale nie wszędzie tak jest. Są placówki, szczególnie na południu Polski, istniejące w dwustuletnich budynkach, gdzie remonty odbywały się rzadko, a adaptacja pomieszczeń czasami kosztuje więcej niż budowa nowego, wielopiętrowego gmachu ze szkła i stali.