Prezes NRL: Nie traćmy już czasu
Dobra organizacja nie oznacza trzymania wszystkiego silną ręką. 12 proc. lekarzy i lekarzy dentystów nosi się z zamiarem odejścia z miejsca pracy, tyle samo rozważa wyjazd za granicę, 8 proc. myśli o rezygnacji z zawodu, a 34 proc. o ograniczeniu aktywności zawodowej* – pisze prof. Andrzej Matyja.
W świetle obecnej bardzo trudnej sytuacji kadrowej w ochronie zdrowia takie dane są kolejnym sygnałem ostrzegawczym i wezwaniem do szybkich i przemyślanych działań. Mogą one powstać tylko po partnerskim dialogu z reprezentatywnymi przedstawicielami środowiska lekarskiego. Znalezienie konsensu jest w interesie pacjentów i medyków, o czym pisałem w artykule „Nie można tak lekceważyć lekarzy” w „Rzeczpospolitej” z 28 września.
Inwestycja, a nie koszt
W czasie pandemii przekonaliśmy się, że gdy system zawiódł, gdy nie było odpowiedniego sprzętu, zabezpieczeń, procedur i wytycznych, medycy mogli liczyć tylko na siebie i stanęli na wysokości zadania. Polskie doświadczenia potwierdzają się w międzynarodowych badaniach.
Nic więc dziwnego, że we wnioskach wynikających z projektu badawczego prowadzonego przez The World Economic Forum i London School of Economics na temat zrównoważonego i odpornego systemu ochrony zdrowia na czołowym miejscu znalazło się stwierdzenie, że warunkiem wstępnym stworzenia silnego i odpornego systemu ochrony zdrowia jest inwestowanie w kadry medyczne.
W krajach OECD „popandemiczne” dodatkowe inwestycje w ochronę zdrowia ocenia się na między 0,5 a 3,4 proc. PKB (średnio na poziomie 1,5 proc. GDP). Celem jest lepsza ochrona społeczeństwa i gospodarki przed skutkami spodziewanych kolejnych pandemii i minimalizowanie ryzyka, przy czym szacuje się, że inwestycja 1 USD w poprawę zdrowia przynosi korzyść ekonomiczną na poziomie 2-4 USD. A więc zdrowie to nie koszt, lecz inwestycja. To stwierdzenie wydaje się oczywiste, ale gdy przyjrzeć się polityce kolejnych ekip rządowych, można odnieść wrażenie, że zwolenników raczej nie miało i nie ma, a jeśli, to bardziej w sferze deklaracji.
Kadry a system
Dużo już o koniecznych zmianach w ochronie zdrowia powiedziano i napisano. Za nami setki godzin seminariów, konferencji i debat. Wiele wniosków i recept powtarza się, a odczuwalnych zmian nie doświadczają ani pacjenci, ani medycy. Warto więc może umówić się co do kilku punktów.
1. Ochrona zdrowia to specyficzna dziedzina usług profesjonalnych, usług świadczonych indywidualnie. Zasadnicze znaczenie dla niej ma więc personel, czyli „usługodawcy” – ich liczba oraz kompetencje. W tej dziedzinie nie można po prostu zwiększyć wydajności pracy, a możliwości automatyzacji, w przeciwieństwie do sfery produkcji, są ograniczone.
2. Procesy diagnostyczno-terapeutyczne to nie tylko seria czynności medycznych, ale także bardzo ważny kontakt z pacjentem, wsparcie emocjonalne, dobre poinformowanie o stanie zdrowia, przekazanie wiedzy o sposobie postępowania. Ta część działań znacząco wpływa na ocenę systemu ochrony zdrowia przez pacjentów.
3. Liczba personelu nie przekłada się automatycznie na jakość systemu ochrony zdrowia, ale jego wysoka ocena jest częstsza w krajach, w których personelu, szczególnie personelu średniego, jest więcej.
4. By system ochrony zdrowia dobrze działał, poza odpowiednią liczbą personelu potrzeba dobrej organizacji. Przy czym dobra organizacja nie oznacza „ręcznego sterowania” i „trzymania wszystkiego silną ręką”. Dobra organizacja oznacza, że uczestnicy systemu (podmioty, osoby) znają swoje role i angażują się w pełni w ich realizację. To również dobra współpraca wszystkich zawodów medycznych jako gwarancja jakości świadczeń.
