Dr Krzysztof Kordel: serial CSI zachęca do medycyny sądowej, zniechęcają pieniądze
Głodowe stawki powodują, że w tej specjalizacji zostają tylko pasjonaci z żyłką detektywistyczną. Dlatego w Polsce mamy niespełna 200 medyków sądowych – mówi dr Krzysztof Kordel, wielkopolski konsultant wojewódzki i prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej w rozmowie z Karoliną Kowalską.
Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Zdrowia prof. Mirosław Parafiniuk z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego (PUM) przedstawił prezentację „Medycyna sądowa a poczucie bezpieczeństwa obywateli – podstawowe kłopoty wynikające z braku precyzyjnych ustaleń międzyresortowych”. Mówił o braku lekarzy tej specjalizacji, odpowiednio wyszkolonych biegłych, o opóźnieniach, błędach w dochodzeniu do sprawiedliwości, jakie z tego wynikają. Jest aż tak źle?
Według Centralnego Rejestru Lekarzy RP należącego do NRL w Polsce jest 213 medyków sądowych, w tym 198 wykonujących zawód. Z prostego rachunku wynika, że daleko nam do pożądanej liczby specjalistów, która wynosi jeden na 50 tys. mieszkańców. Mała liczba specjalistów przekłada się na małą liczbę biegłych sądowych, a to na opóźnienia w wydawaniu opinii, a więc także wyroków. Oczywiście, należy odróżnić samych specjalistów medycyny sądowej, która jest specjalizacją podstawową, od biegłych.
W ramach swoich zadań medycy sądowi na zlecenia prokuratury i sądów, a czasem na prośbę rodziny, przeprowadzają sekcje zwłok, wykonują także szeroko rozumiane badania pokrzywdzonych w wyniku czynów karalnych, takich jak pobicia, gwałty czy czyny nierządne, i wydają opinie w sprawach karnych dotyczące mechanizmu działania i kwalifikacji prawnej. Wypowiadają się także w sprawach cywilnych w zakresie uszczerbku na zdrowiu, rokowania czy okresu rehabilitacji. Sporadycznie, na zlecenie sądów ubezpieczeń, orzekają o zdolności do pracy. Do tego wydają opinie toksykologiczne, np. czy możliwe jest, że podejrzany pił alkohol w trakcie lub przed popełnieniem czynu zabronionego, i wspólnie z inżynierami prowadzą rekonstrukcje wypadków drogowych.
Z kolei biegli z zakresu medycyny sądowej wydają opinie na podstawie danych medycznych i ekspertyz, a także dokładnej analizy zdarzenia i – przede wszystkim – swojego doświadczenia. W dodatku wielokrotnie posiłkują się opinią specjalistów w danej dziedzinie. Ja nie jestem neurochirurgiem czy położnikiem, więc zasięgam opinii specjalistów w tej dziedzinie. A przynajmniej powinienem, choć nie bardzo mnie na to stać z pieniędzy, które otrzymuję od wymiaru sprawiedliwości.
Ile wynosi stawka dla biegłego medyka sądowego?
Od 2014 r. niezmiennie 45,63 zł brutto dla doktora nauk medycznych. Lekarz może liczyć na nieco ponad 28 zł brutto, a profesor na 77 zł brutto. Niewiele, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że orzekają w sprawach karnych. Proszę sobie teraz wyobrazić, że w ramach tego wynagrodzenia mam znaleźć biegłego. Niedawno sąd zażyczył sobie opinii z udziałem lekarza medycyny estetycznej.
Wie pani, ile oni zarabiają? Skąd wezmę lekarza medycyny estetycznej, który zgodzi się wydać opinię za 280 zł brutto, bo można mu zapłacić tylko za 10 godzin, gdyż opinie sporządzone w czasie dłuższym są przez Prokuratora Generalnego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę kwestionowane? Przecież medyk estetyczny w pół godziny zarabia więcej, niż mogę mu zaoferować za 10 godzin ciężkiej pracy. Nie mówiąc już o biegłych ortodontach, których nie ma prawie w ogóle.
Tak niskie stawki powodują nie tylko, że lekarze nie chcą zostawać biegłymi sądowymi, ale również to, że niewiele osób jest zainteresowanych zawodem medyka sądowego. Ze śmiechem wspominam rozmowę z szefem Interu, którą odbyliśmy na łodzi na jeziorze. Zapytał mnie: „Herr Doktor, jaką pan ma specjalizację?”. Gdy odpowiedziałem, że jestem medykiem sądowym, z uznaniem pokiwał głową i rzekł: „To jest pan bardzo bogatym człowiekiem”. Odpowiedziałem: „Nie, proszę pana, bogaty to byłbym w Niemczech czy Austrii, ale nie w Polsce”. Bo są kraje, w których nasza specjalizacja i umiejętności są wysoko wynagradzane, ale w Polsce należymy do najniżej wynagradzanych specjalistów.
Dlaczego tak się dzieje?
Zakłady medycyny sądowej są co do zasady przypisane do uczelni. Uczelnie natomiast nie zatrudniają uczonych, bo nie ma pieniędzy na nauczycieli akademickich z tej dziedziny. Część kolegów, by się utrzymać, robi sekcje szpitalne, które teoretycznie zarezerwowane są dla patomorfologów, ale ich także przecież brakuje. Część kolegów pracuje na zasadzie wolnych strzelców, ale żeby się utrzymać, medyk sądowy musi obsługiwać pięć prokuratur rejonowych, co oznacza wyjazdy na miejsce zdarzenia, dyżury, opiniowanie dla policji, słowem – bycie w ciągłej gotowości.
