6 grudnia 2024

Inwazja z tropików. Czy grozi nam pandemia?

Czy grozi nam kolejna pandemia? Światowa Organizacja Zdrowia nie ma co do tego wątpliwości i wymienia ponad 30 potencjalnych patogenów. To może być wirus grypy, kolejny koronawirus albo jakaś bakteria – pisze Zbigniew Wojtasiński.

Fot. freepik.com

Na razie zarówno Europę, jak i Stany Zjednoczone atakują patogeny, które do niedawna kojarzono bardziej z regionami tropikalnymi, takie jak wirus Zachodniego Nilu. Od wielu lat występował on w USA. Niedawno zachorował z tego powodu znany amerykański immunolog, były dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych, 83-letni prof. Anthony Fauci.

Ten wieloletni doradca prezydentów Stanów Zjednoczonych, jeden z głównych ekspertów ds. pandemii COVID-19, przez kilka dni musiał być hospitalizowany, choć gorączka Zachodniego Nilu u ludzi rzadko wywołuje poważniejsze komplikacje. Jedynie u 20 proc. zainfekowanych pojawiają się takie dolegliwości, jak podwyższona temperatura ciała, ból głowy i mięśni, wymioty, biegunka i wysypka. U zaledwie jednego na 150 chorych choroba ma ciężki przebieg i niekiedy prowadzi do zgonu.

Klimat się jednak zmienił na półkuli północnej i prof. Fauci, jak sam podejrzewa, zakaził się na skutek ukąszenia komara w swoim ogrodzie. Należy oczekiwać, że takich sytuacji będzie więcej także na naszym kontynencie, być może również w Polsce. Na początku września 2024 r. po raz pierwszy od sześciu lat w Słowenii potwierdzono przypadki zakażenia wirusem gorączki Zachodniego Nilu. Pierwsze, do jakich doszło w tym kraju, a nie na skutek zawleczenia z innego regionu.

Migracje i klimat

Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) przyznaje, że mamy na naszym kontynencie sezon transmisji wirusa Zachodniego Nilu. Do końca lipca 2024 r. zgłoszono 69 przypadków zakażenia ludzi oraz osiem zgonów w takich krajach, jak Grecja, Włochy, Hiszpania, Austria, Węgry, Serbia, Francja i Rumunia. W Grecji i Hiszpanii było tych infekcji nie więcej niż w latach poprzednich. Z pewnością jednak będą wykrywane coraz częściej, gdyż w Europie powszechnie występuje przenoszący ten patogen komar pospolity (Culex pipiens).

Transmisja wirusa jest częsta wśród ptaków, ale zarażeni mogą zostać również ludzie i inne ssaki. W Warszawie zaczęto badać masowy pomór ptaków krukowatych. Okazało się, że z siedmiu próbek pozyskanych w drugiej turze badania pięć „dało wyniki dodatnie w kierunku zakażenia wirusem Zachodniego Nilu” – poinformował Główny Lekarz Weterynarii.

Patogen ten występuje zatem w Polsce. Jest przenoszony wraz z migracjami dzikich ptaków i może stwarzać zagrożenie zarówno dla ludzi, jak i zwierząt domowych – kotów i psów.

Dla lekarzy to nowe wyzwanie, bo zagrożenie, choć niewielkie, może jednak sporadycznie się pojawiać, na co wskazuje Główny Inspektor Sanitarny. Nie należy zatem się obawiać epidemii, a tym bardziej pandemii, jednak do przychodni może się zgłosić pacjent z objawami gorączki, bólów głowy i mięśni, a nawet wymiotów i biegunki, które wcale nie muszą wskazywać na COVID-19 albo grypę. Lekarze muszą nauczyć się rozpoznawać również choroby tropikalne, wcześniej w Polsce niewystępujące.

A może ptasia grypa

Światowa Organizacja Zdrowia wymienia pół tuzina wirusów grypy A, w tym podtyp H5, jako potencjalne zagrożenie pandemią. W tym przypadku zagrożenie jest dużo większe, tym bardziej że w Teksasie na początku tego roku po raz pierwszy na świecie stwierdzono zakażenie ptasią grypą od zainfekowanych krów mlecznych. Był to pierwszy wykryty przypadek przeniesienia wirusa H5N1 między człowiekiem a innym ssakiem.

Wirusolog dr Diego Diel z Cornell University, prowadzący w USA obserwacje od marca 2024 r., ostrzega, że mogą być różne drogi transmisji i rozprzestrzeniania się wirusa ptasiej grypy. Dlatego jego powstrzymanie może się okazać trudniejsze, niż jeszcze niedawno się wydawało – uważa dr Diel. Z badań pobranych próbek wynika, że wirus H5N1 częściej i w większych ilościach występował w mleku zakażonych zwierząt aniżeli w wymazach z nozdrzy.