5. Wobec trudności zwiększania wydajności pracy, bardzo ważne jest odpowiednie przypisanie zadań i ról. Dlatego niezwykle pilne i ważne jest wprowadzanie rozwiązań odciążających personel medyczny od zadań, które mogą wykonywać osoby o mniej specjalistycznych kwalifikacjach. Najważniejszym obszarem jest tworzenie dokumentacji (niezbędnej z powodów medycznych i prawnych), ale dotyczy to także czynności związanych z zaspokajaniem emocjonalnych potrzeb pacjenta (rozmowy, edukacja, informowanie), zarządzania i organizacji pracy.
6. Pracownicy ochrony zdrowia należą do kategorii tzw. pracowników wiedzy. Osoby takie muszą aktywnie wykorzystywać swoją profesjonalną wiedzę i aplikować ją do okoliczności, a przede wszystkim indywidualnych pacjentów. Tacy pracownicy muszą być odpowiednio zmotywowani, posiadać wysoki poziom etyki zawodowej i etos pracy. Frustracja, spadek motywacji, upadek morale, bardzo silnie odbijają się na jakości pracy „pracowników wiedzy”.
7. Profesjonaliści medyczni jako „pracownicy wiedzy” powinni być dobrze i sprawiedliwie wynagradzani. Ich ścieżka zawodowa powinna być przewidywalna i zależeć od zaangażowania oraz zdolności. Atmosfera pracy, samodzielność decyzji, możliwość uzyskania rozpoznawalności w środowisku i w oczach pacjentów to przykłady elementów, które motywują tę grupę pracowników i są niezbędne (obok wynagrodzeń) do właściwego wykorzystania ich potencjału.
8. Dla „pracowników wiedzy” ogromnym zagrożeniem jest wypalenie zawodowe. Należy za wszelką cenę zapobiegać mu, bo bardzo często dotyczy to osób wyjątkowo zaangażowanych w swoją pracę, w szczycie ich możliwości zawodowych, a skutkuje utratą tych osób z rynku pracy lub pracą poniżej możliwości i kompetencji.
9. Medycyna musi być oparta na dowodach naukowych, a nie na strachu przed prokuratorem, dlatego konieczne jest cofnięcie zmian w kodeksie karnym wymierzonych przeciwko lekarzom (art. 37a k.k. z 2020 r. i 155 k.k. z 2019 r.), a także wprowadzenie rozwiązań odpowiadających idei no fault w sposób rzeczywisty, a nie pozorowany.
10. Organy państwa powinny szybko i stanowczo reagować na wszelkie przejawy agresji wobec medyków, a także skutecznie zapobiegać szerzeniu dezinformacji zagrażającej zdrowiu publicznemu i podważającej zaufanie do medycyny opartej na dowodach (zwłaszcza dotyczy to pandemii i szczepień).
11. Konieczne jest pilne wprowadzenie w edukacji szkolnej regularnych zajęć poświęconych zdrowiu i profilaktyce, by kształtować wśród obywateli poczucie odpowiedzialności za ich zdrowie. Zdrowie pacjenta zależy od niego samego, a nie tylko od medyka.
Punkty te wyznaczają obszary wymagające szybkich i konkretnych decyzji, jeśli poważnie myśli się o wsparciu kadry medycznej i zdrowej przyszłości obywateli. Niektóre pomysły już próbuje się wprowadzać w życie, ale gdy okiem medyka przyjrzeć się szczegółom, pojawiają się poważne zastrzeżenia.
Tak samo nie znaczy to samo
Okazuje się, że choć mówimy tak samo, nie znaczy, że mówimy to samo. Przykładem są propozycje „restrukturyzacji” kompetencji zawodów medycznych. To właściwy kierunek i jako samorząd lekarski popieramy go, ale z niepokojem obserwujemy, że słuszna idea w praktyce może być wypaczona, prowadząc do „felczeryzacji” medycyny.
Nie jest np. dobrym rozwiązaniem wprowadzenie asystenta chirurga, który będzie dublował zadania rezydenta i uniemożliwiał mu zdobywanie umiejętności praktycznych. Nie jest też właściwym kierunkiem dodawanie do zadań opiekuna medycznego kompetencji pielęgniarskich (na dodatek w przyspieszonym trybie nauczania) zamiast zadbać o pozyskanie odpowiedniej grupy osób do tego zawodu (także dzięki zachętom finansowym), aby pielęgniarki nie musiały poświęcać czasu na prace opiekuńcze, lecz mogły wykorzystać go na czynności stricte medyczne, też przejmowane od lekarzy.
