15 października 2024

Halina Jędrzejewska: w czasie powstania byłam sanitariuszką

Część medyków niosących pomoc rannym podczas powstania warszawskiego przeżyła, ale do dziś przetrwali bardzo nieliczni. Jak zapamiętali tamten bardzo trudny czas?

Powstanie Warszawskie, grupa przewodników kanałowych po wyjściu z włazu przy ul. Malczewskiego 6 na Mokotowie. Foto: Sabina Zdzarska / domena publiczna

Wspomina Halina Jędrzejewska, ps. „Sławka” (94 lata), specjalista w zakresie chirurgii urazowej i ortopeda:

– W czasie powstania miałam 16 lat i byłam sanitariuszką. Należałam do patrolu sanitarnego przy dowódcy batalionu „Miotła” (kpt. Niebory). Walczyłam na Woli, Starym Mieście, Czerniakowie i Książęcej.

Nasz patrol sanitarny liczył pięć osób i był skoszarowany na ul. Żurawiej w mieszkaniu koleżanki. Kiedy tam dotarłam, zobaczyłam ją w drzwiach, już wychodziła. Ja musiałam wrócić do domu, bo nie miałam torby sanitarnej, a nie wiedziałam, że to godzina „W”.

Na Okopowej było już słychać strzały, motorniczy zatrzymał tramwaj i nas wszystkich wypuścił. Wpadłam w ulicę Wolność, gdzie był punkt koncentracji. Zdążyłam. Już w pierwszej godzinie powstania zginęła pierwsza z nas, a druga gdzieś zniknęła, nie wiem, co się z nią stało. Ulica była pod ostrzałem, po następnych rannych dowódca nie pozwolił nam wyjść, bo nie było możliwości uratowania nikogo. 11 sierpnia „Niebora” zginął.

Byłam sanitariuszką liniową, czyli szłam tam, gdzie żołnierze oddziału. Z moich własnych doświadczeń znam tylko główny punkt opatrunkowy batalionu, który był na ulicy Wolność. Tam był przygotowany szpitalik, główny punkt opatrunkowy. Operował student czwartego roku medycyny, wszystko robił sam. Wprawdzie brzucha by nie otworzył i nie uratował rannego w brzuch, ale w głównym punkcie opatrunkowym to nie było jego zadanie.

On był od mniejszych zabiegów i operacji, bezpośredniego ratowania życia i przygotowania pacjenta do transportu do szpitala. Znakomicie się w tym spisywał. Nie wiem, czy przeżył.