Do zakażenia może jednak dochodzić także przez kontakt z moczem chorych zwierząt. A wirusa może roznosić dzikie ptactwo, na co wskazują badania w Teksasie, gdzie wykryto H5N1 u kosów w odległości od 5 do 8 mil od hodowli krów mlecznych. Patogen ten był genetycznie identyczny z wirusami wykrytymi na tej farmie, jak też w innej hodowli w stanie Kansas.

Jeśli potwierdzą to kolejne analizy, należy liczyć się z tym, że nawet odpowiednia kontrola hodowli zwierząt nie będzie wystarczająca, aby powstrzymać dalszą transmisję wirusa H5N1.

Inna zła wiadomość jest taka, że przebieg ptasiej grypy u zakażonych krów nie zawsze ma łagodny przebieg. U zakażonych ludzi śmiertelność jest bardzo wysoka. Pocieszające jest jedynie, że ryzyko zarażenia ptasią grypą jest nadal niskie. Jak dotychczas niemal wszystkie infekcje u ludzi zdarzyły się na skutek bezpośredniego kontaktu z zakażonym ptactwem, żywym lub martwym, albo skażonym otoczeniem.

Wkrótce jednak i to może być już nieaktualne. Amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób poinformowało na początku września o pierwszym w USA zakażeniu u ludzi wirusem H5 ptasiej grypy niepochodzącym od zwierząt. U zainfekowanego w Missouri pacjenta nie ustalono żadnego kontaktu z chorym zwierzęciem. Wymagał on hospitalizacji i był leczony lekiem antywirusowymi. Na szczęście życie pacjenta udało się uratować.

Ryzykowny seks

W Europie więcej emocji wywołuje ostatnio małpia ospa. W Szwecji wykryto pierwszy przypadek zakażenia bardziej zaraźliwą odmianą wirusa mpox poza kontynentem afrykańskim. Jednak ryzyko rozprzestrzenia się u nas tego patogenu jest niewielkie, o czym zapewnia Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób. Choroba ta rozprzestrzenia się głównie poprzez bliski kontakt z zakażonymi osobami, w tym również przez kontakty seksualne.

„Nowością” jest jednak to, że w przeciwieństwie do poprzedniej, łagodniejszej odmiany tego patogenu, zmiany chorobowe częściej się pojawiają na narządach płciowych, a nie na klatce piersiowej, dłoniach czy stopach, co może być trudniejsze do wykrycia. Inne objawu to gorączka i bóle głowy.

Mpox może zostać zawleczony do Polski. Minister zdrowia oraz konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych zalecili szczepienia przeciwko temu patogenowi personelowi medycznemu opiekującymi się chorymi z mpox, personelowi laboratoriów narażonych na kontakt z tym wirusem oraz podróżującym w rejony, gdzie występuje ona endemicznie.

Wirus ten jest jednym z priorytetowych patogenów na liście Światowej Organizacji Zdrowia. Jednak jak twierdzi dyrektor regionu  europejskiego WHO dr Hans Kluge, „małpia ospa nie będzie nowym COVID-em”. Jego zdaniem zakażenie to „można i trzeba opanować wspólnie”. Jednym z warunków jest jak najszybsze udostępnienie najbardziej zagrożonym krajom afrykańskim szczepionki przeciwko mpox z rezerw strategicznych.

To jeszcze nie koniec

Lista WHO obejmuje ponad 30 patogenów z potencjałem do wywołania globalnego zagrożenia. A małpia ospa jest na jednym z dalszych miejsc. Na pierwszym miejscu ponad 200 naukowców z całego świata umieściło koronawirusy z dwóch grup. Jedną z nich są patogeny pod wspólną nazwą Sarbecovirus, do których należy SARS-CoV-2. Druga grupę tworzą te o nazwie Merbecovirus, wśród których jest wirus wywołujący zespół oddechowy Bliskiego Wschodu (MERS).

Koronawirusy za największe zagrożenie uznali też eksperci skupieni wokół COVID Transition Initiative. Przy czym w opublikowanym niedawno raporcie zaznaczają, że COVID-19 jeszcze nie odpuścił i nadal jest groźny. Świadczy o tym nowa fala zakażeń, która od kilku tygodni rozprzestrzenia się na świecie, zarówno w USA, jak i Europie, także w Polsce.