Sformułowana już ponad dwa lata temu (i wpisana do rekomendacji projektu „Wspólnie dla zdrowia”, nad którym wiele miesięcy pracowała rzesza medyków i ekspertów) idea powołania asystenta medycznego czy też sekretarza medycznego/sekretarki medycznej, której wszyscy przyklasnęliśmy, do tej pory nie została wprowadzona w życie jako rozwiązanie systemowe, co ważne, wsparte odpowiednimi finansami.
Pacjenci – i słusznie – nie czują się zaopiekowani. Badania pokazują, że brakuje im zrozumiałej informacji, przejawów empatii, bezpośredniego kontaktu, wsparcia nie tylko w procesie powrotu do zdrowia, ale i w profilaktyce. W tych rolach doskonale mogą zastąpić lekarzy inni pracownicy, pomagający w zdrowieniu pacjenta, ułatwiający jemu i rodzinie poruszanie się po systemie ochrony zdrowia.
Brakuje konsultantów cyfrowych, specjalistów łączących wiedzę medyczną z kompetencjami z obszaru informatyki. Potrzeba analityków danych, specjalistów opieki zintegrowanej, edukatorów zdrowia. Ale nie wystarczy tego zadekretować. Trzeba stworzyć możliwości sfinansowania nowych miejsc pracy, nie mówiąc o konieczności urealnienia wyceny świadczeń, które nie nadążają za rosnącymi kosztami.
To racja stanu
Rzeczywistości nie da się zaczarować. Potrzebne są pieniądze, decyzje organizacyjne na szczeblu rządowym (chociażby koordynacja polityki zdrowotnej z polityką społeczną). Tracimy czas. Zanim na rynek pracy wejdą nowe roczniki absolwentów studiów medycznych, można by zadbać o „małe i szybkie zwycięstwa”. Brakuje konkretnych działań ustalonych w partnerskim dialogu z reprezentatywnymi przedstawicielami zawodów medycznych.
Powstają kolejne opasłe strategiczne dokumenty, w których powtarzane są te same tezy, a opieka zdrowotna coraz bardziej nam karleje, choć wiadomo, że zdrowie to nasza racja stanu. Cenne zasoby i fundament każdego systemu ochrony zdrowia, czyli kadry, są spychane na drugi plan. Można odnieść wrażenie, że decydenci urządziliby doskonałą ochronę zdrowia, gdyby nie „roszczeniowi” medycy.
W naszym zawodzie, gdy w grę wchodzi ludzkie życie, poprzeczka kompetencji musi być wysoko ustawiona. Tego samego oczekujemy od rządzących. To też jest element budowy zaufania. Nie służy temu narzucanie rozwiązań, przepychanie ustaw, niedopuszczanie do wysłuchań publicznych podczas prac parlamentarnych, a gdy zmiany nie przynoszą oczekiwanych efektów, zrzucanie winy na tych „co na dole”, którzy nie chcą lub nie potrafią podołać wyzwaniom.
Gdy rozwiązania są niedopracowane, wycinkowe, gdy brakuje na nie pieniędzy, to są jedynie odhaczonym punktem programów czy strategii. Rośnie niezadowolenie pacjentów, których oczekiwania zwiększyły się pod wpływem zapowiedzi i obietnic polityków. Rośnie frustracja wśród medyków i jako kraj lokujemy się na zawstydzająco niskiej pozycji na tle Europy. To poniżej naszych możliwości i aspiracji.
Oby się nie okazało, że polska kadra medyczna będzie realizować swoje ambicje zawodowe, ale za granicą. Bo coraz trudniej będzie medykowi postępować zgodnie z sumieniem i maksymą Hipokratesa: „Zdrowie chorego najwyższym prawem”, jeśli ciężar tej odpowiedzialności ma dźwigać tylko on, bez wsparcia całego systemu ochrony zdrowia, za który odpowiadają politycy.
Andrzej Matyja, prezes NRL
Artykuł ukazał się 12 października 2021 r. w dzienniku „Rzeczpospolita”
* Badanie przeprowadził w lipcu 2021 r. zespół naukowców tj. prof. Beata Buchelt z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, prof. Iwona Kowalska-Bobko z Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum oraz prof. Tomasz Masłyka z Akademii Górniczo-Hutniczej przy współpracy z Naczelną Izbą Lekarską. W badaniu wzięło udział 2144 lekarzy i lekarzy dentystów.