Właśnie zadzwonili z komendy, z którą współpracuję, z prośbą o opinię, bo kończy im się czas zatrzymania podejrzewanego (48 godzin), a chcą z nim iść na areszt. Nie będzie to możliwe bez opinii biegłego, więc ode mnie i od mojego czasu zależy, czy osoba, która zrobiła coś złego, zostanie aresztowana, czy wyjdzie na wolność. Potrzebna jest więc nie tylko wiedza z zakresu medycyny i prawa, ale także dyspozycyjność.
Prof. Mirosław Parafiniuk zaapelował w Sejmie, by medycynę sądową włączyć do specjalizacji priorytetowych, których adepci mogą liczyć na wyższą pensję rezydencką. Dyrektor Departamentu Rozwoju Kadr Medycznych w Ministerstwie Zdrowia Małgorzata Zadorożna odpowiedziała, że wątpi, by wyższa pensja rezydencka zachęciła do medycyny sądowej dużą liczbę absolwentów medycyny, bo to dziedzina niszowa, którą wybierają osoby specyficzne, pasjonaci, już na etapie studiów udzielający się w studenckim kole naukowym.
Nie do końca tak jest. To normalne, że młodzi pytają, ile można zarobić, i wielu chętnych rezygnuje z tej specjalizacji, bo nie chce żyć za tak małe pieniądze. Część niskie stawki zniechęcają dopiero w toku specjalizacji, inni przebranżawiają się już po zdaniu egzaminu. Medyk sądowy za sekcję dostaje tyle, ile można zarobić w dwie-trzy godziny w poradni. Moi rezydenci nie przyjmują pacjentów w poradniach jak ich koledzy robiący specjalizacje kliniczne, choć niektórzy, żeby załatać budżet, zatrudniają się w szpitalnych oddziałach ratunkowych (SOR).
W tym zawodzie zostają zapaleńcy, którzy mają w sobie żyłkę detektywistyczną. Dyrektor Zadorożna w pewnym sensie ma rację – to zawód dla ludzi specyficznych, o dużej wytrzymałości psychicznej. Medycy sądowi na co dzień spotykają się z ludzkim nieszczęściem, więc jeśli ktoś po zawodzie lekarza oczekiwał satysfakcji z wyleczenia chorych – to nie u nas. Podobnie z pieniędzmi – też nie u nas. Poza tym, co tu dużo mówić, ciała śmierdzą, szczególnie takie odnalezione po kilku miesiącach. Widoki też nie są najprzyjemniejsze. Nie każdy jest w stanie zrywać się o godz. 3 nad ranem i jechać kilkadziesiąt kilometrów na miejsce zdarzenia, by za kilka godzin pracy dostać 246 zł brutto. Trzeba to lubić. Choć nie do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Po 40 latach w zawodzie do dziś porusza mnie śmierć dziecka czy młodego człowieka. Ostatnio sekcjonowałem 21-letniego studenta, znalezionego ze strzykawką w przegubie i obrzękiem mózgu. Moi toksykolodzy do dziś próbują ustalić, co było w torebkach strunowych podpisanych cyrylicą. Kiedy widzę kierowcę wyprzedzającego na trzeciego przy zawrotnej prędkości, myślę: „Chcesz się zabić, dobrze. Zrobię ci sekcję, ale nie zabijaj przy tym innych”. Ale dzieci to widok, do którego nie da się przywyknąć. To zostaje w człowieku.
Pan już na zdarzenia nie jeździ, rzadko też staje za stołem sekcyjnym.
Głównie siedzę w papierach. Wciąż też wykładam, ale etykę i deontologię lekarską. Uczę też ratowników medycznych. Jako biegły i medyk sądowy mam inne zadania. Poznański zakład wydaje rocznie 400 opinii o błędach medycznych, czasami liczących po 1,5 tys. stron. 400 opinii nie znaczy liczby błędów. Tu raczej jest constans. 400 to liczba spraw, często wytaczanych niesłusznie.
Jeśli nie zwiększy się finansowania, zawód medyka sądowego zostanie skazany na wymarcie?
Chyba jednak nie, bo, jak ostatnio zauważam, młodzież znów zaczyna się garnąć do tej specjalizacji. W tym roku w naszym zakładzie mogą ją zacząć aż cztery osoby, podczas gdy przez lata były to przypadki pojedyncze. Nie bez znaczenia jest serial CSI, zresztą zrobiony całkiem nieźle, bo nie dopatrzyłem się tam błędów merytorycznych. Ale faktem jest, że jeżeli stawki nie wzrosną, biegli będą przypadkowi, co może zagrozić wykrywalności przestępstw. W interesie wszystkich jest, by resort sprawiedliwości przynajmniej urealnił stawki.
Dr n. med. Krzysztof Kordel – specjalista medycyny sądowej i patomorfologii, magister farmacji, wielkopolski konsultant wojewódzki w dziedzinie medycyny sądowej, prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej, Rzecznik Praw Lekarza NRL w latach 2010-23, autor i współautor około 150 publikacji