Zagrożenie to jest jednak powszechnie bagatelizowane, na dodatek brakuje szczepionek przeciwko nowemu podwariantowi omikrona wywołującemu COVID-19 o symbolu JN.1 oraz jego podgrupom, takim jak KP.2 i KP.3.3. W Polsce miły być dostępne najwcześniej w drugiej połowie września, na początek wyłącznie dla seniorów oraz osób z osłabioną odpornością. Pozostałe grupy będą mogły się zaszczepić w październiku, a nawet dopiero w listopadzie, a zatem wtedy, gdy będziemy mieli szczyt zachorowań albo fala infekcji zacznie już opadać.

Według amerykańskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób objawy zakażenia wywołanego podwariantem JN.1 są podobne jak w przypadku innych odmian wirusa SARS-CoV-2. Nasilenie dolegliwości bardziej zależy od odporności organizmu u danej osoby i ogólnego stanu jej zdrowia, aniżeli od tego, jaki jego podwariant wywołał infekcję.

Światowa Organizacja Zdrowia do listy zagrożeń dodała jeszcze szczepy bakterii wywołujących cholerę, dżumę, czerwonkę, biegunkę oraz zapalenie płuc. Ostrzega też przed hantawirusami i arenawirusami, ponieważ przeskoczyły na ludzi i sporadycznie, przynajmniej na razie, przenoszą się między ludźmi.

Na tej liście jest wciąż wyjątkowy zaraźliwy i śmiertelny wirus Nipah przenoszony przez nietoperze owocożerne. Odsetek wywoływanych przez niego zgonów sięga 50-70 proc., głównie na skutek zapalenia mózgu. Wirus znany jest od 1998 r., po raz pierwszy pojawił się w Malezji, ale na razie wywołuje pojedyncze zgony. W sumie zarejestrowano dotychczas ponad 200 przypadków śmiertelnych.

Wektor krwiopijca

Zagrożenie tymi patogenami będzie zależało od zmian klimatycznych i nasilenia migracji oraz ruchu turystycznego. Tym bardziej że wraz z ocieplaniem się klimatu w całej Europie rozprzestrzeniają się inwazyjne komary przenoszące choroby tropikalne, takie jak choroba denga, chikungunya i gorączka Zachodniego Nilu. Są to zarówno komary tygrysie (Aedes albopictus), jak egipskie (Aedes aegypti). Komary tygrysie w Bułgarii po raz pierwszy wykryto w 2011 r.

Obecnie występują one również w takich krajach europejskich, jak Chorwacja, Francja, Grecja, Włochy, a także Austria, Niemcy, Węgry, Belgia, Czechy oraz Holandia, Słowacja i Szwecja. Z kolei komar egipski początkowo zasiedlał Afrykę, a potem się rozprzestrzenił na wszystkie tropikalne i subtropikalne regiony świata. Ostatnio został wykryty na Cyprze oraz na Maderze.

„W Europie coraz bardziej widoczne jest, że zmiany klimatu wpływają na warunki sprzyjające rozprzestrzenianiu się komarów inwazyjnych na terenach, na których dotychczas nie występowały. Przenosząc takie zakażenia, jak choroba denga, zagrażają coraz większej grupie ludzi” – ostrzega Andrea Ammon, była dyrektor Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób.

Inwazyjne gatunki owadów docierają także do Polski. Przykładem są kleszcze Hyalomma, wykryte we Wronkach pod Poznaniem, w okolicach Częstochowy oraz Barankowa. Pajęczaki te, z długimi, prążkowanymi odnóżami, przenoszą wiele groźnych bakterii i wirusów. To m.in. wirusy krymsko-kongijskie, wywołujące ciężką gorączkę krwotoczną o dużej śmiertelności, sięgającej nawet 60 proc. A także wirus Zachodniego Nilu, wirus wenezuelskiego zapalenia mózgu koni czy wirus afrykańskiego pomoru koni. Poza tym kleszcze te mogą też przenosić bakterie, takie jak riketsje.

Kleszcze Hyalomma nie lubią niskiej temperatury i wysokiej wilgotności, jednak zmiany klimatu powodują, że wykryto je już w Niemczech, Czechach i na Słowacji, a nawet w Szwecji. Zbierano je z wielu zwierząt, znajdowano je także w domach. Gdy nie mają korzystnych warunków – giną. Mogą być przenoszone przez ptaki i gdy tylko będą ciepłe i suche wiosny oraz lata, pozostaną u nas na stałe.

Gama różnego typu potencjalnych patogenów kandydujących do miana kolejnego „kowidu” jest ogromna. Zarazki uwielbiają jednak zaskakiwać. Przed pojawieniem się COVID-19 częściej jako na kandydatów do wywołania pandemii stawiano na wirusy grypy. Okazało się jednak, że doprowadziły do tego nowe odmiany koronawirusów przenoszone przez nietoperze. Trafne wytypowanie takiego pandemicznego patogenu na razie rzadko się udaje.

Zbigniew Wojtasiński